Davina
siedziała zgarbiona na kanapie, w dłoniach obracała szklankę z grubym dnem.
Bursztynowy płyn uderzał o ścianki, a dziewczynę najwyraźniej zastanawiało, jak
bardzo może rozhuśtać ciecz zanim wyląduje na podłodze. Ostatnie godziny
odcisnęły piętno na jej twarzy. Miała bladą skórę, podkrążone oczy, które
błyszczały wypełnione łzami, mimo że nie płakała.
Ostatnio
często płakała, sam byłem winien wielu jej łez. Ale tym razem nie uroniła ani
jednej. Gdy zrozumiała, co się stało z Allie krzyczała tak długo, aż zabrakło
jej tchu i osunęła się na ścianę. Od tam tej pory nie powiedziała ani słowa.
Skupiła całą swoją uwagę na mieszaniu zawartości szklanki.
Chciałem
złapać ją za rękę, ale nie mogłem unieść własnej. Prawie nie znałem Allison
Cooper, była najlepszą przyjaciółką Daviny, koleżanką mojego brata, ale nie
moją. Mimo to, czułem pustkę, którą po sobie pozostawiła. Widziałem cierpienie
Langdonów, cały dom był nim przytłoczony. Nawet bliźniaczki były podejrzanie
spokojne.
Naglę
ciszę przerwał dźwięk telefonu. Wszyscy podnieśliśmy wzrok na aparat leżący na
blacie. Jako pierwsza zerwała się matka Daviny, odkaszlnęła i odebrała.
-
Langdon, słucham. – Po drugiej stronie ktoś mówił coś bardzo szybko, a kobieta
bezwiednie chodziła po salonie, kiwając głową. W pewnym momencie zatrzymała się
i zamarła przy oknie. – Lyanno, jesteś absolutnie pewna? – Kolejna chwila
milczenia, Jessica nerwowo skubała dolną wargę. Ojciec Daviny podszedł do żony
i położył jej dłoń na ramieniu. – Rozumiem. Oczywiście. Będziemy jak
najszybciej to możliwe.
Davina
podniosła wzrok na rodziców, jej brązowe oko pociemniało, a zielone pojaśniało.
Wyglądała absolutnie przepięknie. Położyłem dłoń na jej udzie. Odstawiła
szklankę i obiema rękami uścisnęła moje palce.
-
Co się stało? – Dziewczyna zaczęła drżeć.
-
Ciało Allie musi zostać zidentyfikowane. – Kobieta miała problem z wypowiedzeniem
tych słów. Spojrzała na swoją córkę i zacisnęła mocno usta. – Jesteś jedyną
osobą, która może to teraz zrobić.
-
Co? – zapytałem, zanim w ogóle się zastanowiłem. Państwo Langdon spojrzeli na
mnie ze zrozumieniem, widziałem w ich oczach, że nie uważają tego za dobre
rozwiązanie. – Nie może…
-
Tristanie. – Davina pogładziła mnie czule po kłykciach. – Uspokój się.
Dlaczego, mamo?
Jej
głos. Pełen spokoju i opanowania, mimo że wyglądała jakby ledwo siedziała.
Przerażał mnie.
-
Rodzice Allie nie są w stanie… Są pod opieką psychologa i psychiatry. Jesteś
wpisana w jej kontakty ICE. – Jessica przyklęknęła przy córce i pogładziła jej
kolano. – Dasz sobie radę?
Davina
przełknęła głośno ślinę. Doskonale wiedziałem, o czym myśli. Nie miała wyboru,
od tego zależało, jak szybko wyjaśni się, co się stało z jej przyjaciółką. Nie
mogła sobie pozwolić na słabość.
-
Ktoś musi cię zawieźć – odezwał się mężczyzna. – My nie możemy, a ty nie
powinnaś jechać sama.
-
W porządku, pojadę z nią. – Tym razem mój głos nie brzmiał już, jak głos
rozdygotanego nastolatka.
Spojrzałem
na ojca Daviny, który pokiwał głową w odpowiedzi.
-
Kochanie, czy chcesz, żeby której z nas z tobą jechało?
Dziewczyna
pokręciła głową. Puściła moją rękę i wstała z kanapy. Bez słowa ruszyła w
kierunku korytarza. Stawiała szybkie i pewne kroki. Obserwowałem jej napięte
jak struna plecy, silne mięśnie rysowały się pod delikatnym materiałem
sukienki. Na twarz przywołała maskę, idealnie pustą, dzięki której odcięła się
od świata zewnętrznego. Chciałem wiedzieć, o czym myśli, co czuje. Bałem się,
że zatraci się we własnych emocjach i zapadnie się w nich tak głęboko, że już
jej nie dosięgnę.
-
Nie ma takiej opcji – powiedziałem twardo, gdy ruszyła w stronę drzwi od strony
kierowcy. Położyłem rękę na niebieskim lakierze, uniemożliwiając Davinie walkę
ze mną. Mimo że sam nie byłem najlepszym materiałem na kierowcę, byłem lepszy
od niej.
Uniosła
dłonie w geście kapitulacji, nie spodziewałem się, że odpuści.
-
Dziękuję – wyszeptała.
Miała
tak cichy głos, że w pierwszej chwili zwątpiłem, czy to ona była źródłem
dźwięku, czy był to szelest drzew.
Złapałem
ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Zanurzyłem nos w jej włosach, pachnących
bergamotką. Davina objęła mnie ramionami za kark. Oddychała ciężko, jakby miała
się zaraz rozpłakać, ale z jej oczu nie popłynęły łzy.
Pocałowałem
ją w czoło, mocno przyciskając wargi do miękkiej skóry.
-
Jedźmy już, proszę.
Wypuściłem
ją z objęć i w milczeniu usiadłem za kierownicą jej auta. Ustawiłem fotel i
lusterka, po czym uruchomiłem silnik. Chciałem wspierać dziewczynę na siedzeniu
obok, kochałem ją od dawna, jeszcze zanim pojawiło się między nami cokolwiek
więcej. Nie mogłem patrzeć, jak marnuje się przy boku mojego głupiego brata,
który nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki skarb posiada. Chciałem, żeby moja
miłość dawała jej siłę, ale jednocześnie bałem się, że ją nią zaduszę.
Całą
drogę do szpitala, walczyłem ze sobą, by utrzymać wzrok na drodze. Kątem oka
spoglądałem na Davinę, która siedziała prosto i spokojnie patrzyła przed
siebie. Jej spokój mnie martwił, znałem ją na tyle, by wiedzieć, że kumuluje w
sobie emocje. Davina zazwyczaj była dla mnie jak otwarta księga, bez trudu
odczytywałem jej uczucia. Jednak tym razem było inaczej, zamknęła się w sobie tak
mocno, że przypominała porcelanową lalkę. Bałem się, że jeśli będzie je mocno w
sobie skrywać w końcu wybuchnie i nie uda mi się jej podźwignąć.
-
Przestań – powiedziała, gdy zaparkowałem na parkingu i posłałem jej kolejne
zaniepokojone spojrzenie.
-
O co ci chodzi?
-
Patrzysz na mnie, jakbym była odbezpieczonym granatem i miała ci wybuchnąć w
rękach. Nic mi nie jest. Przestań tak na mnie patrzeć – wysyczała mi prosto w
twarz. Na jej policzkach pojawił się szkarłatny rumieniec, który rozlał się na
szyję.
Ze
złością otworzyła lusterko i poprawiła włosy.
-
Idziemy zidentyfikować ciało twojej przyjaciółki – powiedziałem cicho i powoli.
– A ty jesteś przerażająco spokojna, martwię się o ciebie.
-
Zidentyfikować, to jest słowo klucz. To nie musi być Allie.
Zamknęła
z hukiem lustro i wysiadła z auta.
Siedziałem
i w milczeniu obserwowałem jej plecy, gdy zmierzała w stronę szpitala. Nie
wierzyła w to, że odnaleziono Allison. Była przekonana, że w kostnicy nie leży
jej ciało, Davina nawet nie brała tego pod uwagę.
Gdy
dziewczyna była już prawie na szczycie schodów, otrząsnąłem się z szoku.
Przebiegłem przez parking i dopadłem do drzwi, przeskakując po kilka stopni.
Wystarczyło przekroczyć próg, by uderzył we mnie szpitalny zapach: silnych
środków czyszczących, chorób i śmierci, ale także życia, którego dowodem były
malutkie noworodki, wynoszone w nosidełkach przez dumnych rodziców.
Dogoniłem
Davinę, gdy wsiadała do windy. Spojrzała na moje odbicie w lustrze i wcisnęła
klawisz oznaczający piwnicę. Spojrzałem na jej drobną figurę, rudawe włosy,
które nienagannie opadały na plecy. Jej różnokolorowe oczy patrzyły prosto w
moje. Zacmokała, widząc mój zszokowany wyraz twarzy.
-
Chcę iść tam z tobą – powiedziałem, kładąc zdrową rękę na jej ramieniu.
-
Chcę, żebyś był tam ze mną – odpowiedziała, dotykając moich palców. –
Przepraszam za moje zachowanie. Nie wierzę, że to Allison. To nie może być ona.
– Na końcu zdania jej głos zadrżał i po raz pierwszy zobaczyłem rysę w jej
masce, po którą kryło się przerażenie. – Allie nie zostawiłaby mnie.
Skinąłem
głową. Zanim otworzyły się drzwi, zdążyłem tylko pocałować ją w czubek głowy.
Spletliśmy palce i ruszyliśmy ciemnym korytarzem.
W
piwnicach było dużo chłodniej, a zapach środków czyszczących był dużo silniejszy.
Ciężko było mi oddychać. Dłoń Daviny drżała w moim uścisku. Nasze buty
piszczały w kontakcie z linoleum na podłodze. Chłodne światło sprawiło, że
twarz dziewczyny stała się jeszcze bledsza niż wcześniej. Zatrzymaliśmy się
przed podwójnymi drzwiami do kostnicy.
Spojrzałem
na Davinę, a ona skinęła krótko głową.
Zapukałem.
Drzwi
otworzyła lekarka, na oko trzydziestoletnia z ciemnymi oczami i jasnymi,
krótkimi lokami. Jej fartuch był nieskazitelnie czysty, mimo wszystko
spodziewałem się, że fartuch patomorfologa będzie ubrudzony krwią. Kobieta
spojrzała najpierw na Davinę, a później przeniosła swoje spojrzenie na mnie.
-
Kim pan jest?
-
Tristan Smith. Jestem… - Nie wiedziałem, jak określić naszą znajomość.
-
To mój przyjaciel. – Davina odzyskała głos, czym przykuła uwagę lekarki. –
Chciałabym, żeby mi towarzyszył.
-
Oczywiście, musimy poczekać na oficera policji, zaraz powinien tu być.
Otworzyła
nam szerzej drzwi. Kostnica nie była przerażająca. Na środku stały dwa metalowe
stoły, a wokół nich nie było żadnych narzędzi. Wszystko było uprzątnięte i
schowane do szafek, które mieściły się po lewej stronie. Na przeciwległej
ścianie znajdowały się lodówki, na ich widok Davinę przeszedł dreszcz. Ściany
wcale nie miały upiornego, zielonkawego koloru jak przedstawiają to w filmach,
pomalowane były żywą, niebieską farbą. Na moich przedramionach pojawiła się
gęsia skórka, temperatura była tu jeszcze niższą niż na korytarzu.
Lekarka
wskazała nam gestem kierunek, poszliśmy za nią do niewielkiego gabinetu przylegającego
do pomieszczenia. Ściany były pomalowane na żółty kolor, co miało odwracać
uwagę od wszechobecnej śmierci. Pod ścianą stała mała kanapa, a naprzeciw niej
biurko, na którym także panował nienaganny porządek.
-
Jestem doktor Lyanna Renon. Byłam stażystką u twoich rodziców – zagadnęła
lekarka, teraz jej głos był dużo cieplejszy niż przy drzwiach. – Wspaniali
ludzie i lekarze.
Skierowała
nas w stronę kanapy, a sama oparła się o blat biurka. Starała się uśmiechać
naturalnie, ale zauważyłem drżenie kącika ust.
-
Dziękuję – powiedziała Davina, wykręcając swoje palce. Odruchowo położyłem na
nich swoją dłoń. Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie zdawała sobie sprawy z
tego, co robi. – Miło to słyszeć.
-
Słyszałam, że dostałaś się na weterynarię. – Dziewczyna pokiwała głową. – Nie
chciałaś leczyć ludzi?
Poczułem,
jak Davina rozluźnia się lekko przy moim boku. Byłem wdzięczny Lyannie, że
zajęła dziewczynę rozmową. Była dla niej wyjątkowo miła. Chwilę później dotarło
do mnie, że Davina na pewno nie jest pierwszą osobą, która przyszła tu dokonać
identyfikacji bliskich zmarłych.
Ile
cierpień widziały mury tej kostnicy? Na samą myśl po moich plecach przebiegł
lodowaty dreszcz.
-
Chciałam leczyć, od dziecka uwielbiałam medycynę, ale zwierzęta to moja pasja.
-
Konie? – Lyanna zdawała się sporo wiedzieć o Davinie.
Dziewczyna
uśmiechnęła się.
-
Tak. To dla nich idę na ten kierunek.
-
Twoja mama sporo o tobie opowiadała. Jest z ciebie bardzo dumna.
Davina
nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ otworzyły się do drzwi i do kostnicy weszło
dwóch mężczyzn. Jednego z nich znałem, był to prokurator okręgowy Joseph
Gilles, drugi młodszy i wyższy był ubrany w mundur, a na piersi widniało
nazwisko Blackthorne.
-
Panno Langdon – przywitał się prokurator. – Została pani wyznaczona do
identyfikacji zwłok, rozumie pani, co to oznacza? – powiedział, bez zbędnych
ceregieli.
Zacisnąłem
mocno zęby, nie podobał mi się ton tego mężczyzny. Nie było w nim ani krzty
delikatności.
-
Tak mi się wydaje.
-
Musi być pani pewna, co do tożsamości osoby, którą pani zidentyfikuje. W stu
procentach pewna.
-
Rozumiem.
-
Pani doktor, możemy?
Lyanna
Renon skinęła głową i jako pierwsza opuściła gabinet. Davina spojrzała na mnie,
a w jej oczach czaił się lęk.
-
Boję się – wyszeptała tak cicho, że zwątpiłem, czy w ogóle coś powiedziała.
Nie
przyszła mi do głowy żadna odpowiedź, nie wierzyłem w żadne zapewnienie, że
będzie lepiej. Nie miało być. Nie miałem tej nadziei, która przyświecała
Davinie. Byłem przekonany, że gdy zostanie odsunięte prześcieradło, nic nie
będzie lepiej.
Jedyne,
co mi pozostało to w milczeniu uścisnąć jej palce i stać za jej plecami,
cokolwiek miało się stać.
Cześć!
Minął mój pierwszy tydzień jako studentki medycyny.
Nie będę Wam go tu opisywać, bo nie od tego jest ten blog. Powiem Wam, że z rozdziałami może być krucho, ale będę się starać cokolwiek napisać.
Ciekawa jestem, co sądzicie o zmianie narratora. Chcielibyście więcej takich rozdziałów?
Bardzo proszę o komentarze, dodają mi mnóstwo otuchy i weny.
Wasza,
Raven
Cześć!
Minął mój pierwszy tydzień jako studentki medycyny.
Nie będę Wam go tu opisywać, bo nie od tego jest ten blog. Powiem Wam, że z rozdziałami może być krucho, ale będę się starać cokolwiek napisać.
Ciekawa jestem, co sądzicie o zmianie narratora. Chcielibyście więcej takich rozdziałów?
Bardzo proszę o komentarze, dodają mi mnóstwo otuchy i weny.
Wasza,
Raven
Tak bardzo martwię się o bohaterów... I tak bardzo nie chcę by Allie okazała się martwa... wciąż mam nadzieję, że jakoś przeżyła... Ale boję się, że tym bardziej tak nie będzie...
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... ZMIANA PERSPEKTYWY TO WSPANIAŁY POMYSŁ! I jeszcze zostało to tak pięknie napisane. Co tu więcej mówić? Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, ale oczywiście rozumiem, że czas... jest ciężkim partnerem w pracy.
I W OGÓLE GRATULACJE I POWODZENIA <3333 Życzę Tobie jak najlepszych wyników jak i miłych wspomnień :3
Całuję <3
Nawet nie wiesz, jaką radość sprawia mi to, że się martwisz (Boże, jestem okropnym człowiekiem!), ale taka prawda - mam wtedy wrażenie, że stworzyłam postacie, do których ktoś się przywiązał.
UsuńDziękuję za miłe słowa i wsparcie - mam nadzieję, że nie zawiodę. Niestety w tej chwili nauka jest moim priorytetem, ale postaram się napisać coś w wolnej chwili :)
Kto wie, może nawet napiszę coś jeszcze raz z perspektywy Tristana...
<3!
'...jak bardzo może rozhuśtać ciecz zanim wyląduje na podłodze.' - przecinek po ciecz
OdpowiedzUsuń'Gdy zrozumiała, co się stało z Allie krzyczała tak długo, aż zabrakło jej tchu i osunęła się na ścianę.' - przecinek po Allie
"Miała tak cichy głos, że w pierwszej chwili zwątpiłem, czy to ona była źródłem dźwięku, czy był to szelest drzew.'' - mój ulubiony fragment rozdziału. Kocham go całym serduszkiem,
Ja też mam nadzieję, że to nie Allie. Zawsze ją mam. To głupie. Nawet gdy czytam któryś raz jakąś książkę lub oglądam jakiś film, w którym coś złego się dzieje, zawsze jest ta cholerna nadzieja, że magicznym sposobem to tym razem się nie stanie. Idiotyzm.
Zmiana narratora była naprawdę dobrym pomysłem. Czekam na więcej.
Cudowny rozdział. Czekam na następny i życzę powodzenia na studiach <3
BG
Nic nie umknie Twojemu sokolemu oku! Jestem pod wrażeniem :D
UsuńAż pojawiły łzy w oczach, gdy czytałam Twój komentarz po raz pierwszy. A w sumie potem do niego wracałam kolejny raz i kolejny. Dziękuję za to, że jesteś.
Do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem <3