Dochodziła
trzecia popołudniu, gdy stanęłam przed lustrem, w pełni gotowa na własną
osiemnastkę. Włosy splotłam w luźnego warkocza, który opadał mi na plecy.
Miałam na sobie białą koszulkę bez ramion z koronkowymi plecami i ołówkową
szarą spódnicę z lekkim wcięciem na prawym udzie. Między obojczykami leżała
perła od Haydena. Dotknęłam jej palcem, była nagrzana od mojego ciała.
Wzięłam
w dłoń buty na wysokim obcasie i zeszłam na dół. Dziewczynki biegały po
tarasie, wokół ogrodowego stołu, na którym czekały już talerzyki do ciasta.
Obie miały podobne sukienki, Clary w swoim ulubionym błękitnym kolorze, a Nora
w lawendowym. Mój tata w marynarce i prążkowanej koszuli kończył gotować obiad.
Obok niego kręciła się mama w białej sukience, która próbowała otworzyć wino.
Zatrzymałam się na schodach, patrząc, jak ojciec pochodzi do niej i z uśmiechem
pomaga jej uporać się z korkociągiem. Coś do niego powiedziała i pocałowała
lekko w policzek.
Zadzwonił
dzwonek. Postawiłam szpilki na podłodze i szybko założyłam je na stopy.
Podeszłam do drzwi, wygładzając niewidoczną zmarszczkę.
- Wszystkiego najlepszego,
kochanie! – krzyknęła babcia Viviane, obok której stał dziadek Tom.
- Ślicznie wyglądasz – dodał
dziadek, podając mi bukiet kolorowych kwiatów.
Objęłam
ich i przytuliłam. Po chwili w domu zapanował totalny rozgardiasz, pojawił się
brat ojca – Mark z żoną i córką, siostry mamy wraz z rodzinami, rodzice taty –
Beth i Ed, oraz Allison. Brakowało tylko Tristana. W głębi serca bałam się, że
nie przyjdzie ze względu na swoje napięte stosunki z Haydenem.
- Oho, chyba pojawił się ostatni
gość – powiedział wujek Jack, brat taty, wyglądając przez okno w salonie na
drogę.
Z trudem
odwróciłam wzrok od malutkiej Hayley, śpiącej słodko w wózku, mimo hałasu
wokół. Moje siostry i nasze najmłodsze kuzynki także obserwowały ją bacznie.
Żadna z nich nigdy nie widziała takiego małego dziecka. Chłopcy wydawali się
być zawiedzeni, że interesuje bardziej bobas niż oni. Idąc do drzwi zmierzwiłam
ich włosy.
- Cześć – powiedziałam,
otwierając drzwi.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie.
Wszystkiego najlepszego, Davina.
Obrzucił mnie
krótkim spojrzeniem. Patrzyłam na niego, próbując ukryć zachwyt. Był ubrany w
wąskie, czarne spodnie, granatową koszulę i czarną sportową marynarkę, która
podkreślała jego szerokie barki i lekko opaloną skórę. Podał mi bukiet
składający się z osiemnastu róż, o dużych, bordowych kwiatach i intensywnym,
słodkim zapachu.
- Dziękuję są piękne.
- Tak jak ty – powiedział cicho.
– Ślicznie wyglądasz – dodał głośniej, po krótkim kaszlnięciu.
- Dzięki.
Wpuściłam go
do środka.
- Masz jeszcze coś dla ciebie. –
Podał mi elegancko zapakowany pakunek w niebieskim papierze. – Mam nadzieję, że
będzie pasować.
Uśmiechnęłam
się, miałam przeczucie, że wiem, co znajdę w środku.
- Dziękuję, na pewno będzie.
Chodź – powiedziałam, wsuwając mu rękę pod ramię. – Jestem głodna.
Allie
pomachała mu, siedząc już koło mnie. Po jej drugiej stronie siedziała ciocia
Jean, która rozmawiała z nią cicho. Ostatnie wolne miejsce znajdowało się
pomiędzy moimi dziadkami. Tristan zawahał się krótko, gdy mu je wskazałam.
Wstawiłam kwiaty do wazonu, gdzie stanęły obok innych kolorowych bukietów.
Obiad płynnie
przeszedł w deser - kawę i ciasto. Goście rozsiedli się na tarasie i zajęli się
rozmową, dzieci bawiły się na podwórku znów w swoim żywiole. Mała Hayley
obudziła się i była karmiona w cieniu, a koło niej siedziały moje ciotki i
babcie, które nie mogły się zdecydować do kogo jest bardziej podobna. Tristan
rozmawiał luźno z moimi wujkami, którzy szybko przyznali się, że na studiach
też grali w kapeli rockowej.
Allie
przysiadła się do mnie i podała mi kieliszek białego wina.
- Już wiesz, jakie życzenie
pomyślisz, podczas zdmuchiwania świeczki?
- Nie. Chyba nie. – Wypiłam łyk.
– Jest tyle rzeczy Al, które był chciała, ale które są naprawdę ważne? Studia,
sukces w jeździectwie, czy nauce? Chyba najważniejsze jest, by żyć.
Złapała mnie
za rękę.
- Spójrz dookoła, Davina. Masz
wokół siebie wszystkich, których kochasz i, którzy cię kochają.
- Prawie.
Allie
przewróciła oczami.
- Nie przerywa się starszym, to
niegrzeczne. – Parsknęłam śmiechem. Majowe słońce delikatnie pieściło nasze
twarze, wydobywając z jej włosów złote tony. – Zapamiętuj takie chwile, chowaj
je głęboko w sercu. W najgorszych chwilach będą twoją pociechą.
Ścisnęła moją
rękę i uśmiechnęła się smutno.
- Masz niezwykłą zdolność
zamykania myśli w słowa, wiesz? Będziesz świetną pisarką. Już piszesz świetnie,
a będziesz jeszcze lepsza. Wierzę w to. Masz rację, to co się naprawdę liczy
jest na tym podwórku. Chciałabym…
- Nie, Davina! – krzyknęła Allie,
skupiając na chwilę na sobie uwagę innych gości. Moja rodzina uśmiechnęła się i
wróciła do swoich rozmów. – Nie mogę znać twojego życzenia, to by je
zniszczyło. Nigdy by się nie spełniło.
- Masz rację. – Stuknęłyśmy się
kieliszkami.
Słońce
schodziło coraz niżej, niebo przybrało różową barwę, gdy mama zawołała nas na
tort. Goście otoczyli mnie kołem, odśpiewali „Sto lat” i zapadła cisza.
Utkwiłam swoje spojrzenie w osiemnastu świeczkach, które płonęły nieśmiało. Moje
życzenie powoli formowało się w mojej głowie. Na chwilę podniosłam wzrok i
spojrzałam na Tristana. W ciepłym świetle późnego popołudnia jego oczy zdawały
się być krystalicznie niebieskie, jak szafiry.
Chciałabym
zawsze pamiętać te chwile.
Nabrałam
powietrza głęboko do płuc i dmuchnęłam. Gdy otworzyłam oczy żadna z świeczek
nie płonęła, a nad ciastem unosiła się mgiełka szarego dymu.
***
- Masz świetną rodzinę.
Drgnęłam.
Zaskoczył mnie. Zapadła noc, a mrok rozświetlały światła dochodzące z wnętrza
domu, lekki wiatr niósł ze sobą chłód morza. Tristan oparł się o filar werandy
i utkwił we mnie swoje spojrzenie.
- Dziękuję. – Obróciłam w palcach
kieliszek, chciałam móc się zrewanżować tym samym, ale praktycznie nie znałam
ich rodziny. Hayden rzadko jeździł na rodzinne imprezy, a jeszcze rzadziej
zabierał na nie mnie. – Spełnisz swoją obietnicę?
Uniósł
brwi zdziwiony.
- To znaczy?
- Nie dobrze zapominać o swoich
obietnicach, Tristanie – powiedziałam poważnym tonem. Widząc jego minę, szybko
dodałam: Droczę się tylko. Obiecałeś mi koncert „The Greyness”, kiedy będę w
Bostonie. A będę i to za tydzień.
Uśmiechnął
się, przygryzając wargę. W moim wnętrzu coś się przewróciło, gdy delikatna
skóra napięła się. Zacisnęłam zęby, zwalczając ochotę, by przeciągnąć po niej
palcem.
- Pamiętam, nie wiem tylko, czy
chcesz iść na punkowy koncert, czy nie wolisz się wyspać przed zawodami.
Uniosłam
brwi.
- Daj spokój. Spać to będę na
emeryturze, a teraz chcę się bawić. Idziemy.
- Davina, chciałbym porozmawiać
na zupełnie inny temat.
Zesztywniałam.
Znałam ten ton – z pozoru beztroski, ale pod spodem czaiło się jego
zdenerwowanie. Mimo to jego głos był jak muzyka dla moich uszu, nie potrafiłam
sobie wyobrazić go śpiewającego. Zastanawiałam się, czy ma chrapliwy, czy
bardzo melodyjny głos. Używał już go w rozmowie ze mną, gdy powiedział, że mu
na mnie zależy.
- Tristan, proszę. Nie prowokuj
Haydena, bardziej niż musisz. – Moja dłoń znalazła się na jego ręce. Delikatnie
ścisnęłam jego palce. – Zależy mi na tobie, ale jego kocham.
Nie
mogłam dłużej patrzeć na ból w jego oczach. Puściłam go i odwróciłam się na
pięcie. Złapał mnie za ramię delikatnie, ale stanowczo i przyciągnął do siebie.
Pomimo moich wysokich obcasów, nadal nie miałam oczu na równi z jego. Nasze
twarze były tak blisko, że czułam na policzku jego oddech. Czułam zapach jego
perfum, który mieszał się w powietrzu z wieczornym powietrzem, tworząc
niesamowitą mieszankę. Opuścił głowę, a jego nos musnął moje czoło.
- Davina – wyszeptał, gładząc
czule mój policzek. Miał zgrubiałą skórę na palcach. – Masz rację, nie
powinniśmy.
Odsunął
się i już miał odejść bez słowa, gdy złapałam go za rękę.
- Bądź moim przyjacielem. –
Spojrzał na mnie, jakbym go uderzyła. Przytuliłam dłoń do jego twarzy, pragnąc
odebrać mu ten ból. – Chciałabym, żebyś nie cierpiał, ale nie możemy. Ja mam
Haydena, a ty…
Urwałam,
nawet nie wiedziałam jak ma na imię jego dziewczyna. Uświadomiłam sobie, jak
niewiele o nim wiem. Moja dłoń zsunęła się z jego policzka, przez ramię i
opadła, luźno układając się wzdłuż biodra.
- Nie mam nikogo – wyszeptał
cicho. – To zdjęcie jest stare, zerwaliśmy tuż po Bożym Narodzeniu. Nie
schowałem tego zdjęcia, bo to była dobra chwila. Nadal się przyjaźnimy z Larą,
po prostu to nie było to, czego oboje chcieliśmy.
- Ja też ci tego nie dam.
Uśmiechnął
się krzywo, smutno.
- Tego nie wiesz, a ja się nie
dowiem. Masz rację, Davina. Zresztą jak zawsze. Hayden to mój brat, nie
powinienem nawet przez chwilę tak myśleć. Wybacz mi, proszę.
- Oczywiście. Będziesz moim
luzakiem, prawda? – Stał do mnie bokiem, jego twarz ginęła w mroku, nie mogłam
nic z niej wyczytać.
- Nie zostawiłbym cię samej. – Westchnęłam,
a on spojrzał na mnie przelotnie. Oczy Tristana znów były puste, nie mogłam w
nich niczego dojrzeć. - Już czas na mnie. Dziękuję za zaproszenie. Widzimy się
w czwartek, przyjadę po ciebie do ośrodka.
Zrobił
kilka kroków w stronę domu, po czym się zatrzymał. Jego szerokie barki unosiły
się powoli pod ciężarem oddechu. Odwrócił się gwałtownie i ruszył w moją
stronę. Uniosłam głowę, zupełnie nieświadomie, jakbym czekała na pocałunek. Ale
on ujął moją twarz w dłonie i pocałował w czoło. Gdy jego wargi dotknęły mojej
skóry, myślałam tylko o tym, jakie miękkie są.
- Wszystkiego najlepszego –
powiedział, a jego wargi muskały moją skórę z każdą sylabą, którą wypowiedział.
Odszedł,
pozostawiając mnie na werandzie, pełną zniszczonych nadziei i dziury w sercu.
Świadomość tego, że pragnęłam go, a nie mogłam go mieć, spadła na mnie z
impetem. Zacisnęłam palce na balustradzie, próbując opanować łzy. Jednocześnie
wiedziałam, że właśnie zdradziłam Haydena, chociażby mentalnie. Zdradziłam, bo
mimo świadomości swoich uczuć, nie spróbowałam tego zakończyć definitywnie.
A
należało tylko zabić to w zarodku.
Mijały
minuty, które straciły dla mnie wymiar. Znad lądu nadeszły ciemne chmury,
przysłaniając gwiazdy i księżyc. Daleko rozbłysła pierwsza błyskawica i rozległ
się grzmot. Wzdrygnęłam się. Otarłam łzy, które już dawno przestały płynąć.
- Tu jesteś. – Allie wyszła na
werandę i objęła mnie w talii. Patrzyła na mnie badawczo, jakby chciała
wyczytać z mojej twarzy wszystkie emocje. – Wszyscy cię szukają. Coś się stało?
- Nie, Al. Wszystko dobrze. Po
prostu się wzruszyłam. Tak się cieszę, że was wszystkich mam. – Pocałowałam ją
w policzek i razem wróciłyśmy do domu, zanim na zewnątrz rozpętała się burza.
Tak, to ja.
Witajcie.
Wiem, że obiecałam Wam rozdział wcześniej, ale szczerze? Nie chciało mi się. Miałam to zrobić, ale było wiele na głowie, mój wyjazd do dziadków, później z rodzicami (Ci, którzy zaglądają na mojego Instagrama wiedzą o co chodzi), więc pisałam, ale nie miałam czasu tego wrzucać na bieżąco na bloga.
Też kwestia Waszej aktywności mnie martwi. Wiem, że są osoby, które tu zaglądają. Widzę Was, ale to, że ktoś wyświetli mojego bloga mało znaczy, znaczy inaczej. Każda osoba, która tutaj zagląda jest cholernie ważna, ale to komentarz jest dla mnie wyznacznikiem tego, że ktoś tutaj faktycznie zagląda, a nie tylko klika w link.
Wybaczcie znów taką dygresję, ale uwielbiam Wasze komentarze. Zawsze. I dlatego tak o nie zabiegam :)
Rozdział na osłodę końca wakacji.
To były dobre wakacje - miałam 8nastkę, zrobiłam prawko, spotykałam się z przyjaciółmi i zwiedziłam mój wymarzony kraj. Te wakacje to też zmiana we mnie, wyleczyłam pewną handrę i mam nadzieję, że już nie wróci. Show must go on. Teraz jak o tym myślę, to ciekawi mnie, czy wpływało to na moje opowiadania... Zobaczymy.
Rozdział na osłodę końca wakacji.
To były dobre wakacje - miałam 8nastkę, zrobiłam prawko, spotykałam się z przyjaciółmi i zwiedziłam mój wymarzony kraj. Te wakacje to też zmiana we mnie, wyleczyłam pewną handrę i mam nadzieję, że już nie wróci. Show must go on. Teraz jak o tym myślę, to ciekawi mnie, czy wpływało to na moje opowiadania... Zobaczymy.
Za rozdział podziękujcie Marcie. Gdyby nie ona nie siedziałabym tutaj i nie wklejała go dla Was. Wybaczcie mi to zniechęcenie. Nie wiem dlaczego tak się ze mną dzieje.
Czerpię radość z pisania tej opowieści - mamy 9 rozdział, a ja już myślami jestem daaaleko. Mam plan na rozdział kulminacyjny, a muszę wyjaśnić jeszcze tyle kwestii.
Przepraszam za taki mój wywód tutaj. Choć to lubie w bloggerze. Że mogę Wam tu truć. Ale jeśli ktoś woli Wattpada to zapraszam. Tam też już jestem. Rozdziały postaram się tam jakoś powrzucać, ale wiecie - jutro szkoła ;)
Miłego roku szkolnego i niech będzie dla Was dobry!
Miłego roku szkolnego i niech będzie dla Was dobry!
A my maturzyści... Damy czadu!!!
Raven.
Oj, bez przesady... I tak prędzej czy później byś go wrzuciła;D Cieszę się, że piszesz, że to opowiadanie nie umiera. Na kolejne rozdziały czekam z niezwykłą niecierpliwością, a pewnie gdybyś wstawiała je np. co tydzień, nie byłyby tak wyczekane i dopracowane. Więc są plusy:) Życzę weny, weny i, może..., weny. Dodatkowo dobrego, naprawdę dobrego roku szkolnego i matury na 100%.
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo za cieple slowa, a w szczegolnosci za tego motywacyjnego kopa!
UsuńMam nadzieje, ze nadal bedziecie wyczekiwac kolejnych rozdzialow :)
#teamTristan
OdpowiedzUsuńI będę to pisać do swojej śmierci, jasne?!
On jest taki awww ^^
A Haydena nie lubię.
Nadal.
To był błąd podawać mi nazwę na wattpadzie, bo będę cię teraz stalkować xD Uwielbiam stalkować ludzi :')
Zgadnij o co modliła się dziś moja klasa na religii? *cisza pełna napięcia* O zmianę nauczycielki od matmy, albo "aby była w stanie błogosławionym" *owacje na stojąco dla Emiliana* *spróbujcie tu sobie wyobrazić minę naszej katechetki xD* Matfiz pozdrawia wszystkich serdecznie, lub jak oni wolą się określać "matematycy specjalnej troski" :') cri, z kim ja żyję?
Ucz się, ucz i jak już napiszesz tą maturę, to żeby było jak najlepiej! :D Trzymam kciuki, liceum ssie ;-;
Pozdrawiam cieplutko
Kate <3
Haha, uwielbiam byc stalkowana przez Ciebie :* serio, nie ma nic milszego :3
UsuńFajne macie te matfizy, zawsze sadzilam, ze jestescie troszke dziwni, ale to pewnie przez ta fizyke XD wybacz ;*
#teamTristan hahah, no zobaczymy, co z tego wyniknie :>
Do zobaczenia niedlugo!