Royal
nerwowo przebierał kopytami, jego duże oczy przesuwały się po korytarzu, w
którym tłoczyło się wiele osób. Widziałam, że czuł się zaniepokojony, a
jednocześnie podekscytowany. Pogładziłam go po umięśnionej szyi. Gwałtownie
opuścił głowę, przyciskając nos do mojego boku. Podrapałam go po białej plamie
na chrapach.
- Zaraz jedziemy, kochanie.
Uspokój się.
David
i Laura próbowali wprowadzić siwego wałacha do koniowozu, który nie za bardzo
miał na to ochotę. Mężczyzna otarł grzbietem dłoni czoło i spojrzał ze
zrezygnowaniem na swojego wierzchowca.
- To chyba nie ma sensu, Royal
powinien wejść pierwszy. - Popatrzył na mnie z wahaniem.
- Wiesz, jak to się może
skończyć. – Zbyt długie czekanie w przyczepie w nowym miejscu powodowało, że
mój koń za każdym razem udowadniał, że ma jaja. I to dosłownie. – Ale co tam.
Nie raz, nie dwa udawało nam się go ogarnąć.
Laura
uśmiechnęła się do mnie szeroko. Odpowiedziałam jej wesołym spojrzeniem.
Odpięłam linki od kantara Royala i zdjęłam uwiąz z jego szyi. Wprowadzanie do
koniowozu przebiegło bez komplikacji, ogier śmiało wszedł i bez sprzeciwów
pozwolił mi się przywiązać. W nagrodę podałam mu owsiane ciastko, które
uwielbiał. Poklepałam go i zeszłam po rampie.
Crimson
patrzył niepewnie na ciemne wnętrze. Poklepałam go po zadzie, pragnąc dodać mu
otuchy. Obecność drugiego konia znacznie ułatwiła sprawę. Wałach postawił
niepewnie kopyto na pochylni, a następnie odważnie dołączył do kolegi w środku.
Laura pogłaskała go po szyi i razem z Davidem zamknęli koniowóz.
- Udało mi się was spotkać. –
Odwróciłam się w stronę głębokiego, męskiego głosu.
Ojciec
Davida, stary pan Willson akurat wysiadł z samochodu. Poklepał syna po plecach,
ucałował policzki Laury i przytulił mnie tak jak dziadek przytula wnuczkę.
Uśmiechnęłam
się do niego szeroko.
- Jakieś ostatnie rady, panie
trenerze?
- Pamiętaj, kto tam rządzi, ale
nie zapominaj też, że czasem warto mu zaufać. To nie jest głupi koń, a do tego
ma doświadczenie w takich zawodach. No i tempo kochana, bez tego się zakopiecie
w pierwszym zakręcie.
David
podszedł do nas, także chłonąc rady swojego ojca. Od dawna korzystał z jego rad,
sam jednak rzadko z nim trenował, częściej prosił o konsultacje moich
treningów. Nigdy mi nie powiedział, czy to on nie chce trenować z ojcem, czy on
z nim.
- A ja, tato? Co myślisz o
Crimsonie?
Pan
Willson zamyślił się, patrząc na koniowóz. Był niższy od syna, jego ciemne
włosy były praktycznie siwe, a pod nosem nosił bujny wąs. Twarz pokryta była
siateczką zmarszczek, powstałych na skutek zbyt długiego przebywania na słońcu,
ale też częstego uśmiechania się.
- To młody koń, a ty najlepiej
wiesz jak z takim pracować. Wydaje mi się jednak, że jest bardziej sprawny na
lewą stronę. Także uważaj, bo tam może ci uciekać. Wierzę w ciebie David, nikt
nie pracuje lepiej z bobasami niż ty – dodał żartobliwie.
- Dzięki tato. Powodzenia tutaj.
Uścisnęli
się szybko i David ruszył w stronę koniowozu. Otworzył mi i Laurze drzwi od
strony pasażera. W środku panował porządek, były tam tylko trzy miejsca. Od
zawsze siedziałam w środku, kiedyś - bo byłam najmniejsza, teraz - bo tak
zostało. Ustawiłam nawigację, pomimo że każde z nas jeździło tą trasą wiele
razy. Obok włączyłam ekran, który pokazywał obraz z części samochodu
przeznaczonej dla koni. Royal i Crimson spokojnie skubali siano.
- Wszystko mamy? – Zapytała
Laura, która była naszym menadżerem. – Paki są? – Odhaczała kolejne punkty z
listy w swoim smartfonie, gdy jej potwierdziłam. – Ubrania mamy? Pasza? Siano i
ściółkę tam dostaniemy… Konie są?
Roześmiałam
się, ale potwierdziłam, gdy spojrzałam na ekran.
- Dokumenty mam ja – dodała
ciszej, przeglądając swoją torebkę. – No dobrze, możemy jechać.
- Tak jest, pani kapitan –
powiedział David, przekręcając kluczyk w stacyjce.
Silnik
obudził się z rykiem, spod kół wyleciał drobny żwir, gdy samochód zaczął się
toczyć w stronę drogi. Royal przestał jeść i spojrzał przez okno. Wiedziałam,
że jest podniecony. Lubił konkurencję, pokazać kim to on nie jest. Dzięki temu
wiedziałam, że zawsze da z siebie wszystko, będzie się starał. Jednak to mogło
nas zgubić, brawura to największy wróg sportowca.
- To twoje ostatnie juniorskie
zawody, prawda? – Głos Laury wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak. – David odpowiedział,
zanim zdążyłam otworzyć usta. – W wakacje zaczynasz stary jako młody jeździec.
Roześmiałam
się.
- Dobrze wiedzieć. W sumie
chciałam jeszcze pojeździć juniorów.
- Idziesz na studia we wrześniu,
studentkom nie wypada jeździć z nastolatkami.
- Co prawda, to prawda –
powiedziała Laura, poprawiając się na siedzeniu obok mnie.
Zajęłam
się przeszukiwaniem stacji radiowych, w końcu mój wybór padł na tą, w której
nadawano „No light, no light” Florence + The Machines. Zsunęłam trampki i
oparłam stopy o deskę rozdzielczą. Zachodzące słońce świeciło mi prosto w oczy,
sprawiając, że czułam na twarzy przyjemne ciepło. Przymknęłam powieki, które
wypełniało piękne różowawe światło. Kołysana ruchami samochodu i muzyką powoli
osunęłam się w stan odrętwienia. Moja głowa opadła na prawo i oparła się o
ramię Laury. Poczułam jej delikatny zapach, słodkich perfum i kwiatowego
szamponu.
Obudziło
mnie szarpnięcie.
Przetarłam
oczy i opuściłam nogi na dół. Poruszałam palcami, by rozruszać zastałe mięśnie.
Zjechaliśmy już dawno z autostrady, po obu stronach ulicy stały kamienice, a
ich okna rozjarzone były światłami. Na sygnalizatorze przed nami zapaliło się
czerwone światło, stąd szarpnięcie. Poruszałam szyją, która zesztywniała od
trzymania jej w nienaturalnej pozycji. Laura skończyła przeglądać gazetę i
wrzuciła ją do schowka. Royal i Crimson stały spokojnie w swojej części, a
siatka z sianem była prawie pusta.
- Dobry wieczór, śpiąca królewno
– powiedział David, wrzucając jednocześnie jedynkę i ruszając powoli do przodu.
- O jejku, przepraszam. Nie
spodziewałam się, że jestem aż tak zmęczona.
- Nic się nie stało. Lepiej,
żebyś była wyspana przed zawodami.
- Twój telefon od kilkunastu
minut się odzywa. – Laura oparła się plecami o drzwi, naciągając ręką pas. –
Może to ten chłopak, u którego masz się zatrzymać. Kim on jest?
- Tak, to pewnie Tristan –
odpowiedziałam bez przekonania.
Nie
zamieniliśmy ze sobą ani słowa od soboty. Obiecał, że się mną zaopiekuje w
Bostonie, ale jego wyznanie postawiło to wszystko pod znakiem zapytania.
Sięgnęłam do torby i wygrzebałam z niej telefon.
Rzeczywiście,
czekały na mnie dwie wiadomości. Jedna od Tristana, który powiedział, że mam mu
dać znać, gdy będę w Bostonie. Odpisałam krótko, że już jestem i, że
przepraszam za zwłokę. Autorem drugiej był Hayden.
Żałuję, że nie zdążyłem Cię pożegnać przed
stajnią. Dbaj o siebie, trzymam kciuki. Kocham Cię.
Obiecałam,
że na niego poczekam. Że nie wyjadę bez pożegnania. Ale nie potrafiłam na niego
spojrzeć i nie widzieć Tristana, nie słyszeć jego głosu, gdy mówił, że nigdy
się nie dowie, czy ja jestem tą jedyną.
Zawsze
gardziłam dziewczynami, które pakowały się w trójkąty. Nie wierzyłam, że można
ulec, gdy się kogoś kocha, że z własnej woli można chcieć zrobić coś, co zrani
najważniejszą osobę w życiu. A jednak, wiedziałam, że gdyby Hayden dowiedział
się o moich wątpliwościach to pękłoby mu serce. Zresztą mi na jego miejscu
także. Tristan walczył dzielnie o to, by zachować się honorowo. Oboje
staraliśmy się być przyjaciółmi. Te kilka dni miałby być naszą ostatnią szansą
– albo nauczymy się być przyjaciółmi, albo nie możemy się spotykać w ogóle.
- To już tutaj – odezwał się
David, a w jego głosie brzmiała nuta podniecenia.
Zapadłam
się w swoje myśli tak głęboko, że nawet nie zauważyłam końca podróży. Schowałam
telefon do torby i szybko ubrałam trampki. Parking przed halą zajmowało już
kilkanaście koniowozów i przyczep. W stajniach paliły się światła i krzątali
się ludzie. Podszedł do nas mężczyzna w czapce z daszkiem z logo miejscowego
klubu jeździeckiego.
- Mają państwo rezerwacje? –
Zapytał, nie patrząc na Davida.
- Tak, Willson.
Chłopak
mruknął coś w odpowiedzi i zaczął przeszukiwać listę.
- Dwa konie, jeden ogier. Dobrze,
proszę podjechać pod stajnię numer 2. Może się pan tam zatrzymać na czas
rozładunku. Dwa pierwsze boksy po prawej, są podpisane.
- Dziękuje – odpowiedziałam,
posyłając chłopakowi ciepły uśmiech.
Spojrzał
na mnie, a jego oczy pojaśniały. Uśmiechnął się, rozciągając spierzchnięte
wargi. Koniowóz powoli przetoczył się pod wskazane miejsce. Laura otworzyła
rampę, a David pomógł jej ją opuścić. Royal wydał z siebie donośne rżenie.
Szybko spojrzeliśmy po sobie, ale każde z nas już wiedziało, czego się spodziewać.
- Ubierz lepiej rękawiczki –
rzucił do mnie David, gdy wyprowadzał Crimsona. Siwy wałach zachowywał się
przyzwoicie. – I poczekajcie lepiej na mnie.
Pokiwałam
głową. Zgarnęłam robocze rękawiczki, stanęłam koło ogiera i zaczęłam gładzić
jego szyję. Zwierzę oddychało głęboko i rżało, na co odpowiadały mu klacze
stojące w sąsiedniej stajni. Tupnął ze złością nogą, próbując dać upust swojej
frustracji.
- Daj spokój, nie przyjechałeś tu
na panienki – skarciłam go. Starałam się mówić spokojnie, by go jeszcze
bardziej nie podjudzać.
Laura
podała mi ogłowie, które z trudem nałożyłam. Dopięłam mocno paski, by nie
stracić nad nim kontroli. Złapałam mocno wodze i uwiąz, który nadal był
przyczepiony do kantara pod ogłowiem. Dałam im znak głową, że jestem gotowa.
Kobieta otworzyła przegrodę, a ja pociągnęłam delikatnie Royala.
Ogier
wyszedł pozornie spokojnie, ale gdy tylko jego kopyta dotknęły kostki, napiął
się cały. Wydawał mi się dwa razy większy i szerszy. Czułam jego oddech na
swojej twarzy. Zarżał jeszcze głośniej niż wcześniej. Pociągnęłam go w stronę
stajni, koń nic sobie z tego nie zrobił. Jego nozdrza były szeroko otwarte i
chłonęły zapach klaczy, dobiegający ze stajni. Uszy mu drgały, gdy docierał do
nich ich śpiew.
Szarpnęłam
wodze, bo tylko tak mogłam zwrócić jego uwagę na siebie. Spojrzał na mnie
swoimi wielkimi brązowymi oczami.
- Hej, ja tu jestem. Tylko ja się
liczę, jasne?
Zdecydowanie
ruszyłam w kierunku stajni nr 2, ruszył za mną lekko się ociągając. Poszło
nieźle, obyło się bez popisów i zwracania na siebie uwagi wszystkich. Gdy tylko
sformułowałam tą myśl, ogier stanął w miejscu. Szarpnął głową w górę, boleśnie
pociągając za moje ramię. Cofnął się kilka kroków i stanął dęba, znów rżąc.
Palący ból przeszył moje dłonie ślizgające się po wodzach, ale tylko mocniej
zacisnęłam na nich palce.
Nagle
jakaś dłoń zamknęła się na uwiązie powyżej mojej. Szarpnęła go, a Royal skupił
się na drobnych ludzikach w dole z powodu bólu jaki zadało mu wędzidło w pysku.
Spojrzał na nas z pretensją.
- No już chłopie – odezwał się
Tristan spokojnie, ale stanowczo. – Koniec przedstawienia na dzisiaj.
Wspólnymi
siłami zaprowadziliśmy go do boksu, gdzie się uspokoił. Zdjęłam mu ogłowie i
kantar. Mój chłopiec przytulił się do mnie.
- No i na co ci to było? – spytałam
szeptem, całując jego miękkie chrapy. – Dziękuję – odpowiedziałam, patrząc na
Tristana, który stał w drzwiach.
Uśmiechnął
się szeroko.
- Taka moja praca. Dobry luzak
pomaga swojemu zawodnikowi.
- Już myślałam, że cię pociągnie
– powiedziała Laura, która wyłoniła się z mroku. – Ty jesteś Tristan? Nie znamy
się, jestem żoną Davida. – Wyciągnęła do niego rękę. Potrząsnął nią lekko. –
Masz silne dłonie.
- Jeżdżę już trochę. Powinniśmy
wypakować wasze rzeczy, David powinien przeparkować auto.
Razem
ściągnęliśmy obie paki oraz worki z paszą. Po półgodzinie nasze konie były
rozebrane z ochraniaczy transportowych i zajadały kolację. David oparł się o
ścianę boksu i objął ramieniem Laurę.
- Nic tu po nas - powiedział,
drapiąc nos Crimsona. – Nakarmię jutro rano konie, bo mieszkamy zaraz za
zakrętem, także nie musisz się zrywać. Mój konkurs zaczyna się o 10, jadę w
środku, dlatego też na tą godzinę chcę już być na rozprężalni.
- Dobrze, przyjadę Ci pomóc.
Zapleciemy go. Będę o 8, pasuje?
- Jasne. Jesteśmy umówieni.
Tristan
położył rękę na rączce mojej walizki, a ja pożegnałam się z Royalem.
Maszerowaliśmy w milczeniu, patrzyłam na nasze cienie. Wysokie lampy oświetlały
pusty chodnik przed nami. Jak na Boston to ulice były wyjątkowo puste.
Brakowało mi zapachu morza, który został zastąpiony przez duszący zapach lilii,
dochodzący z pobliskiego ogrodu.
- Co chciałabyś dzisiaj robić? –
zapytał chłopak, opierając się plecami o przeźroczystą ściankę przystanku
tramwajowego.
Przysiadłam
na plastikowym krzesełku, wyciągając nogi przed siebie.
- Chyba nie mam ochoty na nic
specjalnego, w sumie jestem dosyć zmęczona. No chyba, że proponujesz jakieś
specjalne wyjście.
Uśmiechnęłam
się do niego, próbując rozluźnić spiętą atmosferę między nami.
Otworzył
usta, by mi odpowiedzieć, ale nadjechał tramwaj, który zagłuszył jego głos. Z
wnętrza wysypało się sporo osób, głównie studentów. Stanęłam blisko Tristana,
by nie zagubić się w tłumie. Instynktownie położył mi dłoń na krzyżu, by mnie
nie zgubić. Po plecach przebiegł mi silny dreszcz. Stanęliśmy przy oknie,
wciskając się w niewielką, wolną przestrzeń. Czułam promieniujące od niego
przyjemne ciepło. Ostatni raz byliśmy tak blisko na mojej osiemnastce.
- O czym myślisz? – Zapytał,
nachylając się w moją stronę, by nikt nas nie podsłuchał.
Spojrzałam
do góry, prosto w jego lodowato, błetkitne oczy. Ciemne włosy opadły na czoło,
muskając brwi. Ze zniecierpliwieniem odgarnął je do tyłu.
- O niczym specjalnym. Kiedy ten
koncert?
Roześmiał
się. Był to szczery śmiech.
- Aleś ty uparta.
- Po mamie – dodałam, również się
uśmiechając.
- Jutro, akurat po pierwszym
dniu. Zdążysz zebrać siły na finał. – Zamilkł, obserwując okolicę. – Chodźmy,
to już ten przystanek.
Złapałam
rękaw jego bluzy, by nie zostać rozdzielona przez tłum ludzi, przelewający się
przez tramwaj. Tristan złapał moją rękę i splótł nasze palce razem. Jego duża
dłoń idealnie pasowała do mojej. Zganiłam się za takie myślenie, ale w Bostonie
z dala od domu, z dala od Haydena było mi dużo trudniej zachować trzeźwy umysł.
Bliska obecność Tristana otępiała mój umysł, zupełnie jakby był narkotykiem.
Otworzył
przede mną drzwi starej kamienicy. Fasada i obejście były zadbane, ale widać
było na nich odcisk czasu. Automatycznie zapalane światło oświetliło stare
schody. Deski skrzypiały pod naszymi stopami. Weszliśmy na trzecie piętro, gdy
Tristan postawił walizkę i sięgnął do kieszeni po klucze. Chwilkę walczył z
zamkiem, po czym dżentelmeńskim gestem zaprosił mnie do środka.
- Witaj w moich skromnych
progach.
Mieszkanie
było niewielkie, stojąc przy drzwiach można było zobaczyć praktycznie wszystko.
Aneks kuchenny od salonu oddzielał wysoki blat, przy którym stały dwa krzesła
barowe. W salonie znajdywał się niewielki telewizor oraz kanapa i fotel. Duże
biurko ustawione pod oknem tonęło pod książkami i notatkami Tristana. Ściany
były pomalowane na ciemny niebieski kolor, a podłoga pokryta była parkietem.
- Bardzo ładne mieszkanie –
pochwaliłam, zdejmując trampki i bluzę.
Zostawiłam
torbę przy blacie i ruszyłam na obchód. Tristan postawił moją walizkę przy
drzwiach i niepewnie ruszył za mną. Wbił dłonie w kieszenie, lekko się garbiąc.
Przeszłam przez salon, badając palcami materiał kanapy. Zatrzymałam się przy
przymkniętych drzwiach do jego sypialni.
- Mogę?
- Jasne, to będzie twój pokój na
ten czas.
Uśmiechnęłam
się.
- Dziękuję, to bardzo miłe. A ty
gdzie będziesz spał?
- Na kanapie. – Wzruszył
ramionami.
- Tristan, nie będzie za mała dla
ciebie? – Spojrzałam w górę na chłopaka mającego ponad sto osiemdziesiąt
centymetrów wzrostu.
Znów
wzruszył ramionami.
- Daj spokój, przeżyję. – Widząc
moje spojrzenie, dodał: Rozkłada się, będę mógł się wyprostować.
Westchnęłam
i otworzyłam drzwi.
Pierwsze,
co zobaczyłam to łóżko, zajmujące prawie całą powierzchnię pokoju, na którym
leżała szara pościel. Drzwi wnękowej szafy pokrywało duże lustro. Ściany
pomalowane były szarawą farbą. Tristan lubił rozwiązania jednego koloru.
Podobało mi się to.
Podeszłam
do niego, oparłam dłoń na jego piersi, a chłopak rozluźnił się pod moim
dotykiem. Powiodłam palcami po jego obojczyku, do barku i na kark, gdzie
musnęłam opuszkami włosy.
- Davina – wyszeptał, z trudem
przełykając ślinę.
Ten
głos sprowadził mnie na ziemię. Szybko zdjęłam rękę z jego szyi i wbiłam w
tylne kieszenie dżinsów. Tristan westchnął ciężko, ale nie odsunął się ode
mnie.
- Powinniśmy porozmawiać o tym.
- Już rozmawialiśmy –
odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.
- To nie może tak wyglądać,
Davina.
- A jak ma wyglądać?! –
Podniosłam głos, ale nie ze względu na niego, a na mnie. Na fakt, że to ja przekraczałam postawioną przeze mnie granicę. – Przepraszam,
to moja frustracja. Nie miałam zamiaru jej na tobie wyładowywać.
Złapał
moją rękę i pogładził kciukiem po kłykciach.
- Właśnie o to chodzi. Oboje
chodzimy jak struci, od tygodnia nie mogę spać. Wiem, że czujesz coś do mnie,
ale wiem, że jesteś z moim bratem, ale nie umiem żyć jako twój przyjaciel.
Proszę, zrób coś, żeby mi ulżyć.
Opuściłam
wzrok, a moje rzęsy musnęły policzki. Poczułam jego oddech na czole.
- Tristan.. Proszę. Nie psuj
tego. Musimy wytrzymać ze sobą te trzy dni. – Słowa same wypływały z moich ust,
nie panowałam nad nimi. – To będą ostatnie trzy dni. Nie będziemy się już
później widywać, nie będę cię trenować, nie będę cię prosić o pomoc. Nie
będziemy się widywać. – Z sykiem wciągnął powietrze. Podniosłam wzrok, by
spojrzeć w jego błękitne oczy. Lśniły. – Tak będzie najlepiej, zaufaj mi.
Cześć!
I w ten oto sposób weszliśmy w najbardziej wyczekiwany moment tego opowiadania - dawno już zapowiedziany Boston. Mam nadzieję, że ten rozdział rozbudził w Was głód i będziecie czekać na to, co dalej stanie się z Tristanem i Daviną. Jestem ciekawa, co myślicie? #teamTristan nadal w niego wierzy? Czy ktokolwiek tutaj jest #teamHayden? Jeśli jest tu chodź jedna taka osóbka niech się odezwie! Bardzo o to proszę.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia! Mamy ich już ponad 2 000. Dziękuję także za aktywność na Wattpadzie. Kto mnie jeszcze nie zaobserwował, zachęcam do zrobienia tego AgataBartela.
Dziękuję Melete za dokonanie poprawek na blogu i zmianę koloru tekstu w komentarzach, teraz nam wszystkim będzie się lepiej komunikowało :)
Powodzenia w szkole!
Dziękuję Melete za dokonanie poprawek na blogu i zmianę koloru tekstu w komentarzach, teraz nam wszystkim będzie się lepiej komunikowało :)
Powodzenia w szkole!
Wasza Raven
PS. Coś zepsułam przy przekopiowywaniu tekstu z pliku do bloggera, dlatego taki, a nie inny kolor czcionki. Niestety jestem dupa i nie umiem wyłączyć koloru, który już dodalam XD stąd moja wypowiedź na dole nadal jest czarna. Przepraszam :(
PS. Coś zepsułam przy przekopiowywaniu tekstu z pliku do bloggera, dlatego taki, a nie inny kolor czcionki. Niestety jestem dupa i nie umiem wyłączyć koloru, który już dodalam XD stąd moja wypowiedź na dole nadal jest czarna. Przepraszam :(
Czekam na Trinę. I ty dobrze o tym wiesz :') Sama na nią czekasz xD
OdpowiedzUsuń#teamTristan #trójkąt
Eww... Jakoś nie mam tak weny na komentarz ;-; #statystyki_muszą_się_zgadzać xD
W takim razie życzę powodzenia na biologii jutro z tym szkieletem i czasownikami z francuskiego :'D
Papa ;*
Kasia #ta_wysoka xD