niedziela, 18 września 2016

Rozdział 10. Decyzje.

                Royal nerwowo przebierał kopytami, jego duże oczy przesuwały się po korytarzu, w którym tłoczyło się wiele osób. Widziałam, że czuł się zaniepokojony, a jednocześnie podekscytowany. Pogładziłam go po umięśnionej szyi. Gwałtownie opuścił głowę, przyciskając nos do mojego boku. Podrapałam go po białej plamie na chrapach.
- Zaraz jedziemy, kochanie. Uspokój się.

                David i Laura próbowali wprowadzić siwego wałacha do koniowozu, który nie za bardzo miał na to ochotę. Mężczyzna otarł grzbietem dłoni czoło i spojrzał ze zrezygnowaniem na swojego wierzchowca.
- To chyba nie ma sensu, Royal powinien wejść pierwszy. - Popatrzył na mnie z wahaniem.
- Wiesz, jak to się może skończyć. – Zbyt długie czekanie w przyczepie w nowym miejscu powodowało, że mój koń za każdym razem udowadniał, że ma jaja. I to dosłownie. – Ale co tam. Nie raz, nie dwa udawało nam się go ogarnąć.
                Laura uśmiechnęła się do mnie szeroko. Odpowiedziałam jej wesołym spojrzeniem. Odpięłam linki od kantara Royala i zdjęłam uwiąz z jego szyi. Wprowadzanie do koniowozu przebiegło bez komplikacji, ogier śmiało wszedł i bez sprzeciwów pozwolił mi się przywiązać. W nagrodę podałam mu owsiane ciastko, które uwielbiał. Poklepałam go i zeszłam po rampie.
                Crimson patrzył niepewnie na ciemne wnętrze. Poklepałam go po zadzie, pragnąc dodać mu otuchy. Obecność drugiego konia znacznie ułatwiła sprawę. Wałach postawił niepewnie kopyto na pochylni, a następnie odważnie dołączył do kolegi w środku. Laura pogłaskała go po szyi i razem z Davidem zamknęli koniowóz.
- Udało mi się was spotkać. – Odwróciłam się w stronę głębokiego, męskiego głosu.
                Ojciec Davida, stary pan Willson akurat wysiadł z samochodu. Poklepał syna po plecach, ucałował policzki Laury i przytulił mnie tak jak dziadek przytula wnuczkę.
                Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Jakieś ostatnie rady, panie trenerze?
- Pamiętaj, kto tam rządzi, ale nie zapominaj też, że czasem warto mu zaufać. To nie jest głupi koń, a do tego ma doświadczenie w takich zawodach. No i tempo kochana, bez tego się zakopiecie w pierwszym zakręcie.
                David podszedł do nas, także chłonąc rady swojego ojca. Od dawna korzystał z jego rad, sam jednak rzadko z nim trenował, częściej prosił o konsultacje moich treningów. Nigdy mi nie powiedział, czy to on nie chce trenować z ojcem, czy on z nim.
- A ja, tato? Co myślisz o Crimsonie?
                Pan Willson zamyślił się, patrząc na koniowóz. Był niższy od syna, jego ciemne włosy były praktycznie siwe, a pod nosem nosił bujny wąs. Twarz pokryta była siateczką zmarszczek, powstałych na skutek zbyt długiego przebywania na słońcu, ale też częstego uśmiechania się.
- To młody koń, a ty najlepiej wiesz jak z takim pracować. Wydaje mi się jednak, że jest bardziej sprawny na lewą stronę. Także uważaj, bo tam może ci uciekać. Wierzę w ciebie David, nikt nie pracuje lepiej z bobasami niż ty – dodał żartobliwie.
- Dzięki tato. Powodzenia tutaj.
                Uścisnęli się szybko i David ruszył w stronę koniowozu. Otworzył mi i Laurze drzwi od strony pasażera. W środku panował porządek, były tam tylko trzy miejsca. Od zawsze siedziałam w środku, kiedyś - bo byłam najmniejsza, teraz - bo tak zostało. Ustawiłam nawigację, pomimo że każde z nas jeździło tą trasą wiele razy. Obok włączyłam ekran, który pokazywał obraz z części samochodu przeznaczonej dla koni. Royal i Crimson spokojnie skubali siano.
- Wszystko mamy? – Zapytała Laura, która była naszym menadżerem. – Paki są? – Odhaczała kolejne punkty z listy w swoim smartfonie, gdy jej potwierdziłam. – Ubrania mamy? Pasza? Siano i ściółkę tam dostaniemy… Konie są?
                Roześmiałam się, ale potwierdziłam, gdy spojrzałam na ekran.
- Dokumenty mam ja – dodała ciszej, przeglądając swoją torebkę. – No dobrze, możemy jechać.
- Tak jest, pani kapitan – powiedział David, przekręcając kluczyk w stacyjce.
                Silnik obudził się z rykiem, spod kół wyleciał drobny żwir, gdy samochód zaczął się toczyć w stronę drogi. Royal przestał jeść i spojrzał przez okno. Wiedziałam, że jest podniecony. Lubił konkurencję, pokazać kim to on nie jest. Dzięki temu wiedziałam, że zawsze da z siebie wszystko, będzie się starał. Jednak to mogło nas zgubić, brawura to największy wróg sportowca.
- To twoje ostatnie juniorskie zawody, prawda? – Głos Laury wyrwał mnie z zamyślenia.
- Tak. – David odpowiedział, zanim zdążyłam otworzyć usta. – W wakacje zaczynasz stary jako młody jeździec.
                Roześmiałam się.
- Dobrze wiedzieć. W sumie chciałam jeszcze pojeździć juniorów.
- Idziesz na studia we wrześniu, studentkom nie wypada jeździć z nastolatkami.
- Co prawda, to prawda – powiedziała Laura, poprawiając się na siedzeniu obok mnie.
                Zajęłam się przeszukiwaniem stacji radiowych, w końcu mój wybór padł na tą, w której nadawano „No light, no light” Florence + The Machines. Zsunęłam trampki i oparłam stopy o deskę rozdzielczą. Zachodzące słońce świeciło mi prosto w oczy, sprawiając, że czułam na twarzy przyjemne ciepło. Przymknęłam powieki, które wypełniało piękne różowawe światło. Kołysana ruchami samochodu i muzyką powoli osunęłam się w stan odrętwienia. Moja głowa opadła na prawo i oparła się o ramię Laury. Poczułam jej delikatny zapach, słodkich perfum i kwiatowego szamponu.
                Obudziło mnie szarpnięcie.
                Przetarłam oczy i opuściłam nogi na dół. Poruszałam palcami, by rozruszać zastałe mięśnie. Zjechaliśmy już dawno z autostrady, po obu stronach ulicy stały kamienice, a ich okna rozjarzone były światłami. Na sygnalizatorze przed nami zapaliło się czerwone światło, stąd szarpnięcie. Poruszałam szyją, która zesztywniała od trzymania jej w nienaturalnej pozycji. Laura skończyła przeglądać gazetę i wrzuciła ją do schowka. Royal i Crimson stały spokojnie w swojej części, a siatka z sianem była prawie pusta.
- Dobry wieczór, śpiąca królewno – powiedział David, wrzucając jednocześnie jedynkę i ruszając powoli do przodu.
- O jejku, przepraszam. Nie spodziewałam się, że jestem aż tak zmęczona.
- Nic się nie stało. Lepiej, żebyś była wyspana przed zawodami.
- Twój telefon od kilkunastu minut się odzywa. – Laura oparła się plecami o drzwi, naciągając ręką pas. – Może to ten chłopak, u którego masz się zatrzymać. Kim on jest?
- Tak, to pewnie Tristan – odpowiedziałam bez przekonania.
                Nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa od soboty. Obiecał, że się mną zaopiekuje w Bostonie, ale jego wyznanie postawiło to wszystko pod znakiem zapytania. Sięgnęłam do torby i wygrzebałam z niej telefon.
                Rzeczywiście, czekały na mnie dwie wiadomości. Jedna od Tristana, który powiedział, że mam mu dać znać, gdy będę w Bostonie. Odpisałam krótko, że już jestem i, że przepraszam za zwłokę. Autorem drugiej był Hayden.
                Żałuję, że nie zdążyłem Cię pożegnać przed stajnią. Dbaj o siebie, trzymam kciuki. Kocham Cię.
                Obiecałam, że na niego poczekam. Że nie wyjadę bez pożegnania. Ale nie potrafiłam na niego spojrzeć i nie widzieć Tristana, nie słyszeć jego głosu, gdy mówił, że nigdy się nie dowie, czy ja jestem tą jedyną.
                Zawsze gardziłam dziewczynami, które pakowały się w trójkąty. Nie wierzyłam, że można ulec, gdy się kogoś kocha, że z własnej woli można chcieć zrobić coś, co zrani najważniejszą osobę w życiu. A jednak, wiedziałam, że gdyby Hayden dowiedział się o moich wątpliwościach to pękłoby mu serce. Zresztą mi na jego miejscu także. Tristan walczył dzielnie o to, by zachować się honorowo. Oboje staraliśmy się być przyjaciółmi. Te kilka dni miałby być naszą ostatnią szansą – albo nauczymy się być przyjaciółmi, albo nie możemy się spotykać w ogóle.
- To już tutaj – odezwał się David, a w jego głosie brzmiała nuta podniecenia.
                Zapadłam się w swoje myśli tak głęboko, że nawet nie zauważyłam końca podróży. Schowałam telefon do torby i szybko ubrałam trampki. Parking przed halą zajmowało już kilkanaście koniowozów i przyczep. W stajniach paliły się światła i krzątali się ludzie. Podszedł do nas mężczyzna w czapce z daszkiem z logo miejscowego klubu jeździeckiego.
- Mają państwo rezerwacje? – Zapytał, nie patrząc na Davida.
- Tak, Willson.
                Chłopak mruknął coś w odpowiedzi i zaczął przeszukiwać listę.
- Dwa konie, jeden ogier. Dobrze, proszę podjechać pod stajnię numer 2. Może się pan tam zatrzymać na czas rozładunku. Dwa pierwsze boksy po prawej, są podpisane.
- Dziękuje – odpowiedziałam, posyłając chłopakowi ciepły uśmiech.
                Spojrzał na mnie, a jego oczy pojaśniały. Uśmiechnął się, rozciągając spierzchnięte wargi. Koniowóz powoli przetoczył się pod wskazane miejsce. Laura otworzyła rampę, a David pomógł jej ją opuścić. Royal wydał z siebie donośne rżenie. Szybko spojrzeliśmy po sobie, ale każde z nas już wiedziało, czego się spodziewać.
- Ubierz lepiej rękawiczki – rzucił do mnie David, gdy wyprowadzał Crimsona. Siwy wałach zachowywał się przyzwoicie. – I poczekajcie lepiej na mnie.
                Pokiwałam głową. Zgarnęłam robocze rękawiczki, stanęłam koło ogiera i zaczęłam gładzić jego szyję. Zwierzę oddychało głęboko i rżało, na co odpowiadały mu klacze stojące w sąsiedniej stajni. Tupnął ze złością nogą, próbując dać upust swojej frustracji.
- Daj spokój, nie przyjechałeś tu na panienki – skarciłam go. Starałam się mówić spokojnie, by go jeszcze bardziej nie podjudzać.
                Laura podała mi ogłowie, które z trudem nałożyłam. Dopięłam mocno paski, by nie stracić nad nim kontroli. Złapałam mocno wodze i uwiąz, który nadal był przyczepiony do kantara pod ogłowiem. Dałam im znak głową, że jestem gotowa. Kobieta otworzyła przegrodę, a ja pociągnęłam delikatnie Royala.
                Ogier wyszedł pozornie spokojnie, ale gdy tylko jego kopyta dotknęły kostki, napiął się cały. Wydawał mi się dwa razy większy i szerszy. Czułam jego oddech na swojej twarzy. Zarżał jeszcze głośniej niż wcześniej. Pociągnęłam go w stronę stajni, koń nic sobie z tego nie zrobił. Jego nozdrza były szeroko otwarte i chłonęły zapach klaczy, dobiegający ze stajni. Uszy mu drgały, gdy docierał do nich ich śpiew.
                Szarpnęłam wodze, bo tylko tak mogłam zwrócić jego uwagę na siebie. Spojrzał na mnie swoimi wielkimi brązowymi oczami.
- Hej, ja tu jestem. Tylko ja się liczę, jasne?
                Zdecydowanie ruszyłam w kierunku stajni nr 2, ruszył za mną lekko się ociągając. Poszło nieźle, obyło się bez popisów i zwracania na siebie uwagi wszystkich. Gdy tylko sformułowałam tą myśl, ogier stanął w miejscu. Szarpnął głową w górę, boleśnie pociągając za moje ramię. Cofnął się kilka kroków i stanął dęba, znów rżąc. Palący ból przeszył moje dłonie ślizgające się po wodzach, ale tylko mocniej zacisnęłam na nich palce.
                Nagle jakaś dłoń zamknęła się na uwiązie powyżej mojej. Szarpnęła go, a Royal skupił się na drobnych ludzikach w dole z powodu bólu jaki zadało mu wędzidło w pysku. Spojrzał na nas z pretensją.
- No już chłopie – odezwał się Tristan spokojnie, ale stanowczo. – Koniec przedstawienia na dzisiaj.
                Wspólnymi siłami zaprowadziliśmy go do boksu, gdzie się uspokoił. Zdjęłam mu ogłowie i kantar. Mój chłopiec przytulił się do mnie.
- No i na co ci to było? – spytałam szeptem, całując jego miękkie chrapy. – Dziękuję – odpowiedziałam, patrząc na Tristana, który stał w drzwiach.
                Uśmiechnął się szeroko.
- Taka moja praca. Dobry luzak pomaga swojemu zawodnikowi.
- Już myślałam, że cię pociągnie – powiedziała Laura, która wyłoniła się z mroku. – Ty jesteś Tristan? Nie znamy się, jestem żoną Davida. – Wyciągnęła do niego rękę. Potrząsnął nią lekko. – Masz silne dłonie.
- Jeżdżę już trochę. Powinniśmy wypakować wasze rzeczy, David powinien przeparkować auto.
                Razem ściągnęliśmy obie paki oraz worki z paszą. Po półgodzinie nasze konie były rozebrane z ochraniaczy transportowych i zajadały kolację. David oparł się o ścianę boksu i objął ramieniem Laurę.
- Nic tu po nas - powiedział, drapiąc nos Crimsona. – Nakarmię jutro rano konie, bo mieszkamy zaraz za zakrętem, także nie musisz się zrywać. Mój konkurs zaczyna się o 10, jadę w środku, dlatego też na tą godzinę chcę już być na rozprężalni.
- Dobrze, przyjadę Ci pomóc. Zapleciemy go. Będę o 8, pasuje?
- Jasne. Jesteśmy umówieni.
                Tristan położył rękę na rączce mojej walizki, a ja pożegnałam się z Royalem. Maszerowaliśmy w milczeniu, patrzyłam na nasze cienie. Wysokie lampy oświetlały pusty chodnik przed nami. Jak na Boston to ulice były wyjątkowo puste. Brakowało mi zapachu morza, który został zastąpiony przez duszący zapach lilii, dochodzący z pobliskiego ogrodu.
- Co chciałabyś dzisiaj robić? – zapytał chłopak, opierając się plecami o przeźroczystą ściankę przystanku tramwajowego.
                Przysiadłam na plastikowym krzesełku, wyciągając nogi przed siebie.
- Chyba nie mam ochoty na nic specjalnego, w sumie jestem dosyć zmęczona. No chyba, że proponujesz jakieś specjalne wyjście.
                Uśmiechnęłam się do niego, próbując rozluźnić spiętą atmosferę między nami.
                Otworzył usta, by mi odpowiedzieć, ale nadjechał tramwaj, który zagłuszył jego głos. Z wnętrza wysypało się sporo osób, głównie studentów. Stanęłam blisko Tristana, by nie zagubić się w tłumie. Instynktownie położył mi dłoń na krzyżu, by mnie nie zgubić. Po plecach przebiegł mi silny dreszcz. Stanęliśmy przy oknie, wciskając się w niewielką, wolną przestrzeń. Czułam promieniujące od niego przyjemne ciepło. Ostatni raz byliśmy tak blisko na mojej osiemnastce.
- O czym myślisz? – Zapytał, nachylając się w moją stronę, by nikt nas nie podsłuchał.
                Spojrzałam do góry, prosto w jego lodowato, błetkitne oczy. Ciemne włosy opadły na czoło, muskając brwi. Ze zniecierpliwieniem odgarnął je do tyłu.
- O niczym specjalnym. Kiedy ten koncert?
                Roześmiał się. Był to szczery śmiech.
- Aleś ty uparta.
- Po mamie – dodałam, również się uśmiechając.
- Jutro, akurat po pierwszym dniu. Zdążysz zebrać siły na finał. – Zamilkł, obserwując okolicę. – Chodźmy, to już ten przystanek.
                Złapałam rękaw jego bluzy, by nie zostać rozdzielona przez tłum ludzi, przelewający się przez tramwaj. Tristan złapał moją rękę i splótł nasze palce razem. Jego duża dłoń idealnie pasowała do mojej. Zganiłam się za takie myślenie, ale w Bostonie z dala od domu, z dala od Haydena było mi dużo trudniej zachować trzeźwy umysł. Bliska obecność Tristana otępiała mój umysł, zupełnie jakby był narkotykiem.
                Otworzył przede mną drzwi starej kamienicy. Fasada i obejście były zadbane, ale widać było na nich odcisk czasu. Automatycznie zapalane światło oświetliło stare schody. Deski skrzypiały pod naszymi stopami. Weszliśmy na trzecie piętro, gdy Tristan postawił walizkę i sięgnął do kieszeni po klucze. Chwilkę walczył z zamkiem, po czym dżentelmeńskim gestem zaprosił mnie do środka.
- Witaj w moich skromnych progach.
                Mieszkanie było niewielkie, stojąc przy drzwiach można było zobaczyć praktycznie wszystko. Aneks kuchenny od salonu oddzielał wysoki blat, przy którym stały dwa krzesła barowe. W salonie znajdywał się niewielki telewizor oraz kanapa i fotel. Duże biurko ustawione pod oknem tonęło pod książkami i notatkami Tristana. Ściany były pomalowane na ciemny niebieski kolor, a podłoga pokryta była parkietem.
- Bardzo ładne mieszkanie – pochwaliłam, zdejmując trampki i bluzę.
                Zostawiłam torbę przy blacie i ruszyłam na obchód. Tristan postawił moją walizkę przy drzwiach i niepewnie ruszył za mną. Wbił dłonie w kieszenie, lekko się garbiąc. Przeszłam przez salon, badając palcami materiał kanapy. Zatrzymałam się przy przymkniętych drzwiach do jego sypialni.
- Mogę?
- Jasne, to będzie twój pokój na ten czas.
                Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję, to bardzo miłe. A ty gdzie będziesz spał?
- Na kanapie. – Wzruszył ramionami.
- Tristan, nie będzie za mała dla ciebie? – Spojrzałam w górę na chłopaka mającego ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu.
                Znów wzruszył ramionami.
- Daj spokój, przeżyję. – Widząc moje spojrzenie, dodał: Rozkłada się, będę mógł się wyprostować.
                Westchnęłam i otworzyłam drzwi.
                Pierwsze, co zobaczyłam to łóżko, zajmujące prawie całą powierzchnię pokoju, na którym leżała szara pościel. Drzwi wnękowej szafy pokrywało duże lustro. Ściany pomalowane były szarawą farbą. Tristan lubił rozwiązania jednego koloru. Podobało mi się to.
                Podeszłam do niego, oparłam dłoń na jego piersi, a chłopak rozluźnił się pod moim dotykiem. Powiodłam palcami po jego obojczyku, do barku i na kark, gdzie musnęłam opuszkami włosy.
- Davina – wyszeptał, z trudem przełykając ślinę.
                Ten głos sprowadził mnie na ziemię. Szybko zdjęłam rękę z jego szyi i wbiłam w tylne kieszenie dżinsów. Tristan westchnął ciężko, ale nie odsunął się ode mnie.
- Powinniśmy porozmawiać o tym.
- Już rozmawialiśmy – odpowiedziałam, nie patrząc mu w oczy.
- To nie może tak wyglądać, Davina.
- A jak ma wyglądać?! – Podniosłam głos, ale nie ze względu na niego, a na mnie. Na fakt, że to ja przekraczałam postawioną przeze mnie granicę. – Przepraszam, to moja frustracja. Nie miałam zamiaru jej na tobie wyładowywać.
                Złapał moją rękę i pogładził kciukiem po kłykciach.
- Właśnie o to chodzi. Oboje chodzimy jak struci, od tygodnia nie mogę spać. Wiem, że czujesz coś do mnie, ale wiem, że jesteś z moim bratem, ale nie umiem żyć jako twój przyjaciel. Proszę, zrób coś, żeby mi ulżyć.
                Opuściłam wzrok, a moje rzęsy musnęły policzki. Poczułam jego oddech na czole.
- Tristan.. Proszę. Nie psuj tego. Musimy wytrzymać ze sobą te trzy dni. – Słowa same wypływały z moich ust, nie panowałam nad nimi. – To będą ostatnie trzy dni. Nie będziemy się już później widywać, nie będę cię trenować, nie będę cię prosić o pomoc. Nie będziemy się widywać. – Z sykiem wciągnął powietrze. Podniosłam wzrok, by spojrzeć w jego błękitne oczy. Lśniły. – Tak będzie najlepiej, zaufaj mi.



Cześć!
I w ten oto sposób weszliśmy w najbardziej wyczekiwany moment tego opowiadania - dawno już zapowiedziany Boston. Mam nadzieję, że ten rozdział rozbudził w Was głód i będziecie czekać na to, co dalej stanie się z Tristanem i Daviną. Jestem ciekawa, co myślicie? #teamTristan nadal w niego wierzy? Czy ktokolwiek tutaj jest #teamHayden? Jeśli jest tu chodź jedna taka osóbka niech się odezwie! Bardzo o to proszę.
Dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia! Mamy ich już ponad 2 000. Dziękuję także za aktywność na Wattpadzie. Kto mnie jeszcze nie zaobserwował, zachęcam do zrobienia tego AgataBartela.
Dziękuję Melete za dokonanie poprawek na blogu i zmianę koloru tekstu w komentarzach, teraz nam wszystkim będzie się lepiej komunikowało :)
Powodzenia w szkole!
Wasza Raven 
PS. Coś zepsułam przy przekopiowywaniu tekstu z pliku do bloggera, dlatego taki, a nie inny kolor czcionki. Niestety jestem dupa i nie umiem wyłączyć koloru, który już dodalam XD stąd moja wypowiedź na dole nadal jest czarna. Przepraszam :(

1 komentarz:

  1. Czekam na Trinę. I ty dobrze o tym wiesz :') Sama na nią czekasz xD
    #teamTristan #trójkąt
    Eww... Jakoś nie mam tak weny na komentarz ;-; #statystyki_muszą_się_zgadzać xD
    W takim razie życzę powodzenia na biologii jutro z tym szkieletem i czasownikami z francuskiego :'D
    Papa ;*
    Kasia #ta_wysoka xD

    OdpowiedzUsuń