Noc
była cicha i ciężka. Nie mogłam spać i przewracałam się z boku na bok. Na kilka
minut zapadałam w sen, ale za każdym razem budził mnie koszmar, w którym
widziałam spadającą z urwiska Allie. Jej brązowe włosy rozwiewał wiatr, ciemne
oczy wpatrywały się we mnie z błaganiem, a z pomiędzy ust wyrywał się
przeraźliwy krzyk. Próbowałam złapać ją, nawet rzucić się w jej ślad, ale
jedyne co osiągałam to powrót do rzeczywistości.
Po czwartej
nad ranem niebo poszarzało. Dalsze leżenie nie miało sensu, podniosłam się i po
cichu przemknęłam do łazienki. Umyłam dokładnie zęby i twarz, po czym ubrałam
się w bryczesy. Związałam włosy w warkocza, poświęciłam na to więcej czasu niż
zazwyczaj. Każdy ruch był precyzyjny, tak by upięcie było idealne.
Dochodziła
piąta, gdy zeszłam na parter. Kuchnię wypełniało już miękkie światło poranka.
Mimo że nie czułam głodu, zrobiłam sobie kanapki, które razem z wodą i jabłkiem
spakowałam do plecaka. Zostawiłam kartkę rodzicom, na której napisałam, że jadę
do stajni.
Już chwilę
później siedziałam w samochodzie i zjeżdżałam z podjazdu. W stajni zawsze było
coś do roboty. W wakacje, oprócz prowadzenia jazd, zajmowałam się jeżdżeniem
koni Davida, dzięki czemu mój trener mógł poświęcić więcej czasu sobie i innych
uczniom, a ja nabierałam doświadczenia w pracy z młodymi końmi. Czasem też
wsiadałam na konie rekreacyjne, które potrzebowały przypomnienia jak wygląda
współpraca z jeźdźcem lub po prostu brałam je w relaksujący teren.
W stajni był
już stajenny, młody chłopak o imieniu Ethan. Był niezbyt wysoki, ale dobrze
zbudowany. Miał bystre zielone oczy i czuprynę blond włosów, w których zawsze
zaplątywało się źdźbło słomy. Lubiłam go, dobrze się znaliśmy i dogadywaliśmy.
- Cześć –
powiedziałam, wrzucając torbę do pomieszczenia socjalnego. – Pomóc ci w czymś?
- Hej.
Wcześnie dzisiaj jesteś. – Był lekko zaskoczony moją obecnością.
- Podobno ma
być gorąco, a chcę zrobić, jak najwięcej zanim faktycznie przygrzeje.
Ethan pokiwał
głową, nie należał do osób, które mówią zbyt dużo, ale dzięki temu nie zadawał
kłopotliwych pytań.
- Poradzę
sobie z wszystkim, zostało mi już tylko napełnienie siatek sianem.
- Idę zrobić
kawę, chcesz też?
- Tak, dzięki.
Małomówność
stajennego była wybawieniem – nie zadawał mi pytań, jak się czuję ani nie pytał
o Allie. Rozumiał moją potrzebę niemówienia. Nastawiłam wodę i spojrzałam na
rozpiskę koni. Przy każdym imieniu była informacja, czego ma dotyczyć trening.
Bardziej skomplikowane problemy pozostawiałam Davidowi, nie chciałam się
zajmować tym sama.
Udało mi się
ruszyć trzy konie zanim upał stał się nie do zniesienia. Zlana potem weszłam do
pokoju socjalnego i opadłam na fotel. Kilkoma dużymi łykami wypiłam butelkę wody do
dna, osunęłam się głębiej w miękkim materiale i przymknęłam oczy. Byłam
zmęczona, słaby sen w nocy i dużo pracy w dzień sprawiło, że nie mogłam skupić
myśli na niczym poza tym, jak bardzo chce mi się spać. Ledwie zarejestrowałam
kroki na korytarzu.
- Cześć. –
David rozejrzał się po socjalu, a jego oczy niemal natychmiast skupiły się na
tablicy. – Dobrze widzę? Ruszyłaś już trzy konie? Od której tu jesteś?
Jego pytania,
padające jedno po drugim, wybiły mnie z letargu. Uniosłam się i przeciągnęłam
dłonią po mokrych włosach.
- Tak,
wszystko zgodnie z twoim planem. Przyjechałam przed szóstą. – Mężczyzna usiadł
na drugim fotelu i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Widziałam w jego
twarzy, że zastanawia się, jak zadać kolejne pytanie. – Nic mi nie jest, po
prostu nie chcę siedzieć bezczynnie.
Pokiwał głową
ze zrozumieniem.
- Davina,
jeśli będziesz chciała wziąć wolne, to zrozumiem, nie krępuj się. Damy sobie
radę. Będziesz miała tyle czasu, ile potrzebujesz.
- Dziękuję,
ale naprawdę nie trzeba. Chcę… Potrzebuję normalności. – Wstałam i wygładziłam
koszulkę. – Pójdę do Royala, dzisiaj wezmę go nad morze. Przyda mu się trochę
odpoczynku po ostatnich treningach.
Zanim David
zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wyszłam z pokoju. Powoli przeszłam wzdłuż
boksów, gładząc pyski wychodzące mi naprzeciw. Royal obserwował mnie uważnie,
stojąc przy drzwiach. Uchyliłam je lekko i weszłam do środka. Ogier dotknął
delikatnie moich kieszeni w poszukiwaniu przysmaków. Poklepałam go po
umięśnionej szyi.
- Nic nie mam,
mały. Przepraszam, zapomniałam o nich.
Parsknął
niezadowolony z mojej odpowiedzi. Usiadłam pod ścianą, podciągając kolana pod
brodę. Koń spojrzał na mnie z góry, po chwili przytulił miękki nos do mojego
policzka. Oparłam skroń o jego czoło i delikatnie gładziłam jego pysk.
Przymknął oczy, jakby miał zasnąć, jednak po jego uszach widziałam, że pozostał
czujny. Czuł, że coś się stało i czekał aż mu o tym opowiem.
- Allie już
nigdy cię nie odwiedzi – wyszeptałam, bojąc się, że usłyszy mnie David lub
Ethan. – Odeszła na zawsze.
Po tych
słowach mój głos się załamał, a ciałem wstrząsnął szloch. Zacisnęłam mocno
zęby, by zdusić płacz w sobie. Przez chwilę opierałam się o Royala bez słowa,
mechanicznie gładząc jego sierść. Gorący oddech ogiera parzył moją skórę. Z
każdym jego oddechem czułam, że opuszcza mnie smutek.
Więź
między koniem i jego jeźdźcem to coś więcej niż związek człowieka ze
zwierzęciem – to połączenie dwóch dusz w jedną. Royal był dla mnie kimś więcej
niż koniem i wierzyłam, że znaczę dla niego więcej niż inni. Potrafił czytać we
mnie jak z otwartej księgi, a jego obecność koiła każdy ból. Był moim
największym ukojeniem.
Spokój
nareszcie nadszedł. Pocałowałam Royala w czoło i wstałam, otrzepując bryczesy z
trocin.
-
Trzeba się wziąć do pracy – mruknęłam, wychodząc i kierując się w stronę
siodlarni.
***
Dochodziła
czwarta popołudniu, gdy zrobiłam wszystko, co mogłam. Każdy z koni był
odpowiednio ruszony, sprzęt wyczyszczony po treningach. Powoli dopadało mnie
zmęczenie, byłam na nogach od prawie dwunastu godzin i w między czasie miałam
tylko jedną przerwę na zjedzenie obiadu, który przyniósł mi David. Spakowałam
swoją torbę i poszłam na wybieg, żeby pożegnać się Royalem.
Ogier
podbiegł do mnie, by się przytulić i przeszukać moje kieszenie w poszukiwaniu
łakoci. Gdy okazało się, że są puste, parsknął gniewnie i pogalopował do
swojego kolegi. Pomachałam mu i wsiadałam do samochodu.
W
domu krzątała się mama, przywitałam się z nią szybko i pobiegłam na górę, by
wziąć prysznic. Nie mogłam na nią patrzeć i nie widzieć żalu i bólu w jej oczach.
Ten widok był gorszy niż jakiekolwiek słowa współczucia. Przypominał, że nie
tylko ja straciłam Allison. Stracił ją każdy w tym domu, była bliska moim
rodzicom, moim malutkim siostrom. Była częścią naszej rodziny.
Po
kąpieli przebrałam się w świeże ubrania i usiadłam na tarasie. Moje mokre włosy
bardzo szybko przykleiły się do wilgotnej skóry. Odgarnęłam je
zniecierpliwiona.
-
Szybko dzisiaj wyszłaś – powiedziała moja mama, podając mi szklankę domowej
lemoniady i siadając w fotelu obok. – W pierwszej chwili myślałam, że
zniknęłaś.
-
Przecież zostawiłam kartkę w kuchni – odpowiedziałam szybciej, niż pomyślałam,
przez to mój głos zabrzmiał lodowato, prawie bezlitośnie.
Pokiwała
głową.
-
Rano najpierw poszłam do ciebie zajrzeć, dopiero później zeszłam na dół i
przeczytałam wiadomość. Nie rób tak więcej, proszę. Jeśli będziesz miała zamiar
wyjść to po prostu przyjdź i mnie obudź.
Spojrzałam
na matkę i zobaczyłam w jej oczach strach, bała się, że ja też zniknę.
Wyciągnęłam w jej stronę rękę i mocno uścisnęłam. Uśmiechnęła się, ale na jej
twarzy nadal malował się smutek.
-
Przepraszam, obiecuję, że więcej tak nie zrobię.
Mama
nachyliła się i pocałowała mnie w grzbiet ręki.
-
Jesteś głodna? – Pokręciłam głową. – Jadłaś coś w ogóle?
-
Tak, śniadanie, a potem obiad w stajni. – Zamilkłam, sącząc chłodny napój. –
Powinnam iść do domu Allie. – Spojrzałam na mamę, która opuściła wzrok. – O
czym myślisz?
Kobieta
potrząsnęła głową, a jej brązoworude włosy wysunęły się z upięcia. Złapała mnie
za rękę.
- O tym, jak bardzo musi im być ciężko…
Dzisiaj, gdy cię nie znalazłam rano w łóżku… - Jej głos się załamał, wzięła
chrapliwy oddech. – Jestem z ciebie dumna, kochanie. Rozmawiałam z Lyanną,
mówiła, że byłaś bardzo dzielna wczoraj.
Zdusiłam
w sobie prychnięcie, nie byłam dzielna, to ostatnie, co mogłam o sobie
powiedzieć. Czułam się jak skorupa – z zewnątrz nienaruszona, ale pusta w
środku. Robiłam wszystko, byle tylko nie czuć bólu, a teraz z własnej woli
chciałam wejść do miejsca, które mogło rozbić mój ostatni bastion obrony.
-
Powinnaś iść – powiedziała moja matka, wyrywając mnie z zadumy. – Myślę, że
Cooperowie docenią twoją obecność.
Pocałowała
mnie w czoło i wróciła do domu.
Zanim
zmieniłam zdanie, ubrałam trampki i ruszyłam chodnikiem w stronę domu Allie.
Mieszkała tylko kilka ulic dalej, szybkim marszem dochodziłam tam w dziesięć
minut. Słońce schodziło coraz niżej na zachodzie, ale nadal było na tyle
wysoko, by grzać mocno. Zsunęłam na oczy okulary i zaczęłam żałować, że ubrałam
czarną koszulkę, która łapała wszystkie promienie.
Dom
Allie był podobny do wszystkich na jej ulicy. Jednopiętrowy, z werandą
okalającą cały parter. Pokryty żółtymi deskami, z białymi oknami i drzwiami.
Spojrzałam na wykulszowe okno na pierwszym piętrze, które wychodziło na zachód.
Należało do Allie. Często siedziała na miękkich poduszkach na parapecie i
wyglądała aż przyjdę. Pomimo trwających upałów przed domem rosła zielona trawa
i różnorakie kwiaty, których słodki zapach unosił się w powietrzu.
-
Davina! – Rozległ się krzyk i dopiero zauważyłam matkę Allie – Victorię,
siedzącą na bujanym fotelu.
Przeszłam
przez furtkę i wbiegłam na werandę. Kobieta wstała i rozłożyła ramiona, wpadłam
w jej objęcia i mocno uścisnęłam. Pachniała orzeźwiającymi perfumami,
zmieszanymi z wonią kwiatów. Jej krótko obcięte blond włosy łaskotały moją
twarz.
-
Tak bardzo przepraszam – wyszeptała mi wprost do ucha, ściskając mnie jeszcze
mocniej, niemal dusząc. – Przepraszam, że to musiałaś być ty, a jednocześnie
dziękuję. Nie dałabym rady…
-
Pani Cooper – powiedziałam równie cicho. – Nie musi mnie pani przepraszać, ani
dziękować. Zrobiłam to, co musiałam zrobić. Chociaż tyle mogłam dla państwa
zrobić. Jak się czujecie?
Pociągnęła
mnie w stronę huśtawki ogrodowej. Usiadłyśmy blisko siebie, cały czas trzymając
się za ręce.
-
Mam wrażenie, jakby świat stracił kolory. Nie wierzę w to, co się stało. Nadal
nie mogę uwierzyć, że moja córeczka… - Zaniosła się głośnym szlochem. Zakryła
usta dłonią, tak mocno przyciskając ją do twarzy, że prawie nie mogła oddychać.
Złapałam ją za nadgarstek i delikatnie opuściłam. – Był u nas dzisiaj rano
oficer Morris, według policji to mogło być samobójstwo, ale nie mogę w to
uwierzyć. Byłyśmy ostatnio ze sobą tak blisko, wszystko się układało! Studia,
Nate, wasza przyjaźń… Nie wierzę w to.
Pogładziłam
ją po kłykciach.
-
Ja też w to nie wierzę, to nie mógł być jej wybór.
-
Morris pytał nas, czy wiemy, gdzie jest jej pamiętnik. Nawet nie wiem, czy
Allison go prowadziła. Nigdy go nie szukałam, starałam się dać jej tyle
prywatności, ile potrzebowała, obiecałam Allie, że go nie przeczytam. Nie mogę
teraz wejść do jej pokoju i przeszukać go. Nie… Nie jestem w stanie…
Oparła
się o moje ramię, a po policzku kobiety spłynęła łza.
-
Poszukam pamiętnika – powiedziałam, po dłuższej chwili milczenia. – Niczego jej
nie obiecywałam – dodałam z lekkim uśmiechem.
Victoria
Cooper pokiwała tylko głową i otarła wilgotną skórę.
Weszłam
po schodach na piętro i skierowałam się prosto do pokoju Allie, położyłam dłoń
na gałce i zamarłam. Nikogo nie było w środku od piątku, ostatnią osobą, która
się po nim krzątała była Allison. Znając ją, na łóżku pewnie zostawiła ubrania,
w których była w szkole, na parapecie przy oknie nadal leżały magazyny dla
dekoratorów wnętrz i powieść, którą czytała.
Wzięłam
głęboki oddech i przekręciłam klamkę.
Pokój
wypełniało ciepłe światło wpadające przez duże okno. Ściany fioletowego koloru
pokryte były różnymi zdjęciami, łóżko było pościelone niedokładnie, tak jakby
miała do niego zaraz wrócić. Na biurku nadal były rozrzucone książki, a na
drzwiach szafy wisiał jej strój cheerleaderki.
Podeszłam
do niego i dotknęłam sztywnego materiału spódniczki. Żołądek mi się obrócił i
zacisnął mocno, tak że musiałam przycisnął pięść do ust, żeby nie zwymiotować.
Oparłam czoło o drewno szafy i oddychałam powoli.
Sama
obecność w pokoju Allison, tak przesyconym jej obecnością, sprawiała, że prawie
słyszałam głos przyjaciółki, karcący mnie za myszkowanie w jej rzeczach.
Puściłam materiał i podeszłam do łóżka. Wspomnienia atakowały mnie z każdej
strony, niespodziewanie. Przypomniałam sobie, jak potrafiłyśmy przeleżeć całą
noc i rozmawiać o wszystkim, a później obserwować zmiany koloru nieba, gdy
zaczynało wschodzić słońce.
Zajrzałam
pod łóżko, przeciągnęłam dłonią po jego ramie – było pusto.
Na
parapecie jej okna siadywałyśmy i malowałyśmy sobie paznokcie u stóp,
jednocześnie. Często miałyśmy jedną stopę w jednym kolorze, a drugą w innym.
Czytałyśmy głupie horoskopy, mimo że żadna w nas w nie wierzyła w ich treść.
Podniosłam
wszystkie poduszki, uniosłam materac. Ale pamiętnika tam nie było.
Uchyliłam
szufladę w biurku i przełknęłam głośno ślinę. Była pełna naszych wiadomości
pisanych na lekcjach. Niektóre z nich były jeszcze z podstawówki. Allie musiała
je przeglądać ostatnio. Wzięłam jedną z nich.
Nie uwierzysz! M.
zaprosił mnie na spacer po szkole, chyba mu się podobam! D.
O
jej! Tak się cieszę. Pewnie będzie xxx. A.
Roześmiałam
się. Faktycznie, kiedyś dawno temu pewien chłopiec o imieniu Miles zaprosił
mnie na spacer i pocałował. Był to mój pierwszy pocałunek, a my mieliśmy po
dwanaście lat. Zapomniałam już jak się nazywał.
Wsunęłam
ręce między karteczki, część z nich spadła na podłogę. Moje palce uderzyły w
coś twardego. Zacisnęłam palce na zeszycie, modląc się w duchu, żeby był to jej
pamiętnik. Uniosłam notes w twardej, burgundowej oprawie. Otworzyłam na
przypadkowej stronie, mimo że wcześniej obiecałam sobie, że do niego nie
zajrzę, zaczęłam czytać.
Mój Drogi!
Martwię się o
Davinę, pisałam już wcześniej, że jest nieobecna, często odpływa gdzieś daleko
myślami. Coś ją gryzie, ale nie chce mi powiedzieć co. Boję się, że mi nie ufa.
Mam pewien trop w
tej sprawie, dzisiaj pojawiły się zdjęcia z zawodów w Bostonie, na których
ostatnio startowała i podczas których spędziła sporo czasu z Tristanem Smithem
– starszym bratem Haydena. Na jednym z nich pochyla się w jego stronę i wygląda
to zupełnie tak, jakby chciała go pocałować. Patrzy na niego w taki sposób, w
jaki nigdy nie widziałam, żeby patrzyła na Haydena.
Boję się o nią,
nie chcę, żeby wplątała się w coś, czego będzie żałować…
Zamknęłam
z hukiem książkę i przycisnęłam ją do piersi. Dłużej już nie mogłam czytać. Jak
mogła pomyśleć, że jej nie ufałam? Sądziłam, że tak dobrze idzie mi granie
przed Haydenem, że zapomniałam, że Allie była wspaniałym obserwatorem.
Zamknęłam
z powrotem szufladę i ruszyłam w kierunku drzwi. Jednak nie wyszłam od razu z
pokoju, spojrzałam za siebie i zobaczyłam część liścików leżącą na podłodze.
Zebrałam je i wepchnęłam sobie do kieszeni spodenek, miały być jedną z
ostatnich pamiątek, jakie dostałam od Allison Cooper.
***
Oddałam
pamiętnik mamie Allie i ruszyłam szybko w kierunku domu. Szłam szybko, a mój
wzrok był wbity w płyty chodnika. Nagle zderzyłam się z kimś i pewnie
upadłabym, gdyby nie ręce, które zacisnęły się na moich przedramionach i
przytrzymały mnie w pionie.
-
Kiedy twój tata powiedział mi, gdzie poszłaś i, że jeśli pójdę w tamtą stronę
to na siebie wpadniemy, to nie sądziłem, że będzie miał stu procentową rację –
powiedział Tristan, uśmiechając się.
Stojąc
już pewnie na własnych nogach, zarzuciłam mu ramiona na szyję.
-
Cieszę się, że na ciebie wpadłam. – Pocałowałam go krótko, a moje rozbiegane
myśli na chwilę skupiły się na nim. Objął mnie jedną ręką w pasie i pogładził
mnie po plecach. – Byłam w pokoju Allie.
Tristan
uniósł brwi.
-
Dlaczego?
-
Policja szukała jej pamiętnika, a matka Allison nie chciała niszczyć jej
prywatności.
Chłopak
wypuścił głośno powietrze, a jego błękitne oczy pociemniały. Złapał mnie za
rękę i ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę mojego domu. Opowiedziałam mu o
liścikach, a także o tym, co przeczytałam. Gdy skończyłam, znaleźliśmy się tuż
pod moim domem. Otworzył przede mną furtkę i w milczeniu usiedliśmy na
schodach.
-
Nie mogłam czytać dalej, bałam się, co tam przeczytam. Co jeśli ja ją
sprowokowałam, zasiałam ziarno zwątpienia w naszą przyjaźń? Co jeśli to
zapoczątkowało lawinę?
Tristan
objął mnie i pocałował w skroń.
-
Nie wolno ci tak myśleć, Davina. Przecież to absurd, nie skacze się z urwiska,
tylko dlatego, że ma się wątpliwości, co do zaufania przyjaciółki. Kochanie,
przecież to tak nie działa.
-
W takim razie, jaka jest twoja teoria? – warknęłam. – Spadła przypadkiem?
Chłopak
zagryzł wargę, zastanawiał się nad tym, co mi odpowiedzieć. Wiedziałam, że ma
swoje przypuszczenia, miał to wymalowane na twarzy. Tym bardziej byłam ciekawa,
co to jest, skoro nie chce się tym ze mną podzielić.
-
Nie wiem, Davina, naprawdę. Ale boję się, że to nie mógł być przypadek…
Nagle
otworzyły się drzwi wejściowe i pojawił się w nich mój ojciec, wciąż ubrany w
marynarkę i koszulę, jedynie krawat miał poluzowany i odpięty najwyższy guzik.
Jego brązowe oczy były pełne łez, w ręce ściskał mocno telefon komórkowy.
-
Dzwonił Morris, Allison została zamordowana.
Witajcie,
zawsze starałam się dodać rozdział na Boże Narodzenie, ale w tym roku zabrakło mi czasu. Dlatego teraz, 31.12.2017 w ostatnich godzinach tego roku składam Wam najserdeczniejsze życzenia: żyjcie jak najmocniej, kochajcie i bądźcie kochani, a do tego spełniajcie marzenia.
Z rozdziału nie jestem zadowolona, jeśli będę miała chwilę wprowadzę w nim poprawki (nie będą dotyczyć treści, a raczej nadużywania "i"). Wiadomo, kto się cieszy, gdy się człowiek śpieszy, a moja najukochańsza beta wie, że śpieszyłam się bardzo więc w surowej wersji było sporo kwiatków.
Napiszcie mi koniecznie Wasze wrażenia z rozdziału! Jestem ciekawa, czy podejrzewaliście wcześniej, że Allie została zamordowana i, jakie są Wasze typy na zabójcę.
Napiszcie mi koniecznie Wasze wrażenia z rozdziału! Jestem ciekawa, czy podejrzewaliście wcześniej, że Allie została zamordowana i, jakie są Wasze typy na zabójcę.
Wszystkiego najlepszego z okazji zbliżającego się roku 2018 i niech będzie lepszy niż ten!
Wasza,
Raven
Ty wiesz, że ja się świetnie bawiłam poprawiając to, ale jak chcesz żebym zrobiła to porządnie, to nie wysyłaj mi tego o 22 z tekstem "sprawdzisz mi to dzisiaj?" xDD kocham cię wiewióreczko
OdpowiedzUsuńA typów nie mam,bo mi nawet podpowiedzieć nie chcesz :3
Kocham, dziękuję, jesteś najlepsza <3
UsuńNie powinnam go pisać po całym dniu biegania, ale musiałam.
Chciałam Ci powiedzieć, pamiętasz? Odmówiłaś XD
Tego rozdziału Ci nie dam zabetować heheh <3
Błedziki:
OdpowiedzUsuń- Podobno ma być gorąco, a chcę zrobić, jak najwięcej zanim faktycznie przygrzeje. - przecinek usunąć z przed ''jak'' i przesunąć go po ''najwięcej''
Kilkoma dużymi łykami wypiłam butelkę do dna, osunęłam się głębiej w miękkim materiale i przymknęłam oczy. - butelkę czego? trzeba dopisać, bo samej butelki nie da się wypić ;p
i tyle!
Rozdział świetny, jak zawsze. Totalnie się nie spodziewałam, że Allie została zamordowana. Bardziej stawiałam na to, że przypadkiem spadła z tego klifu.
Nie typuję nikogo na zabójcę, bo nawet nie mam pojęcia, kto mógłby nim być. Ale może ktoś bliski z otoczenia Ally? Nie wiem, nie wiem. Ale czekam na następny rozdział! <3
Weny!
BG
Już rozdział zaktualizowany, dziękuję bardzo :) Tak się kończy pisanie na pół-przytomnie, nie powinnam, ale to był jedyny moment, gdy miałam wenę i komputer.
UsuńCieszę się, że Ci się podobał. Jestem z siebie troszkę zadowolona, że się tego nie spodziewałaś :)
Do zobaczenia, wkrótce mam nadzieję (po zdanej sesji!) <3