niedziela, 31 grudnia 2017

Rozdział 22. Następnego dnia zawsze wschodzi Słońce.

                Noc była cicha i ciężka. Nie mogłam spać i przewracałam się z boku na bok. Na kilka minut zapadałam w sen, ale za każdym razem budził mnie koszmar, w którym widziałam spadającą z urwiska Allie. Jej brązowe włosy rozwiewał wiatr, ciemne oczy wpatrywały się we mnie z błaganiem, a z pomiędzy ust wyrywał się przeraźliwy krzyk. Próbowałam złapać ją, nawet rzucić się w jej ślad, ale jedyne co osiągałam to powrót do rzeczywistości.

Po czwartej nad ranem niebo poszarzało. Dalsze leżenie nie miało sensu, podniosłam się i po cichu przemknęłam do łazienki. Umyłam dokładnie zęby i twarz, po czym ubrałam się w bryczesy. Związałam włosy w warkocza, poświęciłam na to więcej czasu niż zazwyczaj. Każdy ruch był precyzyjny, tak by upięcie było idealne.
Dochodziła piąta, gdy zeszłam na parter. Kuchnię wypełniało już miękkie światło poranka. Mimo że nie czułam głodu, zrobiłam sobie kanapki, które razem z wodą i jabłkiem spakowałam do plecaka. Zostawiłam kartkę rodzicom, na której napisałam, że jadę do stajni.
Już chwilę później siedziałam w samochodzie i zjeżdżałam z podjazdu. W stajni zawsze było coś do roboty. W wakacje, oprócz prowadzenia jazd, zajmowałam się jeżdżeniem koni Davida, dzięki czemu mój trener mógł poświęcić więcej czasu sobie i innych uczniom, a ja nabierałam doświadczenia w pracy z młodymi końmi. Czasem też wsiadałam na konie rekreacyjne, które potrzebowały przypomnienia jak wygląda współpraca z jeźdźcem lub po prostu brałam je w relaksujący teren.
W stajni był już stajenny, młody chłopak o imieniu Ethan. Był niezbyt wysoki, ale dobrze zbudowany. Miał bystre zielone oczy i czuprynę blond włosów, w których zawsze zaplątywało się źdźbło słomy. Lubiłam go, dobrze się znaliśmy i dogadywaliśmy.
- Cześć – powiedziałam, wrzucając torbę do pomieszczenia socjalnego. – Pomóc ci w czymś?
- Hej. Wcześnie dzisiaj jesteś. – Był lekko zaskoczony moją obecnością.
- Podobno ma być gorąco, a chcę zrobić, jak najwięcej zanim faktycznie przygrzeje.
Ethan pokiwał głową, nie należał do osób, które mówią zbyt dużo, ale dzięki temu nie zadawał kłopotliwych pytań.
- Poradzę sobie z wszystkim, zostało mi już tylko napełnienie siatek sianem.
- Idę zrobić kawę, chcesz też?
- Tak, dzięki.
Małomówność stajennego była wybawieniem – nie zadawał mi pytań, jak się czuję ani nie pytał o Allie. Rozumiał moją potrzebę niemówienia. Nastawiłam wodę i spojrzałam na rozpiskę koni. Przy każdym imieniu była informacja, czego ma dotyczyć trening. Bardziej skomplikowane problemy pozostawiałam Davidowi, nie chciałam się zajmować tym sama.
Udało mi się ruszyć trzy konie zanim upał stał się nie do zniesienia. Zlana potem weszłam do pokoju socjalnego i opadłam na fotel. Kilkoma dużymi łykami wypiłam butelkę wody do dna, osunęłam się głębiej w miękkim materiale i przymknęłam oczy. Byłam zmęczona, słaby sen w nocy i dużo pracy w dzień sprawiło, że nie mogłam skupić myśli na niczym poza tym, jak bardzo chce mi się spać. Ledwie zarejestrowałam kroki na korytarzu.
- Cześć. – David rozejrzał się po socjalu, a jego oczy niemal natychmiast skupiły się na tablicy. – Dobrze widzę? Ruszyłaś już trzy konie? Od której tu jesteś?
Jego pytania, padające jedno po drugim, wybiły mnie z letargu. Uniosłam się i przeciągnęłam dłonią po mokrych włosach.
- Tak, wszystko zgodnie z twoim planem. Przyjechałam przed szóstą. – Mężczyzna usiadł na drugim fotelu i spojrzał na mnie badawczym wzrokiem. Widziałam w jego twarzy, że zastanawia się, jak zadać kolejne pytanie. – Nic mi nie jest, po prostu nie chcę siedzieć bezczynnie.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Davina, jeśli będziesz chciała wziąć wolne, to zrozumiem, nie krępuj się. Damy sobie radę. Będziesz miała tyle czasu, ile potrzebujesz.
- Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba. Chcę… Potrzebuję normalności. – Wstałam i wygładziłam koszulkę. – Pójdę do Royala, dzisiaj wezmę go nad morze. Przyda mu się trochę odpoczynku po ostatnich treningach.
Zanim David zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wyszłam z pokoju. Powoli przeszłam wzdłuż boksów, gładząc pyski wychodzące mi naprzeciw. Royal obserwował mnie uważnie, stojąc przy drzwiach. Uchyliłam je lekko i weszłam do środka. Ogier dotknął delikatnie moich kieszeni w poszukiwaniu przysmaków. Poklepałam go po umięśnionej szyi.
- Nic nie mam, mały. Przepraszam, zapomniałam o nich.
Parsknął niezadowolony z mojej odpowiedzi. Usiadłam pod ścianą, podciągając kolana pod brodę. Koń spojrzał na mnie z góry, po chwili przytulił miękki nos do mojego policzka. Oparłam skroń o jego czoło i delikatnie gładziłam jego pysk. Przymknął oczy, jakby miał zasnąć, jednak po jego uszach widziałam, że pozostał czujny. Czuł, że coś się stało i czekał aż mu o tym opowiem.
- Allie już nigdy cię nie odwiedzi – wyszeptałam, bojąc się, że usłyszy mnie David lub Ethan. – Odeszła na zawsze.
Po tych słowach mój głos się załamał, a ciałem wstrząsnął szloch. Zacisnęłam mocno zęby, by zdusić płacz w sobie. Przez chwilę opierałam się o Royala bez słowa, mechanicznie gładząc jego sierść. Gorący oddech ogiera parzył moją skórę. Z każdym jego oddechem czułam, że opuszcza mnie smutek.
                Więź między koniem i jego jeźdźcem to coś więcej niż związek człowieka ze zwierzęciem – to połączenie dwóch dusz w jedną. Royal był dla mnie kimś więcej niż koniem i wierzyłam, że znaczę dla niego więcej niż inni. Potrafił czytać we mnie jak z otwartej księgi, a jego obecność koiła każdy ból. Był moim największym ukojeniem.
                Spokój nareszcie nadszedł. Pocałowałam Royala w czoło i wstałam, otrzepując bryczesy z trocin.
                - Trzeba się wziąć do pracy – mruknęłam, wychodząc i kierując się w stronę siodlarni.

***

                Dochodziła czwarta popołudniu, gdy zrobiłam wszystko, co mogłam. Każdy z koni był odpowiednio ruszony, sprzęt wyczyszczony po treningach. Powoli dopadało mnie zmęczenie, byłam na nogach od prawie dwunastu godzin i w między czasie miałam tylko jedną przerwę na zjedzenie obiadu, który przyniósł mi David. Spakowałam swoją torbę i poszłam na wybieg, żeby pożegnać się Royalem.
                Ogier podbiegł do mnie, by się przytulić i przeszukać moje kieszenie w poszukiwaniu łakoci. Gdy okazało się, że są puste, parsknął gniewnie i pogalopował do swojego kolegi. Pomachałam mu i wsiadałam do samochodu.
                W domu krzątała się mama, przywitałam się z nią szybko i pobiegłam na górę, by wziąć prysznic. Nie mogłam na nią patrzeć i nie widzieć żalu i bólu w jej oczach. Ten widok był gorszy niż jakiekolwiek słowa współczucia. Przypominał, że nie tylko ja straciłam Allison. Stracił ją każdy w tym domu, była bliska moim rodzicom, moim malutkim siostrom. Była częścią naszej rodziny.
                Po kąpieli przebrałam się w świeże ubrania i usiadłam na tarasie. Moje mokre włosy bardzo szybko przykleiły się do wilgotnej skóry. Odgarnęłam je zniecierpliwiona.
                - Szybko dzisiaj wyszłaś – powiedziała moja mama, podając mi szklankę domowej lemoniady i siadając w fotelu obok. – W pierwszej chwili myślałam, że zniknęłaś.
                - Przecież zostawiłam kartkę w kuchni – odpowiedziałam szybciej, niż pomyślałam, przez to mój głos zabrzmiał lodowato, prawie bezlitośnie.
                Pokiwała głową.
                - Rano najpierw poszłam do ciebie zajrzeć, dopiero później zeszłam na dół i przeczytałam wiadomość. Nie rób tak więcej, proszę. Jeśli będziesz miała zamiar wyjść to po prostu przyjdź i mnie obudź.
                Spojrzałam na matkę i zobaczyłam w jej oczach strach, bała się, że ja też zniknę. Wyciągnęłam w jej stronę rękę i mocno uścisnęłam. Uśmiechnęła się, ale na jej twarzy nadal malował się smutek.
                - Przepraszam, obiecuję, że więcej tak nie zrobię.
                Mama nachyliła się i pocałowała mnie w grzbiet ręki.
                - Jesteś głodna? – Pokręciłam głową. – Jadłaś coś w ogóle?
                - Tak, śniadanie, a potem obiad w stajni. – Zamilkłam, sącząc chłodny napój. – Powinnam iść do domu Allie. – Spojrzałam na mamę, która opuściła wzrok. – O czym myślisz?
                Kobieta potrząsnęła głową, a jej brązoworude włosy wysunęły się z upięcia. Złapała mnie za rękę.
                 - O tym, jak bardzo musi im być ciężko… Dzisiaj, gdy cię nie znalazłam rano w łóżku… - Jej głos się załamał, wzięła chrapliwy oddech. – Jestem z ciebie dumna, kochanie. Rozmawiałam z Lyanną, mówiła, że byłaś bardzo dzielna wczoraj.
                Zdusiłam w sobie prychnięcie, nie byłam dzielna, to ostatnie, co mogłam o sobie powiedzieć. Czułam się jak skorupa – z zewnątrz nienaruszona, ale pusta w środku. Robiłam wszystko, byle tylko nie czuć bólu, a teraz z własnej woli chciałam wejść do miejsca, które mogło rozbić mój ostatni bastion obrony.
                - Powinnaś iść – powiedziała moja matka, wyrywając mnie z zadumy. – Myślę, że Cooperowie docenią twoją obecność.
                Pocałowała mnie w czoło i wróciła do domu.
                Zanim zmieniłam zdanie, ubrałam trampki i ruszyłam chodnikiem w stronę domu Allie. Mieszkała tylko kilka ulic dalej, szybkim marszem dochodziłam tam w dziesięć minut. Słońce schodziło coraz niżej na zachodzie, ale nadal było na tyle wysoko, by grzać mocno. Zsunęłam na oczy okulary i zaczęłam żałować, że ubrałam czarną koszulkę, która łapała wszystkie promienie.
                Dom Allie był podobny do wszystkich na jej ulicy. Jednopiętrowy, z werandą okalającą cały parter. Pokryty żółtymi deskami, z białymi oknami i drzwiami. Spojrzałam na wykulszowe okno na pierwszym piętrze, które wychodziło na zachód. Należało do Allie. Często siedziała na miękkich poduszkach na parapecie i wyglądała aż przyjdę. Pomimo trwających upałów przed domem rosła zielona trawa i różnorakie kwiaty, których słodki zapach unosił się w powietrzu.
                - Davina! – Rozległ się krzyk i dopiero zauważyłam matkę Allie – Victorię, siedzącą na bujanym fotelu.
                Przeszłam przez furtkę i wbiegłam na werandę. Kobieta wstała i rozłożyła ramiona, wpadłam w jej objęcia i mocno uścisnęłam. Pachniała orzeźwiającymi perfumami, zmieszanymi z wonią kwiatów. Jej krótko obcięte blond włosy łaskotały moją twarz.
                - Tak bardzo przepraszam – wyszeptała mi wprost do ucha, ściskając mnie jeszcze mocniej, niemal dusząc. – Przepraszam, że to musiałaś być ty, a jednocześnie dziękuję. Nie dałabym rady…
                - Pani Cooper – powiedziałam równie cicho. – Nie musi mnie pani przepraszać, ani dziękować. Zrobiłam to, co musiałam zrobić. Chociaż tyle mogłam dla państwa zrobić. Jak się czujecie?
                Pociągnęła mnie w stronę huśtawki ogrodowej. Usiadłyśmy blisko siebie, cały czas trzymając się za ręce.
                - Mam wrażenie, jakby świat stracił kolory. Nie wierzę w to, co się stało. Nadal nie mogę uwierzyć, że moja córeczka… - Zaniosła się głośnym szlochem. Zakryła usta dłonią, tak mocno przyciskając ją do twarzy, że prawie nie mogła oddychać. Złapałam ją za nadgarstek i delikatnie opuściłam. – Był u nas dzisiaj rano oficer Morris, według policji to mogło być samobójstwo, ale nie mogę w to uwierzyć. Byłyśmy ostatnio ze sobą tak blisko, wszystko się układało! Studia, Nate, wasza przyjaźń… Nie wierzę w to.
                Pogładziłam ją po kłykciach.
                - Ja też w to nie wierzę, to nie mógł być jej wybór.
                - Morris pytał nas, czy wiemy, gdzie jest jej pamiętnik. Nawet nie wiem, czy Allison go prowadziła. Nigdy go nie szukałam, starałam się dać jej tyle prywatności, ile potrzebowała, obiecałam Allie, że go nie przeczytam. Nie mogę teraz wejść do jej pokoju i przeszukać go. Nie… Nie jestem w stanie…
                Oparła się o moje ramię, a po policzku kobiety spłynęła łza.
                - Poszukam pamiętnika – powiedziałam, po dłuższej chwili milczenia. – Niczego jej nie obiecywałam – dodałam z lekkim uśmiechem.
                Victoria Cooper pokiwała tylko głową i otarła wilgotną skórę.
                Weszłam po schodach na piętro i skierowałam się prosto do pokoju Allie, położyłam dłoń na gałce i zamarłam. Nikogo nie było w środku od piątku, ostatnią osobą, która się po nim krzątała była Allison. Znając ją, na łóżku pewnie zostawiła ubrania, w których była w szkole, na parapecie przy oknie nadal leżały magazyny dla dekoratorów wnętrz i powieść, którą czytała.
                Wzięłam głęboki oddech i przekręciłam klamkę.
                Pokój wypełniało ciepłe światło wpadające przez duże okno. Ściany fioletowego koloru pokryte były różnymi zdjęciami, łóżko było pościelone niedokładnie, tak jakby miała do niego zaraz wrócić. Na biurku nadal były rozrzucone książki, a na drzwiach szafy wisiał jej strój cheerleaderki.
                Podeszłam do niego i dotknęłam sztywnego materiału spódniczki. Żołądek mi się obrócił i zacisnął mocno, tak że musiałam przycisnął pięść do ust, żeby nie zwymiotować. Oparłam czoło o drewno szafy i oddychałam powoli.
                Sama obecność w pokoju Allison, tak przesyconym jej obecnością, sprawiała, że prawie słyszałam głos przyjaciółki, karcący mnie za myszkowanie w jej rzeczach. Puściłam materiał i podeszłam do łóżka. Wspomnienia atakowały mnie z każdej strony, niespodziewanie. Przypomniałam sobie, jak potrafiłyśmy przeleżeć całą noc i rozmawiać o wszystkim, a później obserwować zmiany koloru nieba, gdy zaczynało wschodzić słońce.
                Zajrzałam pod łóżko, przeciągnęłam dłonią po jego ramie – było pusto.
                Na parapecie jej okna siadywałyśmy i malowałyśmy sobie paznokcie u stóp, jednocześnie. Często miałyśmy jedną stopę w jednym kolorze, a drugą w innym. Czytałyśmy głupie horoskopy, mimo że żadna w nas w nie wierzyła w ich treść.
                Podniosłam wszystkie poduszki, uniosłam materac. Ale pamiętnika tam nie było.
                Uchyliłam szufladę w biurku i przełknęłam głośno ślinę. Była pełna naszych wiadomości pisanych na lekcjach. Niektóre z nich były jeszcze z podstawówki. Allie musiała je przeglądać ostatnio. Wzięłam jedną z nich.

                Nie uwierzysz! M. zaprosił mnie na spacer po szkole, chyba mu się podobam! D.

                O jej! Tak się cieszę. Pewnie będzie xxx. A.

                Roześmiałam się. Faktycznie, kiedyś dawno temu pewien chłopiec o imieniu Miles zaprosił mnie na spacer i pocałował. Był to mój pierwszy pocałunek, a my mieliśmy po dwanaście lat. Zapomniałam już jak się nazywał.
                Wsunęłam ręce między karteczki, część z nich spadła na podłogę. Moje palce uderzyły w coś twardego. Zacisnęłam palce na zeszycie, modląc się w duchu, żeby był to jej pamiętnik. Uniosłam notes w twardej, burgundowej oprawie. Otworzyłam na przypadkowej stronie, mimo że wcześniej obiecałam sobie, że do niego nie zajrzę, zaczęłam czytać.

Mój Drogi!
                Martwię się o Davinę, pisałam już wcześniej, że jest nieobecna, często odpływa gdzieś daleko myślami. Coś ją gryzie, ale nie chce mi powiedzieć co. Boję się, że mi nie ufa.
                Mam pewien trop w tej sprawie, dzisiaj pojawiły się zdjęcia z zawodów w Bostonie, na których ostatnio startowała i podczas których spędziła sporo czasu z Tristanem Smithem – starszym bratem Haydena. Na jednym z nich pochyla się w jego stronę i wygląda to zupełnie tak, jakby chciała go pocałować. Patrzy na niego w taki sposób, w jaki nigdy nie widziałam, żeby patrzyła na Haydena.
                Boję się o nią, nie chcę, żeby wplątała się w coś, czego będzie żałować…

                Zamknęłam z hukiem książkę i przycisnęłam ją do piersi. Dłużej już nie mogłam czytać. Jak mogła pomyśleć, że jej nie ufałam? Sądziłam, że tak dobrze idzie mi granie przed Haydenem, że zapomniałam, że Allie była wspaniałym obserwatorem.
                Zamknęłam z powrotem szufladę i ruszyłam w kierunku drzwi. Jednak nie wyszłam od razu z pokoju, spojrzałam za siebie i zobaczyłam część liścików leżącą na podłodze. Zebrałam je i wepchnęłam sobie do kieszeni spodenek, miały być jedną z ostatnich pamiątek, jakie dostałam od Allison Cooper.

***

                Oddałam pamiętnik mamie Allie i ruszyłam szybko w kierunku domu. Szłam szybko, a mój wzrok był wbity w płyty chodnika. Nagle zderzyłam się z kimś i pewnie upadłabym, gdyby nie ręce, które zacisnęły się na moich przedramionach i przytrzymały mnie w pionie.
                - Kiedy twój tata powiedział mi, gdzie poszłaś i, że jeśli pójdę w tamtą stronę to na siebie wpadniemy, to nie sądziłem, że będzie miał stu procentową rację – powiedział Tristan, uśmiechając się.
                Stojąc już pewnie na własnych nogach, zarzuciłam mu ramiona na szyję.
                - Cieszę się, że na ciebie wpadłam. – Pocałowałam go krótko, a moje rozbiegane myśli na chwilę skupiły się na nim. Objął mnie jedną ręką w pasie i pogładził mnie po plecach. – Byłam w pokoju Allie.
                Tristan uniósł brwi.
                - Dlaczego?
                - Policja szukała jej pamiętnika, a matka Allison nie chciała niszczyć jej prywatności.
                Chłopak wypuścił głośno powietrze, a jego błękitne oczy pociemniały. Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę mojego domu. Opowiedziałam mu o liścikach, a także o tym, co przeczytałam. Gdy skończyłam, znaleźliśmy się tuż pod moim domem. Otworzył przede mną furtkę i w milczeniu usiedliśmy na schodach.
                - Nie mogłam czytać dalej, bałam się, co tam przeczytam. Co jeśli ja ją sprowokowałam, zasiałam ziarno zwątpienia w naszą przyjaźń? Co jeśli to zapoczątkowało lawinę?
                Tristan objął mnie i pocałował w skroń.
                - Nie wolno ci tak myśleć, Davina. Przecież to absurd, nie skacze się z urwiska, tylko dlatego, że ma się wątpliwości, co do zaufania przyjaciółki. Kochanie, przecież to tak nie działa.
                - W takim razie, jaka jest twoja teoria? – warknęłam. – Spadła przypadkiem?
                Chłopak zagryzł wargę, zastanawiał się nad tym, co mi odpowiedzieć. Wiedziałam, że ma swoje przypuszczenia, miał to wymalowane na twarzy. Tym bardziej byłam ciekawa, co to jest, skoro nie chce się tym ze mną podzielić.
                - Nie wiem, Davina, naprawdę. Ale boję się, że to nie mógł być przypadek…
                Nagle otworzyły się drzwi wejściowe i pojawił się w nich mój ojciec, wciąż ubrany w marynarkę i koszulę, jedynie krawat miał poluzowany i odpięty najwyższy guzik. Jego brązowe oczy były pełne łez, w ręce ściskał mocno telefon komórkowy.

                - Dzwonił Morris, Allison została zamordowana.



Witajcie, 
zawsze starałam się dodać rozdział na Boże Narodzenie, ale w tym roku zabrakło mi czasu. Dlatego teraz, 31.12.2017 w ostatnich godzinach tego roku składam Wam najserdeczniejsze życzenia: żyjcie jak najmocniej, kochajcie i bądźcie kochani, a do tego spełniajcie marzenia.

Z rozdziału nie jestem zadowolona, jeśli będę miała chwilę wprowadzę w nim poprawki (nie będą dotyczyć treści, a raczej nadużywania "i"). Wiadomo, kto się cieszy, gdy się człowiek śpieszy, a moja najukochańsza beta wie, że śpieszyłam się bardzo więc w surowej wersji było sporo kwiatków.

Napiszcie mi koniecznie Wasze wrażenia z rozdziału! Jestem ciekawa, czy podejrzewaliście wcześniej, że Allie została zamordowana i, jakie są Wasze typy na zabójcę.

Wszystkiego najlepszego z okazji zbliżającego się roku 2018 i niech będzie lepszy niż ten!

Wasza,
Raven

4 komentarze:

  1. Ty wiesz, że ja się świetnie bawiłam poprawiając to, ale jak chcesz żebym zrobiła to porządnie, to nie wysyłaj mi tego o 22 z tekstem "sprawdzisz mi to dzisiaj?" xDD kocham cię wiewióreczko
    A typów nie mam,bo mi nawet podpowiedzieć nie chcesz :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham, dziękuję, jesteś najlepsza <3
      Nie powinnam go pisać po całym dniu biegania, ale musiałam.
      Chciałam Ci powiedzieć, pamiętasz? Odmówiłaś XD
      Tego rozdziału Ci nie dam zabetować heheh <3

      Usuń
  2. Błedziki:
    - Podobno ma być gorąco, a chcę zrobić, jak najwięcej zanim faktycznie przygrzeje. - przecinek usunąć z przed ''jak'' i przesunąć go po ''najwięcej''
    Kilkoma dużymi łykami wypiłam butelkę do dna, osunęłam się głębiej w miękkim materiale i przymknęłam oczy. - butelkę czego? trzeba dopisać, bo samej butelki nie da się wypić ;p
    i tyle!
    Rozdział świetny, jak zawsze. Totalnie się nie spodziewałam, że Allie została zamordowana. Bardziej stawiałam na to, że przypadkiem spadła z tego klifu.
    Nie typuję nikogo na zabójcę, bo nawet nie mam pojęcia, kto mógłby nim być. Ale może ktoś bliski z otoczenia Ally? Nie wiem, nie wiem. Ale czekam na następny rozdział! <3
    Weny!
    BG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już rozdział zaktualizowany, dziękuję bardzo :) Tak się kończy pisanie na pół-przytomnie, nie powinnam, ale to był jedyny moment, gdy miałam wenę i komputer.
      Cieszę się, że Ci się podobał. Jestem z siebie troszkę zadowolona, że się tego nie spodziewałaś :)
      Do zobaczenia, wkrótce mam nadzieję (po zdanej sesji!) <3

      Usuń