środa, 21 marca 2018

Rozdział 23. Jeden dzień dłużej.


                Przestałam oddychać.
                Nie mogłam zmusić mojego ciała, żeby zrobił wdech. Jest tyle mięśni, które powinny pociągnąć moje żebra, ale żaden z nich nawet nie drgnął. Powoli czułam jak moje płuca zaczynają płonąć. Widziałam, że mój tata i Tristan poruszają ustami, jednak nie słyszałam ich słów. Moje uszy wypełniał głośny pisk.
                Za dużo. Za dużo. Za dużo.

                Miałam wrażenie, jakbym na chwilę opuściła swoje ciało. Zobaczyłam siebie z śmiertelnie bladą cerą, mimo lekkiej opalenizny, którą złapałam w stajni. Tristan nadal trzymał moją dłoń, mocno ją ściskając. Jego skóra była czerwona, ale na kłykciach pobielała i była niemalże tak biała jak ja. Tata podszedł bliżej i złapał mnie za brodę.
                Oddychaj. Oddychaj. Oddychaj.
                - Oddychaj – powiedział twardo, lekko klepiąc mnie w policzek drugą ręką.
                Nagle wszystkie mięśnie zadziałały jak trzeba, wzięłam głęboki oddech, a moje płuca prawie jęknęły z wdzięczności. Wraz z oddechem wróciły uczucia. Przygniotły mnie ponownie, ale tym razem byłam na to przygotowana. Wiedziałam, że muszę się zmusić, by oddychać.
                - Nie mówisz poważnie – wyszeptałam. Ojciec nie odpowiedział od razu, wciągając mnie do domu. Tristan wszedł na drżących nogach za nami i zamknął drzwi. – Skąd to wiesz?
                - Nie ma jeszcze wszystkich wyników badań, ale Lyanna pracowała całą noc. Przyjechał nawet jej znajomy lekarz z zakładu uniwersyteckiego. Nie ma mowy o pomyłce.
                - Ale o czym ty mówisz, tato?
                Do przedpokoju weszła moja mama i zlustrowała mnie uważnie wzrokiem.
                - Chodźcie do salonu.
                - Nie, mamo. Muszę wiedzieć teraz – powiedziałam twardo, prostując się.
                Spojrzała na ojca. Ich twarze były ściągnięte i poważne. Przypominali mi posągi, które znajdowały się w parku i przedstawiały pierwszych kolonizatorów – Brytyjczyków – o twardych rysach i surowym spojrzeniu.
                - Davina, Tristanie, musicie wiedzieć, że są to nieoficjalne informacje, nic z nich nie jest przeznaczone dla naszych uszu, a tym bardziej nie każdy jest w stanie tego wysłuchać – powiedziała moja matka, łapiąc jedną ręką moje ramię, a drugą chłopaka, trzymającego moją dłoń. – Dzielimy się tym z wami, pokładając w was wielkie zaufanie, a także wiarę, że zniesiecie te informacje. Uważamy – zrobiła pauzę i popatrzyła na męża, jakby jeszcze raz chciała się utwierdzić w słuszności swojej decyzji. Skinął krótko głową – że zasługujecie, żeby wiedzieć.
                Przełknęłam głośno ślinę, ale pokiwałam szybko głową. Tristan mruknął coś niezrozumiale. Spojrzałam na niego i po raz pierwszy w życiu zobaczyłam na jego twarzy dziwną mieszankę emocji, zazwyczaj niezwykle trudno było z niej cokolwiek odczytać, lecz teraz wyraźnie malował się na niej strach, zdenerwowanie i niezdecydowanie.
                - Jeśli chcesz, możesz wyjść, Tristanie. Nikt nie będzie ci miał tego za złe – odezwał się mój tata, podchodząc bliżej.
                Chłopak spojrzał na mnie.
                - Poradzę sobie – wyszeptałam, ściskając mocniej jego dłoń.
                - Nie. – Pokręcił głową i puścił moją rękę, by przeczesać swoje ciemne włosy. – Zostanę.
                W tamtej chwili uświadomiłam sobie, jak wielkim wsparciem dla mnie jest i jak wiele go to kosztuje. Nie był lekarzem ani nie dorastał w szpitalnych warunkach, pewne kwestie były dla niego nowe, niezrozumiałe i trudne do przetrawienia. Przez lata przysłuchiwania się rozmowom rodziców o chorobach i śmierci ich pacjentów nabrałam odporności, nawet jeśli chodziło o kogoś tak mi bliskiego jak Allison.
                - W porządku, ale lepiej usiądźmy w salonie.
                Nie kłóciłam się i pozwoliłam się zaprowadzić do kanapy. Drugi raz w przeciągu doby siedziałam na niej z Tristanem, by wysłuchać kolejnych doniesień na temat Allie. By kolejny raz usłyszeć, jak daleko odeszła.
                Chciałam móc powiedzieć, że mam déjà vu, jednak to już naprawdę się kiedyś wydarzyło. Prawdziwość tych chwil uderzyła we mnie tak, jak ocean uderza w skały klifów – z pełną mocą i bez litości.
                - Allison nie zginęła w wyniku upadku. – Głos mojej mamy drżał, a w oczach pojawiły się łzy. – Jej płuca były pełne wody, Allie utonęła.
                Jęknęłam, zasłaniając rękoma usta. Znów poczułam ból w piersi.
                - Ale przecież… - zaczął Tristan, wodząc wzrokiem po moich rodzicach. Pochylił się do przodu i oparł łokcie na kolanach, zasłaniając sobie częściowo twarz dłońmi.
                - Poczekaj – mruknęłam, ściskając jego nadgarstek. – Daj jej dokończyć.
                - Na jej czaszce znajduje się ślad po uderzeniu, jednak nie taki, jaki mógłby pojawić się w wyniku uderzenia o powierzchnię wody. Ktoś uderzył w nią tępym narzędziem z ogromną siłą, w wyniku czego doszło do złamania kości potylicznej i rozległego krwawienia wewnątrzczaszkowego…
                Nie musiała mówić dalej, potrafiłam zbyt dobrze wyobrazić sobie moment, w którym nieprzytomna Allie osuwa się na ziemię i spada z klifu, jakimś cudem omijając ostre skały, i wpada do Atlantyku, gdzie nieświadoma bierze swój ostatni oddech.
                Zacisnęłam mocno powieki, próbując odgrodzić się od tego obrazu, jednak nie było to możliwe. Miałam wrażenie, jakby ktoś wypalił mi go we wnętrzu mojego umysłu. Napierał na mnie z każdej strony. Byłam nawet w stanie wyczuć smak soli w powietrzu, mimo iż wiedziałam, że nie jest to możliwe. Chłód, który czułam w nocy na klifach, powrócił. Przeszywał każdy skrawek mojego ciała, pomimo że wszystkie okna były zamknięte, a promienie zachodzącego słońca tańczyły na mojej skórze.
                - Co z rodzicami Allie…? – zapytałam cicho, przypominając sobie twarz Victorii Cooper. – Czy oni…?
                - Nie – odpowiedział szybko mój ojciec. – Tak jak powiedziała mama – to nieoficjalne informacje. Na razie oprócz koronera i biura szeryfa wiemy o tym tylko my. I tak ma pozostać, to nie może się wydać. Powiedzmy sobie to szczerze – zrobił przerwę, podkreślając powagę sytuacji. Nie musiał tego robić, doskonale wiedziałam, w jakiej pozycji zostaliśmy postawieni – posiadając te informacje, wyszliśmy poza granice prawa.
                Tristan westchnął ciężko, przypominając mi o swojej obecności. Przez kilka minut byłam tak pochłonięta przez własne myśli, że zapomniałam o nim. Złapałam go za rękę i bez słowa pociągnęłam za sobą. Gdy stanęłam na pierwszym stopniu, usłyszałam cichy szloch mamy. Zatrzymałam się, w domu było podejrzanie cicho.
                Puściłam dłoń chłopaka i pobiegłam do salonu. Rodzice siedzieli na kanapie, ale tym razem obejmowali się kurczowo, drżąc.
                - Gdzie są dziewczynki?
                Tata, zanim spojrzał mi w twarz, pociągnął nosem i otarł łzę spływającą po policzku.
                - Gdy byłaś w stajni, zawiozłem je do dziadków. Nie powinny tutaj być…
                Pokiwałam głową, wycofując się z pomieszczenia. Oni także potrzebowali prywatnej przestrzeni, by móc przeżyć swoją żałobę.
                Tristan nadal stał w tym samym miejscu i wpatrywał się w jedno z moich starych zdjęć. Zostało zrobione podczas wakacji w Europie, na długo przed tym, jak urodziły się moje siostry. Na długo też, zanim się poznaliśmy. Splotłam nasze palce i pocałowałam go w bark. Potrząsnął włosami, jakby chciał strząsnąć z nich krople deszczu.
                Otworzyłam przed nami drzwi mojego pokoju, łóżko było wybitnie dokładnie pościelone, rzeczy uporządkowane w szafie. Nawet książki nie leżały już bezskładnie na biurku i regale. Miałam dużo czasu w nocy.
                - Zazwyczaj to tak nie wygląda – mruknęłam, opierając się o zamknięte drzwi.
                Chłopak rozejrzał się po wnętrzu i powoli przesunął wzrok na mnie.
                - Przepraszasz mnie za porządek?
                Wzruszyłam ramionami.  Chciałam go przeprosić za coś więcej, niż nienaturalny dla mnie pedantyzm. Za to, że wciągnęłam go w to wszystko, skłóciłam z bratem, zmusiłam do udziału w przestępstwie oraz odciągnęłam od zespołu. Byłam mu winna przeprosiny za wszystko.
                - Nie powinnam była wczoraj cię prosić, żebyśmy byli razem – wyszeptałam, szarpiąc nitkę, która drażniła moje udo.
                Tristan podszedł do łóżka i usiadł ciężko na krawędzi.
                - Nie wierzę, że znowu o tym rozmawiamy. – Jego głos był stłumiony przez pięści, które przycisnął sobie do ust.
                - Przepraszam. – Dodałam kolejny powód do mojej długiej listy.
                Zaklął tak siarczyście, że aż drgnęłam. Podniósł na mnie wzrok, jego niebieskie oczy pociemniały i napłynęły krwią, był wściekły. Wściekły na mnie. Po raz pierwszy byłam pewna, że to ja jestem powodem jego złości. Zagryzłam mocno wargi, aż poczułam słony smak na języku.
                - Davina, do jasnej cholery. Przestań. Chcę być z tobą, zgodziłem się na to dużo wcześniej, niż wczoraj. Ba, nie było to nawet w niedzielę! Ułóż to sobie wreszcie w głowie, że jestem z tobą, bo cię kocham!
                Spojrzałam na niego i okazało się, że stał tuż obok mnie. Pochylił się nade mną, a w jego oczach błyszczały łzy. Zarzuciłam mu ramiona na szyję i mocno przytuliłam. Objął mnie w talii, lekko unosząc ponad podłogę.
                - Zapamiętaj to, kocham Cię, Davina.
                - Ja też cię kocham – powiedziałam szybko, zanim zdążyłam pomyśleć nad słowami, które wypłynęły z moich ust.
                Spomiędzy warg chłopaka wydarło się krótkie westchnienie ulgi. Pocałował mnie w bark i postawił na podłodze.
                - Możemy nigdy więcej do tego nie wracać?
                Pokiwałam głową i splotłam palce na jego karku. Ujął moją twarz w dłonie i delikatnie musnął wargami. Wciągnęłam głęboko powietrze, zaciągając się zapachem Tristana. Pocałowałam go jeszcze raz, a potem kolejny i kolejny.
                Nie rozmawialiśmy już zbyt dużo tego popołudnia. Leżeliśmy blisko sobie na łóżku. Ja - skulona między ścianą, a jego piersią i ramieniem, on - dopasowany do mojej pozycji, gładząc mój bok. Moje ucho muskał jego oddech, z początku nieregularny, lecz gdy się ściemniło, stał się powolniejszy i bardziej rytmiczny. Robiło się coraz ciemniej i chłodniej, klimatyzacja przestała działać, a przez nawiewy popłynęło wieczorne powietrze, przesycone zapachem morza i drzew.
                Chciałam spać i to bardzo. Byłam wykończona jazdą, wizytą w domu Allie, a także wieściami, które otrzymaliśmy od rodziców. Poruszyłam się lekko, a w mojej kieszeni zaszeleściły stare liściki. Wyciągnęłam je powoli, próbując nie obudzić Tristana. Chrząknął i poruszył się nerwowo, ale się nie obudził. W półmroku ledwie byłam w stanie odczytać niewyraźne litery. Kartka musiała być bardzo stara, linie już prawie wyblakły, a  tusz stracił swoją intensywność.
                Davina, jak myślisz, jak długo wytrzyma nasza przyjaźń?
                Do końca naszego życia, a nawet jeden dzień dłużej! Dla…
                Dalszej części nie mogłam przeczytać, atrament rozlał się po papierze, może pod wpływem mojego ciała, a może czasu. Przycisnęłam skrawek do piersi i cicho załkałam. Łza potoczyła się po moim policzku i upadła z cichym plaśnięciem na poduszkę.
                - Nigdy nie przestaniesz być moją przyjaciółką, Allie. Przysięgam.


Cześć!
Wiem, że rozdziału nie było bardzo długo i bardzo mi z tego powodu przykro.
Ostatnio z powodu studiów i prywatnych spraw nie miałam ani czasu, ani ochoty pisać.
W związku z tym po napisaniu tego rozdziału postanowiłam skompresować moje plany na to opowiadanie więc spodziewajcie się trochę żwawszej akcji (wreszcie!).

Oczywiście dziękuję mojej niezastąpionej Becie - Kasi za poprawienie tego rozdziału, żeby moje błędy nie kłuły Was w oczy. 


Bardzo liczę na Wasze komentarze, sprawiają mi niesamowitą przyjemność i dają siły do pracy. 
Wasza, Raven

PS. To wcale nie jest tak, że we wtorek mam kolosa z anatomii i zamiast się uczyć redaguję tę notatkę, wcale ;)

2 komentarze:

  1. Czy to jest ten rozdział, nad którym siedziałyśmy w środku nocy, a ja grzebałam we wszystkich słownikach i nie wiedziałam jak to ładnie poprawić? Polski taki trudny XD
    I ta wiecznie przepraszająca za wszystko Davina. CZY TRISTAN MÓGŁBY JĄ JUŻ NAPRAWIĆ, BO DZIAŁA MI OSTRO NA NERWY I TY O TYM WIESZ.
    A ty ucz się, bo chyba nie chcesz powtarzać roku, prawda?
    Kocham i czekam aż znów do mnie przyjedziesz <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój ludu... Po pierwsze przepraszam, że tak późno się za to zabrałam. Naprawdę przepraszam. Po drugie... Wow... po prostu wow! Niesamowite jak, świetny masz styl pisania! I jak bardzo, podoba mi się to opowiadanie ( za to, że jest mroczne i tak... hmn... ludzkie? Nie wiem jak to opisać ) Jak ja rozumiem Davine! Ludzie, biedna... dobrze, że Tristan jest przy niej! Oby tym, dwóm skarbom się udało jakoś przetrwać!
    I TEN KTO ZAMORDOWAŁ ALLISON, NIECH GO PIEKŁO POCHŁONIE!
    W ogóle, jak dokładnie opisałaś to ze strony medycznej! Jestem pod wrażeniem ;)
    I wybacz za mało sensowny komentarz, ale chyba nadal źle się czuję xD
    Tak więc, rozdział cudny i nie mogę się doczekać dalszych losów!
    Trzymam mocno kciuki za studia <3 You can do it!
    Całuję, Mel <3

    OdpowiedzUsuń