Tristan
przytulił mnie mocniej, prawie dusząc swoimi ramionami. Złapałam się kurczowo
dłońmi jego nadgarstków. Byłam przekonana, że śpi. Jego oddech stał się
nierówny, miałam wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale nie potrafi ubrać swoich
myśli w odpowiednie słowa.
-
Muszę wrócić niedługo do Bostonu, mamy zaplanowane koncerty i gdybym mógł to
bym je odwołał, ale dostaliśmy już zaliczki…
-
Rozumiem – przerwałam, kładąc się na plecach i odwracając twarz w jego stronę.
– Nie możesz zrezygnować dla mnie ze swojego życia. – Chłopak nie patrzył na
mnie, w milczeniu wodził palcem po krzywiźnie mojego obojczyka. – Kiedy chcesz
wyjechać?
Uśmiechnął
się krzywo, smutno. Spojrzał na moje usta i z czułością wsunął mi kosmyk włosów
za ucho.
-
Właściwie… Przyjechałem się pożegnać.
Spomiędzy
warg wyrwało mi się ciche westchnienie. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.
Nie sądziłam, że wyjedzie tak szybko.
Palce Tristana
przesunęły się wzdłuż łuku jarzmowego, a później w dół, po policzku, aż dotarły
do ust. Leżałam, patrząc w sufit i chłonąc jego dotyk, pragnąc wypalić w swojej
głowie pamięć faktury jego opuszków, smak i zapach skóry, sposób w jaki się
poruszał, oddychał.
-
Na długo wyjeżdżasz? – zapytałam, gdy byłam pewna, że nie usłyszy pretensji w
moim głosie.
-
Dwa tygodnie, może dłużej… W zależności od tego, kiedy będziemy mieć nagrania
próbne.
-
Jakie nagrania?
-
Pewna wytwórnia jest nami zainteresowana, chcą nagrać kilka naszych piosenek,
wybadać, jak na nas zareaguje rynek.
-
Nic mi o tym nie powiedziałeś. – Tym razem w moim tonie zabrzmiał zawód.
Tristan
westchnął ciężko.
-
Przecież nie rozmawialiśmy wiele w ciągu ostatniego miesiąca. – Westchnęłam. –
Poza tym, nie chciałem zapeszać, dopóki trwały rozmowy. Odpowiedź dostałem
kilka dni temu.
Wydarzenia
ostatnich dwóch dni tak mocno na mnie wpłynęły, że prawie zapomniałam, co
działo się wcześniej. O tym, że nie widziałam Tristana od miesiąca, że nasz
romans został zerwany. Tyle się zmieniło w ciągu kilku tygodni – mój świat
został przewrócony do góry nogami i wywrócony na drugą stronę. Straciłam dwie
najbliższe mi osoby: jedną na własne życzenie, drugą z nieznanych nikomu
powodów.
-
Kiedy musisz być w Bostonie?
-
Jutro o 10 mamy spotkanie – spojrzał na zegarek w telefonie. – Powinienem się
zbierać do drogi.
Palce
Tristana delikatnie przechyliły moją twarz w jego stronę, z tak bliskiej
odległości widziałam najdrobniejszy szczegół jego oczu, łącznie ze swoim
odbiciem w szeroko rozwartych źrenicach.
-
Zostań na noc, wyjedź jutro rano, proszę – wyrzuciłam z siebie.
-
Musiałbym wyjechać koło piątej. Poza tym twoi rodzice…
-
Nie będą mieli nic przeciwko, biorąc pod uwagę wszystko, co się dzieje pewnie
nawet nie zauważą. Właściwie, czy wstaniesz przed piątą, czy pójdziesz spać
koło trzeciej to nie ma różnicy…
Tristan
zamknął mi usta pocałunkiem.
-
Skoro tak chcesz, zrobię dla ciebie wszystko.
Przekręciłam
się na bok i pocałowałam go mocno.
-
Pójdę do bagażnika po swoje rzeczy – wyszeptał, delikatnie odsuwając się ode
mnie.
Gdy
tylko wyszedł z pokoju, poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Łazienkę
wypełniły obłoki pary, które osiadły na lustrze. Usłyszałam ciche pukanie do
drzwi, owinięta ręcznikiem i ze szczoteczką w ustach, uchyliłam je, wpuszczając
do pomieszczenia podmuch chłodnego wiatru.
-
Mogę? – Tristan był bez koszulki, a w dłoni trzymał niewielką kosmetyczkę i
spodenki.
Lekko
zmieszana pokiwałam głową. Wróciłam do umywalki i starałam się skupić na myciu
zębów. Nic nie widziałam w zaparowanym lustrze, słyszałam tylko jak chłopak
rozbiera się za moimi plecami i wchodzi pod prysznic.
Przebrałam
się w piżamę i wsmarowałam w twarz krem, przez słońce i pył w stajni, moja
skóra była szorstka i sucha, ale za to pokryta ogromną ilością piegów. Tristan
wyszedł spod prysznica i stanął za moimi plecami. Czułam na karku ciepło jego
ciała. Obserwowałam, jak myje zęby i suszy włosy ręcznikiem. Nigdy nie
widziałam go w takim codziennym wydaniu. Uświadomiłam sobie, jak to dziwne, że
byłam z nim tak blisko, ale codzienność nie była nigdy naszym udziałem.
-
Wszystko w porządku? – zapytał, gładząc mnie po ramieniu.
Potrząsnęłam
lekko głową.
-
O ile to możliwe. – Przygryzłam wargę. Pogłaskałam go po szyi, muskając
wilgotne włosy, które skręciły się lekko nad karkiem chłopaka. – Będę za tobą
tęsknić, jesteś dla mnie ogromnym wsparciem.
Oparł
czoło o moje i objął mnie w talii.
-
Do usług. Mówiłem serio.
-
O czym? – Uniosłam lekko brwi.
-
Że zrobiłbym dla ciebie wszystko.
Pocałowałam
go krótko.
Położyliśmy
się do łóżka, Tristan ustawił budzik w telefonie i odłożył go na szafkę.
Położył się na plecach i wyciągnął ramię. Ułożyłam się przy jego boku,
opierając głowę o jego pierś, słyszałam mocne bicie serca chłopaka. Wsunęłam
stopę między jego nogi, a on położył rękę na moim udzie. Nie chciałam zasnąć,
bałam się koszmarów, ale ciepło ciała obok mnie było tak kojące, że już po
chwili spałam.
***
Pamiętam
ból, który czułam, gdy Allison zaginęła.
Pamiętam
ból, który czułam, gdy Allison odnaleziono.
Pamiętam
złość tak silną, że czułam ból w każdej części ciała, gdy powiedziano mi, że
Allison zamordowano.
Ale
nie pamiętam bólu ani złości podczas przesłuchań. Byłam przesłuchiwana
kilkukrotnie – za każdym razem mówiłam to samo. Byłam w lesie z Tristanem,
wpadła na nas grupka licealistów, pokłóciłam się z Haydenem. Allison
przyprowadziła mnie do ogniska, zasnęłam, widziało mnie kilka osób. Allie
poszła szukać Nate’a, którego także widziano w czasie jej zaginięcia.
Policja
była bezradna, nie znaleziono narzędzia zbrodni, nie wiedziano nawet do końca
czym ją zabito. Tępe narzędzie – kij, kamień… Cokolwiek to było, zniknęło.
Żadnych poszlak, Allie była lubiana, nie miała wrogów, nie była powiązana z
żadnym półświatkiem. Ze względu na niewielką grupę trzeźwych osób, każdy z
obecnych na imprezie miał równie wiarygodne alibi.
Pustka.
Pamiętam
pustkę, którą czułam.
Rodzice
Allison byli wściekli, całą rozpacz skierowali na osobą, która odebrała im
dziecko. Ofiarowali ogromne pieniądze za choćby drobną wskazówkę. Ich złość
pogłębiał fakt, że nie mogli jej pochować, policja długo zwlekała z wydaniem
ciała.
Po
prawie dwóch tygodniach zamiast informacji o poszukiwaniu zabójcy, w mieście
pojawiły się czarno-białe nekrologi. Gdy przejeżdżałam przez centrum z każdej
strony widziałam twarz mojej przyjaciółki, pamiętałam to zdjęcie – w końcu sama
je zrobiłam, tuż przed początkiem ostatniej klasy liceum, podczas naszych
pierwszych wakacji bez rodziców.
Tristan
dzwonił do mnie codziennie, ale rozmowa przez telefon nie była tym samym, co
jego obecność obok. Głównie słuchałam, a on mówił. Miałam wrażenie, że bał się
ciszy między nami. Relacjonował koncerty, mówił ile ludzi przyszło, słyszałam,
jak bardzo go cieszy rozwój The Greyness.
Jednocześnie nie
potrafiłam mu opowiadać o swoim życiu, nawet jeździectwo nie przynosiło mi
radości. Starałam się znaleźć sobie zajęcie, spędzając całe dnie w stajni i
biorąc na siebie dodatkowe obowiązki w domu. Czasem nawet zaglądałam do
przychodni, by pomóc w segregowaniu papierów. Robiłam wszystko, żeby zapełnić
nieznośną pustkę.
Dzień
przed pogrzebem zostałam wezwana na komisariat. Cała w nerwach pojechałam do
centrum Cape White i wbiegłam po kilku schodkach do budynku policji. Nadal
miałam na sobie ubranie, w którym byłam w stajni – sprane szorty i szarą
koszulkę bez rękawków.
-
Dzień dobry, nazywam się Davina Langdon, proszono abym przyjechała – wyrzuciłam
na jednym oddechu.
Kobieta
siedząca za biurkiem spojrzała na mnie, lekko marszcząc brwi.
-
Proszę chwilkę poczekać, zaraz ktoś po panią przyjdzie.
Pokiwałam
głową, ale nie usiadałam na wskazanym mi krześle. Chodziłam od ściany do
ściany, licząc swoje kroki.
Dziesięć.
Dwadzieścia
siedem.
Czterdzieści
cztery.
-
Panna Langdon? – Usłyszałam niski, męski głos, gdy doliczyłam do
sześćdziesięciu trzech. – Proszę za mną.
Mężczyzna
miał krótkie brązowe włosy i okulary w czarnych, grubych oprawkach. Ręce miał
wsunięte w kieszenie garniturowych spodni. Otworzył mi drzwi na końcu korytarza
i gestem nakazał wejść do środka.
Przy stole
stały trzy krzesła, mężczyzna szybkim krokiem obszedł pokój i usiadł naprzeciw
wejścia obok kobiety w białej koszuli i szarej marynarce. Miała blond włosy
związane w gładką kitkę. Skinęła na mnie głową, żebym też usiadła.
- Jestem
agentka Meyer, a to agent Cortez. Jesteśmy z FBI. – Na dowód swoich słów,
pokazali mi swoje odznaki, równocześnie jakby mieli to idealnie wyćwiczone i
zsynchronizowane. – Badamy sprawę morderstwa Allison Cooper, wiemy, że była już
pani przesłuchiwana.
- Powiedziałam
już wszystko, co wiem. Dwukrotnie. – Czułam strużkę potu spływającą mi po plecach.
- Czytaliśmy
scenogram – powiedział Cortez, nie patrząc na mnie i obracając w palcach
długopis. - Była pani pod wpływem alkoholu tamtej nocy?
- Tak –
przyznałam, nie było to legalne, ale nie widziałam sensu w ukrywaniu tego. – W
czasie, gdy Allie zniknęła ja... – Głos mi lekko zadrżał. – Spałam.
- Czyli nie
może pani potwierdzić alibi pana Nathaniela Archera ani żadnego z uczestników
imprezy?
- Chyba nie
podejrzewacie, że Nate mógłby...?! – urwałam, nie mogąc wydusić z siebie reszty
zdania.
Agentka Meyer
uśmiechnęła się krzywo.
- Spokojnie –
powiedziała zaskakująco ciepłym tonem. – Proszę odpowiedzieć na nasze pytanie.
- Nie, nie
mogę.
Kobieta
spojrzała szybko na swojego partnera, notując coś w zeszycie przed sobą.
- No dobrze.
Niektórzy uczestnicy imprezy wspominali o incydencie z pani osobą, coś się
stało?
- Nie widzę
związku między tą sprawą, a morderstwem Allie.
-
Na szczęście to nie pani zadanie. Proszę odpowiedzieć na pytanie. – Ton Corteza
wskazywał, że nie miał ochoty się ze mną patyczkować.
-
Pokłóciłam się z moim chłopakiem, co widziało kilka osób. – Spojrzenia agentów
jednoznacznie wskazały mi, że powinnam rozwinąć swoją wypowiedź. – Hayden
zobaczył mnie w jednoznacznej sytuacji z kimś innym.
-
Z kim?
Zacisnęłam
mocno pięści. Co to miało być do jasnej cholery?!
-
Z Tristanem Smithem.
-
Czyli z jego bratem? – Doprecyzowała Meyer, opierając brodę na dłoni i
obserwując mnie z zainteresowaniem. Cortez notował coś skwapliwie. – Czy doszło
do jakiś rękoczynów?
-
Nie – powiedziałam szybko, nienaturalnie szybko wnioskując po zaskoczonych
minach detektywów. Pewnie pozostali zeznali coś innego, zresztą i w moich
zeznaniach z tamtej nocy mogłam o tym wspomnieć. – Znaczy... Chłopcy, jak to
chłopcy – poszarpali się troszkę, ale to nic takiego.
Meyer
pokiwała głową i odchyliła się do tyłu na krześle.
-
Pan Smith grał w futbol, prawda? – Zapytał Cortez, obserwując każdy mój ruch
znad zeszytu. Pokiwałam głową. – Znała pani dobrze jego kolegów? – Czy
wcześniej zdarzały się podobne incydenty wśród zawodników? Chodzi mi o wybuchy
agresji. Niech się pani zastanowi.
Przed
oczami mimowolnie stanęły mi obrazy z wielu imprez, na których byłam z
Haydenem. Gdzie chłopcy czasem dawali sobie w twarz, ale następnego dnia nikt o
tym nie pamiętał, w sezonie byli naładowani adrenaliną i kortyzolem, a alkohol
wypity dla rozluźnienia nie zawsze działał. Ale czy to miało znacznie? Czy
fakt, że ktoś się czasem awanturuje po alkoholu sprawia, że byłby w stanie
zamordować dziewczynę w przypływie alkoholowego szału? Że byłby w stanie
podnieść gałąź i uderzyć w potylice pierwszej lepszej napotkanej osoby, a potem
zrzucić ją z klifu?
Tak
według policji wyglądały ostatnie chwile Allison Cooper. Ktoś podszedł do niej
od tyłu i wymierzył cios tępym narzędziem, nie miała na sobie śladów walki więc
albo był to ktoś kogo znała i nie spodziewała się ataku, albo została nim
zaskoczona. Następnie morderca zrzucił jej nieprzytomne ciało do oceanu.
-
Czasem się zdarzało, że któryś z chłopaków był nerwowy, ale nie było to coś
ponad standard. Na każdej imprezie, jest ktoś taki, prawda?
-
Dziękujemy, panno Langdon. Na razie to wszystko.
Nie
doczekałam się odpowiedzi na moje pytanie, wprost przeciwnie. Nie mogłam
przestać myśleć, czy naprawdę ktoś z moich szkolnych kolegów mógł odebrać życie
innej osobie?
Najwyraźniej
tak.
Witajcie,
mogłabym się bardzo, ale to bardzo długo tłumaczyć, dlaczego rozdział jest tak późno i do tego nie został zabetowany.
Nie będę się w sumie tłumaczyć, bo to żałosne, ponieważ ostatnio tłumaczę się pod każdym kolejnym rozdziałem XD.
Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział Wam się podobał, kolejny rozdział postaram się wrzucić w ciągu tygodnia, max dwóch ;)
Trzymajcie się ciepło i komentujcie proszę!
Udanego roku szkolnego i akademickiego!
Wasza, Raven.
Nareszcie kolejny rozdział ❤ Tyle się naczekałam. Ludzie, ile w tym opowiadaniu sie dzieję. Normalnie szok. I ah... Tak współczuję Davinie. Biedna. Tyle traci, a wszystkie przesłuchiwania na pewno nie pomagają. Wgl, jak ktoś mógł zamordować w tak okrutny sposób Alisson!!! Spotka go mój gniew. Poza tym rozdział cudowny i wciągający i nie mogę się doczekać więcej ❤
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplutko :)
Dziękuję bardzo, Ty też <3
UsuńDo zobaczenia w końcu pod nowym rozdziałem :)
Ahhh nowy rozdział <333
OdpowiedzUsuńMi się nie wydaje, że to ktoś ze szkoły, tylko ktoś totalnie z zewnątrz. Ale się nie mogę doczekać rozwiązaniaaa
Proszę o więcej scen T i L!!!
Nic nie podpowiadam... Ale bardzo mnie ciekawią Wasze typy :D Nieźle kombinujecie :)
Usuń