poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 12. Gdy pojawią się wątpliwości.

Bon voyage ;)

                Piątkowy popis szybkości spowodował, że w sobotę byłam na pierwszym miejscu w rankingu. Razem z Davidem postanowiliśmy nie ryzykować i przejechać na spokojnie. Ważne było to, żebym ustrzegła się zrzutki. Czas nie musiał być najkrótszy.
                Znowu jechałam pod koniec konkursu, dzięki czemu miałam okazję obejrzeć kilka przejazdów. Tristan stępował Royala, gdy zasiadłam na trybunach razem z Davidem i Laurą. Parkur dorównywał poziomem temu poprzedniego dnia, a dodatkowo wyższe o pięć centymetrów przeszkody, powodowały, że niewiele par ustrzegało się zrzutek.
- Musisz jechać bardzo dokładnie – powiedział David, gdy obserwowaliśmy przejazd dziewczyny w moim wieku. – Nie pozwól mu pędzić i atakować, bo będzie wam ciężko i możecie się nie wyratować, tak jak udało się Royalowi wczoraj. Przypomnij mu o technice, którą ćwiczyliśmy na gimnastyce. Tu liczy się dokładność.
                Pokiwałam głową.
- Ma dzisiaj sporo energii, ale nie jest tak podniecony jak wczoraj. – Poprzedniego dnia nie mogłam rozluźnić Royala na rozprężalni, przez co samo rozprężenie zajęło więcej czasu niż normalnie. – Powinno się udać – dodałam z lekkim uśmiechem.
                Mój trener także się uśmiechnął, ale jego wzrok pozostał utkwiony w parkurze. Widziałam w jego twarzy, że dogłębnie analizuje kolejny przejazd. Wstałam i zaczęłam się przeciskać w kierunku rozprężalni. W tym roku na trybunach zasiadło jeszcze więcej osób niż poprzednio. Cieszyło mnie, że jeździectwo stawało się coraz popularniejszym sportem.
- Ostatnie wskazówki?
                Tristan zatrzymał się obok mnie. W zamyśleniu poklepałam Royala po szyi.
- Nie, jeszcze przyjdzie, gdy zaczniemy skakać.
- Uda wam się – powiedział, dotykając mojej brody i czule ją gładząc.
- Tristanie, nie tutaj – wyszeptałam.
                Skrzywił się, ale nic nie powiedział. Jego dłoń opadła luźno do boku. Na twarz przywołał sztywną maskę, ale zdążyłam dojrzeć w niej jego złość – nie chciał się ukrywać, chciał pokazać światu, co do mnie czuje, ale tutaj nie mogliśmy sobie pozwolić na uczucia. Zbyt dużo osób mnie znało, wiedziało, że mam Haydena.
                Poczułam żółć, podchodzącą do gardła.
- Nie myśl o tym teraz. – Potrafił czytać we mnie jak w otwartej księdze. Od samego początku. – Będziemy się tym martwić później. – Uśmiechnął się, próbując mnie rozluźnić.
                W głosie Tristana pojawiła się nuta, która nie zwiastowała dobrze. Wiedziałam, że nigdy nie poprosiłby mnie, żebym z nim została i zostawiła Haydena. Ale jego ciało go zdradzało, w każdym geście, każdym słowie czułam, że najchętniej błagałby o to.
- Za długo stoi – powiedziałam bardziej do siebie niż do Tristana. – Podrzucisz mnie?
- Jasne.
                Złapał mnie za kostkę lewej nogi i odliczył do trzech. Na trzy wybiłam się mocno z prawej stopy i przerzuciłam nogę nad grzbietem Royala. Delikatnie opadłam na siodło i usadowiłam się wygodnie, wsuwając buty w strzemiona. Poklepałam konia po łopatce.
                Tristan obrócił się, ale zdążyłam złapać go za ramię. Spojrzał na mnie zaskoczony. Przywołałam go do siebie ruchem palca, uśmiechając się delikatnie.
- Zależy mi na tobie. – Mówiłam cicho, tak by tylko on mnie usłyszał. – Bardzo, dlatego nie będę cię okłamywać. Chcę być dla ciebie odważna.
                Nie kłamałam. Tristan był dla mnie silny, był wielokrotnie moją skałą, która mnie podtrzymywała, podczas tych długich wieczorów i nocy, które spędzaliśmy na rozmowach, rozdzieleni przez ekran monitora, czy telefon. Wiedzieliśmy o sobie sporo, zdradzaliśmy sobie swoje najskrytsze myśli – takie, o których istnieniu nigdy nie powiedziałam Haydenowi. Był moim przyjacielem, a teraz kimś więcej. Chciałam skończyć z tchórzliwą Daviną. Chciałam być tą, którą on we mnie widział – odważną.
- Jesteś. – Uśmiechnął się szczerze. – Wysokich lotów.
***
                Udało się. Ustrzegliśmy się zrzutki, ale nie mieliśmy najlepszego czasu, mimo to nadal byliśmy w pierwszej trójce. Po zakończeniu konkursu urządziłam Royalowi istne spa, wymyłam kopyta i białe nogi, rozplotłam, po czym rozczesałam grzywę i wymasowałam plecy. Tristan dzielnie mi pomagał i nie poruszał żadnego ciężkiego tematu. Moja tchórzliwa część była mu za to ogromnie wdzięczna.
                Do domu wracaliśmy powoli, pod osłoną nocy. Była piękna pogoda, niebo bez jednej chmury, ale w tak jasnym mieście nie widziałam gwiazd. Brakowało mi ich. Jedynie księżyc przebił się przez jasną łunę Bostonu i srebrzył się na tle czarnego nieboskłonu.
                Gdy wysiedliśmy z tramwaju, złapałam Tristana za rękę. Tutaj, na pustym chodniku, nie musiałam się obawiać, że ktoś może nas zauważyć, że nasza tajemnica się wyda. Widziałam w jego spojrzeniu, że wie, dlaczego dopiero teraz splotłam nasze palce, widziałam także zrozumienie – że to jedyne, co mogę mu dać.
- Wczoraj pokazałem ci Boston, który każdy powinien znać. – Mówił powoli, dokładnie dobierając słowa, by jak najlepiej wyartykułować swoje myśli. – Dzisiaj chciałbym ci pokazać go takim jak ja go widzę, mój własny Boston.
                Zaśmiałam się cicho.
- Można mieć miasto na własność?
                Zamyślił się.
- Sama sobie odpowiesz na to pytanie.
                Jak zwykle przepuścił mnie w drzwiach. Weszliśmy do cichego mieszkania, przez stare firanki wpadało światło latarni. Zostawiłam buty i plecak w przedpokoju, przeszłam do aneksu kuchennego, gdzie Tristan wypakowywał zakupy, które zrobiliśmy podczas drogi powrotnej. Stanęłam za nim i położyłam dłonie płasko na jego łopatkach. Zesztywniał, ale po chwili jego ciało się rozluźniło.
- Davina – wyszeptał, celebrując każdą głoskę mojego imienia. – Masz dwadzieścia minut.
                Zaśmiałam się.
- A potem co?
- Z wycieczki do mojego Bostonu nici – odwrócił się, a jego ramiona zamknęły się wokół mojej talii.
                Powoli pochylił się do przodu, a ja odchyliłam głowę do tyłu, czekając na pocałunek. Tristan uśmiechnął się i tylko musnął moje wargi. Jęknęłam z niezadowolenia, ale on tylko wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu i jak gdyby nigdy nic, wrócił do rozpakowywania zakupów.
                Wzięłam prysznic i ubrałam szare dżinsy oraz czarny sweter. Tristan także się przebrał i delikatnie spryskał perfumami. Poczułam jego męski zapach, gdy przeszedł koło mnie w drodze do łazienki. Zabrałam z miski brzoskwinie i zjadłam ją w milczeniu. Zanim wróciliśmy, weszliśmy do włoskiej restauracji, żeby odebrać zamówione jedzenie – makaron w sosie carbonara, moim ulubionym.
- Chodź – rozkazał, zabierając z blatu plastikowe pudełka. Podał mi czteropak piwa. – Wiem, że lepiej smakowałoby wino, ale musisz mieć siły na jutro.
- Jak ty o mnie dbasz – rzuciłam z lekkim przekąsem. Otworzył mi drzwi, a potem przekręcił w nich klucz. – Dokąd idziemy z tym prowiantem? – zapytałam, wskazując na alkohol w moich rękach.
- Nie bądź taka złośliwa. – Puścił mi oko. – Do góry, proszę.
                Westchnęłam przeciągle, na co Tristan się roześmiał. Wspięliśmy się po schodach na poddasze. Chłopak podał mi naszą kolację i otworzył drzwi, które okazały się prowadzić na strych. Było to ciemne pomieszczenie, które rozświetlało kilka małych świetlików i dwa okna. Na sznurkach wisiało pranie, drewniana podłoga skrzypiała złowrogo pod naszymi stopami. Tristan skierował się prosto do najbliższego okna i popchnął je mocno. Po chwili ustąpiło, a do dusznego wnętrza wpłynęło chłodne powietrze.
- Na co czekasz? – zapytał, ponieważ wciąż stałam w progu.
Wyciągnął w moją stronę rękę, a po chwili ją opuścił i z gracją przeszedł przez okno. Nachylił się do środka i gestem mnie popędził. Podałam mu piwo i pudełka z jedzeniem, po czym przełożyłam nogę przez parapet.
Widok był oszałamiający. W oddali tysiącem kolorów lśniło centrum miasta, wysokie budynki wbijały się klinem w czarne niebo. W dole niczym błyszczące rzeki wiły się drogi, po których pędziło mnóstwo samochodów. Dach był stromy, ale między nim, a krawędzią był płaski kawałek, oddzielony od niej niskim murkiem. Oparłam się o niego dłońmi i rozejrzałam się wokół.
- Piękny – wyszeptałam, ponieważ nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
                Tristan odłożył pakunki i przysiadł na murku, przyglądając się mojej twarzy. Jego palec muskał mój. Spojrzałam na nasze dłonie i nagle przypomniałam sobie te wszystkie rzeczy, które chciałam mu powiedzieć. Złapałam go za rękę, jakbym się bała, że usłyszy moje myśli i odejdzie, zanim zdążę nawet je powiedzieć.
                Czując mój strach Tristan, pogładził mnie po twarzy. Jego kciuk przesunął się po mojej dolnej wardze. Pochyliłam się i pocałowałam go. Najpierw delikatnie, ale z każdą chwilą pocałunek przybierał na sile. Wsunęłam palce w jego ciemne włosy i przyciągnęłam do siebie.
                Przerwał nam mój żołądek, z którego rozległo się głośne burczenie.
- Czas zjeść – powiedział Tristan z uśmiechem.
                Był to najlepszy makaron jaki w życiu jadłam. Nie przeszkadzało nam to, że smak piwa kłócił się ze smakiem spaghetti. Naturalność, która pojawiła się w naszym zachowaniu, jeszcze bardziej uświadomiła mi, jak bardzo się okłamywałam. Odruchowo otarłam Tristanowi kącik ust, a on złapał moją dłoń i ucałował.
Gdy skończyliśmy oparliśmy się o dach i prawie leżąc, patrzyliśmy na ciemne niebo, na którym lśnił księżyc. Jego srebrny blask padał na twarz Tristana, sprawiając, że jego oczy były jeszcze bardziej błękitne niż zwykle. Złapał mnie za rękę i delikatnie uścisnął.
- Kochasz go? – zapytał, a w jego głosie nie było zazdrości.
                Tylko dzięki potężnemu fundamentowi jakim była nasza przyjaźń, mogliśmy rozmawiać o naszych uczuciach bez przeszkód. O wszystkich uczuciach.
- Chyba. Tak – dodałam po chwili milczenia. – Ale nie tak jak powinnam. Nie tak jak na początku. To się zmieniło. Przez ciebie. – Próbowałam żartować, ale Tristan się nie roześmiał.
- Co zrobisz? – Nie o to pytał.
- Byłoby prościej, gdybyś nie był jego bratem, ale jesteś. Dlatego to podwójnie trudne. Nie chcę, żeby wasze kontakty były jeszcze gorsze niż są…
- Ale to się wyda, Davina. – Po raz pierwszy usłyszałam w jego głosie napięcie. Pociągnął mocno z butelki. – Prędzej, czy później on się dowie. To się skończy, gdy wyjedziesz jutro, tak? Do tego zmierzasz.
                Spojrzałam na niego zaskoczona. Miał twarz wykrzywioną smutkiem i gniewem, a może żalem. Nie rozważałam takiej opcji, nawet nie wiedziałam dlaczego. Teraz, gdy o niej myślałam była najlepsza. Nikt by się nie dowiedział, co się stało. Hayden żyłby w błogiej nieświadomości. Ale nie ja. To nie była moja droga, nie potrafiłabym żyć już bez Tristana. Był jak narkotyk, toksyczny, ale życie bez niego już nigdy nie byłoby pełne. Otworzył mi oczy. Obydwoje byliśmy dla siebie nieodpowiedni, co jest najlżejszym słowem jakim mogłabym to opisać. Ale dopełnialiśmy się idealnie, byliśmy jak mieszanina piorunująca – tworzyliśmy coś dobrego, siejąc niszczenie.
- Nawet tego nie rozważałam. – Byłam zbyt zaskoczona, by powiedzieć coś więcej. Usiadłam i odwróciłam się do niego. Położyłam dłoń na jego policzku. – To nie tak, jak myślisz. Nie jesteś jednorazowym incydentem. Jesteś kimś więcej, mówiłam prawdę, gdy dzisiaj mówiłam, że mi na tobie zależy. Po prostu nie mogę się z tobą związać teraz, ale nie chcę żyć bez ciebie.
                Pogłaskał mnie po nadgarstku, jakby rozważał, czy nie złapać go i nie odciągnąć od swojego policzka.
- To jak chcesz to rozwiązać? Chcesz uciekać na weekendy, wyrywać chwile sam na sam w stajni? Chcesz, żebym żył ze świadomością, że odchodzisz do niego? Że go przytulasz, całujesz… - Głos mu się załamał i odsunął moją dłoń. – Boże, przecież jest moim bratem – wyszeptał.
- Nie chcę, ale to jedyne, co mogę ci dać. Zrozum, że to by go zniszczyło. Nadal mi na nim zależy, nie powinnam była go zdradzać, choć nie żałuje Tristanie. – Położyłam się na boku obok niego, opierając dłoń na jego piersi. – To, co jest między nami, jest wyjątkowe. Naprawdę.
                Zamknął oczy i oparł usta na moim czole.
- Masz rację. Gdy wyjedziesz do Bostonu będzie łatwiej… - Nie był przekonany do mojego pomysłu, czułam to, ale rozumiał, że to jedyna szansa na to, żebyśmy kiedyś byli razem.
                Uniosłam głowę i pocałowałam go. Tristan objął mnie i przerzucił na swój brzuch. Oparłam dłonie na jego barkach, badając palcami ich kształt. Przesunął twardymi od gitarowych strun opuszkami po moim kręgosłupie, aż dotarł do bioder. Delikatnie uniósł materiał mojej koszulki, pieszcząc nagą skórę. Czułam każde zgrubienie na jego dłoni i palcach. Jęknęłam cicho.
- Czyli zostaliśmy kochankami? – zapytał już jaśniejszym głosem, w którym nie było już złości. Mruknęłam coś w potwierdzeniu, ponieważ moje usta zajęte były całowaniem jego szyi. – To nawet podniecające.
                Zaśmiałam się, a on przewrócił mnie na plecy i nagle znalazł się nade mną. Jego głowa zdawała się być otoczona aureolą z blasku księżyca. Oparł się łokciami na dachu obok mojej głowy.
- Chciałbym, żebyś była moja – wyszeptał, a jego wargi musnęły moje.
Poczułam mrowienie w ustach.
- Jestem – odpowiedziałam równie cicho, czując gorąco rozlewające się z każdego miejsca, w którym mnie dotykał, a było ich wiele.
- Tylko moja – dodał bardziej zaborczym tonem.
- Już tylko miesiąc i będę. Wytrzymaj, proszę.
                Zmrużył oczy. Pochylił się, by mnie pocałować, a jego miękkie włosy łaskotały moje czoło i policzki. Leżeliśmy, oparci o dach, spleceni w uścisku. Z trudem rozpoznawałam, które kończyny należą do mnie, a które do Tristana.
- Gdzieś w głębi czuję, że to złe – wyszeptał, tuląc mnie do siebie i chroniąc przed coraz zimniejszym wiatrem. – Ale nie potrafię odpuścić. Wciągnęłaś mnie i nie chcesz puścić. – Zaśmiał się. – Żałuję.
                Uniosłam głowę z jego piersi i ze strachem czekałam na to, co powie dalej.
- Co masz na myśli? – zapytałam ostrożnie.
- Że to nie ja poznałem cię pierwszy. – Pogładził mnie po policzku. – To nie będzie proste.
- Wiem.
- Chcę, żebyśmy to wytrzymali, ale świadomość, że… - Głos mu się załamał. – Nie wiem, czy dam radę.
                Pocałowałam go, naciskając mocno na jego wargi.
- Nie myśl o tym, proszę. Myśl o nas. Odliczaj dni. Obiecuję, że razem z rokiem szkolnym to się skończy.
Pokiwał głową i pocałował mnie w czoło.
- Wracajmy – zaproponowałam. – Czas do spania.
Pomogłam mu wstać i pozbieraliśmy śmieci. Szybko przygotowaliśmy się do snu i opadliśmy na łóżko. Wreszcie nie wydawało mi się tak wielkie, jak pierwszej nocy. Położyłam się brzuchu, wsuwając ramiona pod poduszkę. Miałam lodowate stopy, pomimo ciepła bijącego od chłopaka, przemarzłam na dachu. Tristan leżał na boku i patrzył na mnie. Gładził linię mojego kręgosłupa, jego palce badały krzywiznę każdego kręgu.
- Jesteś piękna – wyszeptał, a jego głos ledwie przedarł się przez grubą kurtynę snu. Mruknęłam coś w odpowiedzi. – Zwłaszcza teraz, dobranoc.

Musnął wargami moje usta i oparł brodę o moją głowę.


Cześć!
Mam nadzieję, że wszystkie terminy jeździeckie były zrozumiane, w razie czego wyjaśnię w komentarzach - śmiało pytajcie!
Muszę Wam powiedzieć, że coraz ciężej z czasem na pisanie. Właściwie go nie ma. Także na następny rozdział trochę poczekacie... Niestety musicie zrozumieć - matura. Ostatnie sprawdziany pokazały, że muszę SPORO popracować, żeby uzyskać takie wyniki, o jakich marzę. A marzę o wysokich.
Myślę, że rozdział fajny. Mi się podobał.
Ciekawa jestem, czy wiecie, jaka historia mnie zainspirowała do napisania tego opowiadania. Zawsze jest coś, prawda? Piszcie w komentarzach!
A właśnie, komentarze! Dziękuję Wam za ostatnie! Bardzo mnie podniosły na duchu. Swoją drogą... Was też trzeba motywować do pisania! Pamiętajcie - im Wy więcej piszecie, tym ja mam więcej sił i chęci *transakcja wiązana*.
Zachęcam Was do aktywności na fanpage'u -> Opowiadania Raven, kto wie, może jeśli będziecie tam aktywni to pojawią się tam nieopublikowane fragmenty? Jedyny sposób, by się tego dowiedzieć to polubienie! :)

To chyba na tyle Dziubki... 
Jesteście kochani do potęgi 10000000.
Buziaki,
R.

3 komentarze:

  1. Agataaaaaaaaaaaa... Czemu zasypianie jest takie trudne? Dlaczego wszystko muszę analizować? ;-; Przez Ciebie nie mogę spać. Dopadły mnie przemyślenia o przemijaniu życia ludzkiego. Jeszcze pójdę na filozofię po tym matfizie :') Jak dożyję końca tej szkoły...
    Długo czekałam na ten rozdział, a przypadkowe fragmenty tylko podsycają ciekawość. Niu niu. *kiwa paluszkiem jak do niegrzecznego dziecka*
    #TRINA_FOREVER
    Jeśli tylko spróbujesz ich rozdzielić, pamiętaj o tym, że cię znajdę :) #stalker
    Btw, do potęgi n brzmi fajniej, ale ja to matfiz. Nie zwracaj na mnie uwagi.
    Jeszcze raz dobranoc, Wiewiórko <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, ostatnio było pięć zdań, dziś trochę więcej. Od dłuższego czasu zastanawiam się, co z prologiem?? Tzn. czy jeszcze daleka droga do tej sytuacji w nim opisanej? Bardzo mnie to pytanie nurtuje, bo niesamowicie ciekawie zaczęłaś. Lekkie zazdro;), ponieważ kiedy ja piszę (a piszę dużo, mam tuziny pomysłów na opowiadania, w tym momencie piszę trzy na raz, a już wiem, że i tak ich nie skończę, bo moje opowiadania nigdy się nie kończą;D) staram się właśnie tak zacząć. Nie od opisu pogody, tylko od czegoś intrygującego, czegoś co zachęci czytelnika (w moim przypadku szufladę, bo to do niej piszę:')), wiem, wiem taka oczywistość, ale jednak nie wszystkim wychodzi.
    No i co, czekam na kolejne rozdziały, ale nie popędzam, szykuj się, kochana, do tej matury. Powodzenia!<3
    (i jak zwykle) Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z każdym rozdziałem coraz bliżej, bardzo czekałam, aż ktoś się zainteresuje, co z prologiem.
      Myślę, że koło 17 rozdziału już będziemy wyrobieni, no może koło 20 XD
      Dziękuję za ciepłe słowa <3

      Usuń