Bon voyage ;)
Piątkowy
popis szybkości spowodował, że w sobotę byłam na pierwszym miejscu w rankingu.
Razem z Davidem postanowiliśmy nie ryzykować i przejechać na spokojnie. Ważne
było to, żebym ustrzegła się zrzutki. Czas nie musiał być najkrótszy.
Znowu
jechałam pod koniec konkursu, dzięki czemu miałam okazję obejrzeć kilka przejazdów.
Tristan stępował Royala, gdy zasiadłam na trybunach razem z Davidem i Laurą.
Parkur dorównywał poziomem temu poprzedniego dnia, a dodatkowo wyższe o pięć
centymetrów przeszkody, powodowały, że niewiele par ustrzegało się zrzutek.
- Musisz jechać bardzo dokładnie
– powiedział David, gdy obserwowaliśmy przejazd dziewczyny w moim wieku. – Nie
pozwól mu pędzić i atakować, bo będzie wam ciężko i możecie się nie wyratować,
tak jak udało się Royalowi wczoraj. Przypomnij mu o technice, którą ćwiczyliśmy
na gimnastyce. Tu liczy się dokładność.
Pokiwałam
głową.
- Ma dzisiaj sporo energii, ale
nie jest tak podniecony jak wczoraj. – Poprzedniego dnia nie mogłam rozluźnić
Royala na rozprężalni, przez co samo rozprężenie zajęło więcej czasu niż
normalnie. – Powinno się udać – dodałam z lekkim uśmiechem.
Mój
trener także się uśmiechnął, ale jego wzrok pozostał utkwiony w parkurze.
Widziałam w jego twarzy, że dogłębnie analizuje kolejny przejazd. Wstałam i
zaczęłam się przeciskać w kierunku rozprężalni. W tym roku na trybunach
zasiadło jeszcze więcej osób niż poprzednio. Cieszyło mnie, że jeździectwo
stawało się coraz popularniejszym sportem.
- Ostatnie wskazówki?
Tristan
zatrzymał się obok mnie. W zamyśleniu poklepałam Royala po szyi.
- Nie, jeszcze przyjdzie, gdy
zaczniemy skakać.
- Uda wam się – powiedział,
dotykając mojej brody i czule ją gładząc.
- Tristanie, nie tutaj – wyszeptałam.
Skrzywił
się, ale nic nie powiedział. Jego dłoń opadła luźno do boku. Na twarz przywołał
sztywną maskę, ale zdążyłam dojrzeć w niej jego złość – nie chciał się ukrywać,
chciał pokazać światu, co do mnie czuje, ale tutaj nie mogliśmy sobie pozwolić
na uczucia. Zbyt dużo osób mnie znało, wiedziało, że mam Haydena.
Poczułam
żółć, podchodzącą do gardła.
- Nie myśl o tym teraz. –
Potrafił czytać we mnie jak w otwartej księdze. Od samego początku. – Będziemy
się tym martwić później. – Uśmiechnął się, próbując mnie rozluźnić.
W
głosie Tristana pojawiła się nuta, która nie zwiastowała dobrze. Wiedziałam, że
nigdy nie poprosiłby mnie, żebym z nim została i zostawiła Haydena. Ale jego ciało
go zdradzało, w każdym geście, każdym słowie czułam, że najchętniej błagałby o
to.
- Za długo stoi – powiedziałam
bardziej do siebie niż do Tristana. – Podrzucisz mnie?
- Jasne.
Złapał
mnie za kostkę lewej nogi i odliczył do trzech. Na trzy wybiłam się mocno z
prawej stopy i przerzuciłam nogę nad grzbietem Royala. Delikatnie opadłam na
siodło i usadowiłam się wygodnie, wsuwając buty w strzemiona. Poklepałam konia
po łopatce.
Tristan
obrócił się, ale zdążyłam złapać go za ramię. Spojrzał na mnie zaskoczony.
Przywołałam go do siebie ruchem palca, uśmiechając się delikatnie.
- Zależy mi na tobie. – Mówiłam
cicho, tak by tylko on mnie usłyszał. – Bardzo, dlatego nie będę cię okłamywać.
Chcę być dla ciebie odważna.
Nie
kłamałam. Tristan był dla mnie silny, był wielokrotnie moją skałą, która mnie
podtrzymywała, podczas tych długich wieczorów i nocy, które spędzaliśmy na
rozmowach, rozdzieleni przez ekran monitora, czy telefon. Wiedzieliśmy o sobie
sporo, zdradzaliśmy sobie swoje najskrytsze myśli – takie, o których istnieniu
nigdy nie powiedziałam Haydenowi. Był moim przyjacielem, a teraz kimś więcej.
Chciałam skończyć z tchórzliwą Daviną. Chciałam być tą, którą on we mnie
widział – odważną.
- Jesteś. – Uśmiechnął się
szczerze. – Wysokich lotów.
***
Udało
się. Ustrzegliśmy się zrzutki, ale nie mieliśmy najlepszego czasu, mimo to
nadal byliśmy w pierwszej trójce. Po zakończeniu konkursu urządziłam Royalowi
istne spa, wymyłam kopyta i białe nogi, rozplotłam, po czym rozczesałam grzywę
i wymasowałam plecy. Tristan dzielnie mi pomagał i nie poruszał żadnego
ciężkiego tematu. Moja tchórzliwa część była mu za to ogromnie wdzięczna.
Do
domu wracaliśmy powoli, pod osłoną nocy. Była piękna pogoda, niebo bez jednej
chmury, ale w tak jasnym mieście nie widziałam gwiazd. Brakowało mi ich.
Jedynie księżyc przebił się przez jasną łunę Bostonu i srebrzył się na tle
czarnego nieboskłonu.
Gdy
wysiedliśmy z tramwaju, złapałam Tristana za rękę. Tutaj, na pustym chodniku,
nie musiałam się obawiać, że ktoś może nas zauważyć, że nasza tajemnica się
wyda. Widziałam w jego spojrzeniu, że wie, dlaczego dopiero teraz splotłam
nasze palce, widziałam także zrozumienie – że to jedyne, co mogę mu dać.
- Wczoraj pokazałem ci Boston, który
każdy powinien znać. – Mówił powoli, dokładnie dobierając słowa, by jak
najlepiej wyartykułować swoje myśli. – Dzisiaj chciałbym ci pokazać go takim
jak ja go widzę, mój własny Boston.
Zaśmiałam
się cicho.
- Można mieć miasto na własność?
Zamyślił
się.
- Sama sobie odpowiesz na to
pytanie.
Jak
zwykle przepuścił mnie w drzwiach. Weszliśmy do cichego mieszkania, przez stare
firanki wpadało światło latarni. Zostawiłam buty i plecak w przedpokoju,
przeszłam do aneksu kuchennego, gdzie Tristan wypakowywał zakupy, które
zrobiliśmy podczas drogi powrotnej. Stanęłam za nim i położyłam dłonie płasko
na jego łopatkach. Zesztywniał, ale po chwili jego ciało się rozluźniło.
- Davina – wyszeptał, celebrując
każdą głoskę mojego imienia. – Masz dwadzieścia minut.
Zaśmiałam
się.
- A potem co?
- Z wycieczki do mojego Bostonu
nici – odwrócił się, a jego ramiona zamknęły się wokół mojej talii.
Powoli
pochylił się do przodu, a ja odchyliłam głowę do tyłu, czekając na pocałunek. Tristan
uśmiechnął się i tylko musnął moje wargi. Jęknęłam z niezadowolenia, ale on
tylko wyszczerzył zęby w szelmowskim uśmiechu i jak gdyby nigdy nic, wrócił do
rozpakowywania zakupów.
Wzięłam
prysznic i ubrałam szare dżinsy oraz czarny sweter. Tristan także się przebrał
i delikatnie spryskał perfumami. Poczułam jego męski zapach, gdy przeszedł koło
mnie w drodze do łazienki. Zabrałam z miski brzoskwinie i zjadłam ją w
milczeniu. Zanim wróciliśmy, weszliśmy do włoskiej restauracji, żeby odebrać
zamówione jedzenie – makaron w sosie carbonara, moim ulubionym.
- Chodź – rozkazał, zabierając z
blatu plastikowe pudełka. Podał mi czteropak piwa. – Wiem, że lepiej
smakowałoby wino, ale musisz mieć siły na jutro.
- Jak ty o mnie dbasz – rzuciłam
z lekkim przekąsem. Otworzył mi drzwi, a potem przekręcił w nich klucz. – Dokąd
idziemy z tym prowiantem? – zapytałam, wskazując na alkohol w moich rękach.
- Nie bądź taka złośliwa. –
Puścił mi oko. – Do góry, proszę.
Westchnęłam
przeciągle, na co Tristan się roześmiał. Wspięliśmy się po schodach na
poddasze. Chłopak podał mi naszą kolację i otworzył drzwi, które okazały się
prowadzić na strych. Było to ciemne pomieszczenie, które rozświetlało kilka
małych świetlików i dwa okna. Na sznurkach wisiało pranie, drewniana podłoga
skrzypiała złowrogo pod naszymi stopami. Tristan skierował się prosto do
najbliższego okna i popchnął je mocno. Po chwili ustąpiło, a do dusznego
wnętrza wpłynęło chłodne powietrze.
- Na co czekasz? – zapytał,
ponieważ wciąż stałam w progu.
Wyciągnął w
moją stronę rękę, a po chwili ją opuścił i z gracją przeszedł przez okno.
Nachylił się do środka i gestem mnie popędził. Podałam mu piwo i pudełka z
jedzeniem, po czym przełożyłam nogę przez parapet.
Widok był
oszałamiający. W oddali tysiącem kolorów lśniło centrum miasta, wysokie budynki
wbijały się klinem w czarne niebo. W dole niczym błyszczące rzeki wiły się
drogi, po których pędziło mnóstwo samochodów. Dach był stromy, ale między nim,
a krawędzią był płaski kawałek, oddzielony od niej niskim murkiem. Oparłam się
o niego dłońmi i rozejrzałam się wokół.
- Piękny – wyszeptałam, ponieważ
nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
Tristan
odłożył pakunki i przysiadł na murku, przyglądając się mojej twarzy. Jego palec
muskał mój. Spojrzałam na nasze dłonie i nagle przypomniałam sobie te wszystkie
rzeczy, które chciałam mu powiedzieć. Złapałam go za rękę, jakbym się bała, że
usłyszy moje myśli i odejdzie, zanim zdążę nawet je powiedzieć.
Czując
mój strach Tristan, pogładził mnie po twarzy. Jego kciuk przesunął się po mojej
dolnej wardze. Pochyliłam się i pocałowałam go. Najpierw delikatnie, ale z
każdą chwilą pocałunek przybierał na sile. Wsunęłam palce w jego ciemne włosy i
przyciągnęłam do siebie.
Przerwał
nam mój żołądek, z którego rozległo się głośne burczenie.
- Czas zjeść – powiedział Tristan
z uśmiechem.
Był
to najlepszy makaron jaki w życiu jadłam. Nie przeszkadzało nam to, że smak
piwa kłócił się ze smakiem spaghetti. Naturalność, która pojawiła się w naszym
zachowaniu, jeszcze bardziej uświadomiła mi, jak bardzo się okłamywałam. Odruchowo
otarłam Tristanowi kącik ust, a on złapał moją dłoń i ucałował.
Gdy
skończyliśmy oparliśmy się o dach i prawie leżąc, patrzyliśmy na ciemne niebo,
na którym lśnił księżyc. Jego srebrny blask padał na twarz Tristana, sprawiając,
że jego oczy były jeszcze bardziej błękitne niż zwykle. Złapał mnie za rękę i
delikatnie uścisnął.
- Kochasz go? – zapytał, a w jego
głosie nie było zazdrości.
Tylko
dzięki potężnemu fundamentowi jakim była nasza przyjaźń, mogliśmy rozmawiać o
naszych uczuciach bez przeszkód. O wszystkich uczuciach.
- Chyba. Tak – dodałam po chwili
milczenia. – Ale nie tak jak powinnam. Nie tak jak na początku. To się
zmieniło. Przez ciebie. – Próbowałam żartować, ale Tristan się nie roześmiał.
- Co zrobisz? – Nie o to pytał.
- Byłoby prościej, gdybyś nie był
jego bratem, ale jesteś. Dlatego to podwójnie trudne. Nie chcę, żeby wasze
kontakty były jeszcze gorsze niż są…
- Ale to się wyda, Davina. – Po
raz pierwszy usłyszałam w jego głosie napięcie. Pociągnął mocno z butelki. –
Prędzej, czy później on się dowie. To się skończy, gdy wyjedziesz jutro, tak?
Do tego zmierzasz.
Spojrzałam
na niego zaskoczona. Miał twarz wykrzywioną smutkiem i gniewem, a może żalem.
Nie rozważałam takiej opcji, nawet nie wiedziałam dlaczego. Teraz, gdy o niej
myślałam była najlepsza. Nikt by się nie dowiedział, co się stało. Hayden żyłby
w błogiej nieświadomości. Ale nie ja. To nie była moja droga, nie potrafiłabym
żyć już bez Tristana. Był jak narkotyk, toksyczny, ale życie bez niego już
nigdy nie byłoby pełne. Otworzył mi oczy. Obydwoje byliśmy dla siebie
nieodpowiedni, co jest najlżejszym słowem jakim mogłabym to opisać. Ale
dopełnialiśmy się idealnie, byliśmy jak mieszanina piorunująca – tworzyliśmy
coś dobrego, siejąc niszczenie.
- Nawet tego nie rozważałam. –
Byłam zbyt zaskoczona, by powiedzieć coś więcej. Usiadłam i odwróciłam się do
niego. Położyłam dłoń na jego policzku. – To nie tak, jak myślisz. Nie jesteś
jednorazowym incydentem. Jesteś kimś więcej, mówiłam prawdę, gdy dzisiaj
mówiłam, że mi na tobie zależy. Po prostu nie mogę się z tobą związać teraz,
ale nie chcę żyć bez ciebie.
Pogłaskał
mnie po nadgarstku, jakby rozważał, czy nie złapać go i nie odciągnąć od
swojego policzka.
- To jak chcesz to rozwiązać?
Chcesz uciekać na weekendy, wyrywać chwile sam na sam w stajni? Chcesz, żebym
żył ze świadomością, że odchodzisz do niego? Że go przytulasz, całujesz… - Głos
mu się załamał i odsunął moją dłoń. – Boże, przecież jest moim bratem –
wyszeptał.
- Nie chcę, ale to jedyne, co
mogę ci dać. Zrozum, że to by go zniszczyło. Nadal mi na nim zależy, nie
powinnam była go zdradzać, choć nie żałuje Tristanie. – Położyłam się na boku
obok niego, opierając dłoń na jego piersi. – To, co jest między nami, jest
wyjątkowe. Naprawdę.
Zamknął
oczy i oparł usta na moim czole.
- Masz rację. Gdy wyjedziesz do
Bostonu będzie łatwiej… - Nie był przekonany do mojego pomysłu, czułam to, ale
rozumiał, że to jedyna szansa na to, żebyśmy kiedyś byli razem.
Uniosłam
głowę i pocałowałam go. Tristan objął mnie i przerzucił na swój brzuch. Oparłam
dłonie na jego barkach, badając palcami ich kształt. Przesunął twardymi od
gitarowych strun opuszkami po moim kręgosłupie, aż dotarł do bioder. Delikatnie
uniósł materiał mojej koszulki, pieszcząc nagą skórę. Czułam każde zgrubienie
na jego dłoni i palcach. Jęknęłam cicho.
- Czyli zostaliśmy kochankami? –
zapytał już jaśniejszym głosem, w którym nie było już złości. Mruknęłam coś w
potwierdzeniu, ponieważ moje usta zajęte były całowaniem jego szyi. – To nawet
podniecające.
Zaśmiałam
się, a on przewrócił mnie na plecy i nagle znalazł się nade mną. Jego głowa
zdawała się być otoczona aureolą z blasku księżyca. Oparł się łokciami na dachu
obok mojej głowy.
- Chciałbym, żebyś była moja –
wyszeptał, a jego wargi musnęły moje.
Poczułam
mrowienie w ustach.
- Jestem – odpowiedziałam równie
cicho, czując gorąco rozlewające się z każdego miejsca, w którym mnie dotykał,
a było ich wiele.
- Tylko moja – dodał bardziej
zaborczym tonem.
- Już tylko miesiąc i będę.
Wytrzymaj, proszę.
Zmrużył
oczy. Pochylił się, by mnie pocałować, a jego miękkie włosy łaskotały moje
czoło i policzki. Leżeliśmy, oparci o dach, spleceni w uścisku. Z trudem
rozpoznawałam, które kończyny należą do mnie, a które do Tristana.
- Gdzieś w głębi czuję, że to złe
– wyszeptał, tuląc mnie do siebie i chroniąc przed coraz zimniejszym wiatrem. –
Ale nie potrafię odpuścić. Wciągnęłaś mnie i nie chcesz puścić. – Zaśmiał się.
– Żałuję.
Uniosłam
głowę z jego piersi i ze strachem czekałam na to, co powie dalej.
- Co masz na myśli? – zapytałam
ostrożnie.
- Że to nie ja poznałem cię
pierwszy. – Pogładził mnie po policzku. – To nie będzie proste.
- Wiem.
- Chcę, żebyśmy to wytrzymali,
ale świadomość, że… - Głos mu się załamał. – Nie wiem, czy dam radę.
- Nie myśl o tym, proszę. Myśl o
nas. Odliczaj dni. Obiecuję, że razem z rokiem szkolnym to się skończy.
Pokiwał głową
i pocałował mnie w czoło.
- Wracajmy – zaproponowałam. –
Czas do spania.
Pomogłam mu
wstać i pozbieraliśmy śmieci. Szybko przygotowaliśmy się do snu i opadliśmy na
łóżko. Wreszcie nie wydawało mi się tak wielkie, jak pierwszej nocy. Położyłam
się brzuchu, wsuwając ramiona pod poduszkę. Miałam lodowate stopy, pomimo ciepła
bijącego od chłopaka, przemarzłam na dachu. Tristan leżał na boku i patrzył na
mnie. Gładził linię mojego kręgosłupa, jego palce badały krzywiznę każdego
kręgu.
- Jesteś piękna – wyszeptał, a
jego głos ledwie przedarł się przez grubą kurtynę snu. Mruknęłam coś w
odpowiedzi. – Zwłaszcza teraz, dobranoc.
Musnął wargami
moje usta i oparł brodę o moją głowę.
Cześć!
Mam nadzieję, że wszystkie terminy jeździeckie były zrozumiane, w razie czego wyjaśnię w komentarzach - śmiało pytajcie!
Muszę Wam powiedzieć, że coraz ciężej z czasem na pisanie. Właściwie go nie ma. Także na następny rozdział trochę poczekacie... Niestety musicie zrozumieć - matura. Ostatnie sprawdziany pokazały, że muszę SPORO popracować, żeby uzyskać takie wyniki, o jakich marzę. A marzę o wysokich.
Myślę, że rozdział fajny. Mi się podobał.
Ciekawa jestem, czy wiecie, jaka historia mnie zainspirowała do napisania tego opowiadania. Zawsze jest coś, prawda? Piszcie w komentarzach!
A właśnie, komentarze! Dziękuję Wam za ostatnie! Bardzo mnie podniosły na duchu. Swoją drogą... Was też trzeba motywować do pisania! Pamiętajcie - im Wy więcej piszecie, tym ja mam więcej sił i chęci *transakcja wiązana*.
Zachęcam Was do aktywności na fanpage'u -> Opowiadania Raven, kto wie, może jeśli będziecie tam aktywni to pojawią się tam nieopublikowane fragmenty? Jedyny sposób, by się tego dowiedzieć to polubienie! :)
To chyba na tyle Dziubki...
Jesteście kochani do potęgi 10000000.
Buziaki,
R.
Agataaaaaaaaaaaa... Czemu zasypianie jest takie trudne? Dlaczego wszystko muszę analizować? ;-; Przez Ciebie nie mogę spać. Dopadły mnie przemyślenia o przemijaniu życia ludzkiego. Jeszcze pójdę na filozofię po tym matfizie :') Jak dożyję końca tej szkoły...
OdpowiedzUsuńDługo czekałam na ten rozdział, a przypadkowe fragmenty tylko podsycają ciekawość. Niu niu. *kiwa paluszkiem jak do niegrzecznego dziecka*
#TRINA_FOREVER
Jeśli tylko spróbujesz ich rozdzielić, pamiętaj o tym, że cię znajdę :) #stalker
Btw, do potęgi n brzmi fajniej, ale ja to matfiz. Nie zwracaj na mnie uwagi.
Jeszcze raz dobranoc, Wiewiórko <3
Ok, ostatnio było pięć zdań, dziś trochę więcej. Od dłuższego czasu zastanawiam się, co z prologiem?? Tzn. czy jeszcze daleka droga do tej sytuacji w nim opisanej? Bardzo mnie to pytanie nurtuje, bo niesamowicie ciekawie zaczęłaś. Lekkie zazdro;), ponieważ kiedy ja piszę (a piszę dużo, mam tuziny pomysłów na opowiadania, w tym momencie piszę trzy na raz, a już wiem, że i tak ich nie skończę, bo moje opowiadania nigdy się nie kończą;D) staram się właśnie tak zacząć. Nie od opisu pogody, tylko od czegoś intrygującego, czegoś co zachęci czytelnika (w moim przypadku szufladę, bo to do niej piszę:')), wiem, wiem taka oczywistość, ale jednak nie wszystkim wychodzi.
OdpowiedzUsuńNo i co, czekam na kolejne rozdziały, ale nie popędzam, szykuj się, kochana, do tej matury. Powodzenia!<3
(i jak zwykle) Życzę weny!
Z każdym rozdziałem coraz bliżej, bardzo czekałam, aż ktoś się zainteresuje, co z prologiem.
UsuńMyślę, że koło 17 rozdziału już będziemy wyrobieni, no może koło 20 XD
Dziękuję za ciepłe słowa <3