sobota, 27 maja 2017

Rozdział 15. Komplikacje

                Z niemałą dumą zaparkowałam w poniedziałek moje niebieskie auto obok mustanga Haydena. Mój chłopak opierał się o drzwi kierowcy, z ramionami splecionymi na piersi. Jego włosy lśniły na złoto w porannym słońcu. Uśmiechnął się do mnie szeroko i podszedł otworzyć mi drzwi. Przekręciłam kluczyk, gasząc silnik.
- Fajne to autko – powiedział, opierając się przedramieniem na dachu i zaglądając do środka. – Pasuje do ciebie.
- Dziękuję.

                Podał mi rękę i pomógł wysiąść. Objął mnie w talii i przytulił czoło do mojego czoła.
- Cześć, piękna – wyszeptał, całując mnie lekko. Oddałam pocałunek. – Dobrze, że już jesteś.
- Tęskniłeś?
- Bardzo.
                Mimowolnie się uśmiechnęłam, pogładziłam jego pierś i wyciągnęłam torbę z bagażnika.
                Lekki, ciepły wiatr poruszał moją delikatną sukienką. Rude włosy związałam w kucyka, który łaskotał mój kark. Zaczynał się drugi tydzień czerwca, a tym samym do końca roku szkolnego pozostało raptem dwanaście dni. Dwanaście dni, po których nie było już odwrotu, decyzja została podjęta. Wiedziałam doskonale, czego chcę, ale znajome ciepło dłoni w mojej dłoni i pespektywa czegoś nowego, dzikszego, nieobliczalnego skrycie mnie przerażała.
                Tristan czuł moje przerażenie. Był niesamowicie wprawiony w odczytywanie moich emocji, nawet gdy rozmawialiśmy przez telefon. Między nami wcale nie było różowo. Mieliśmy dla siebie tylko krótkie, ukradzione chwile. Nie mogłam być cała jego. Chłopak nie dawał po sobie tego poznać, ale miałam wrażenie, że ranię go tym.
                Zatrzymaliśmy się przy mojej szafce, Hayden obserwował mnie spod rzęs.
- Co? – Zapytałam, nie wytrzymując w końcu jego spojrzenia.
                Uśmiechnął się szelmowsko.
- Nic, po prostu lubię na ciebie patrzeć.
                Przewróciłam oczami.
- Cześć gołąbeczki! – Allie i Nate wyłonili się z zakrętu, ich palce były splecione.
                Posłałam przyjaciółce szeroki uśmiech. Wzruszyła lekko ramionami, ale jej twarz jaśniała z radości.
- To już oficjalnie? – Hayden także zwrócił uwagę na ich złączone dłonie.
                Nate spojrzał z czułością na Allison.
- Tak – powiedział bardziej do swojej dziewczyny, niż do kumpla. – Wreszcie – dodał i pocałował mocno Allie.
                Spojrzałam na Haydena, który także podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnęłam się szybko, by nie dojrzał wahania w moich oczach. Dobrze było widzieć ich beztroskę. Cieszyłam się, że moja przyjaciółka znalazła kogoś, kto będzie dla niej wsparciem.
- Muszę wejść do sekretariatu przed dzwonkiem. – Allie zostawiła cześć podręczników w szafce. - Do zobaczenia w klasie.
                Zatrzasnęła szafkę i lekkim krokiem ruszyła korytarzem. Hayden objął mnie, przyciskając lekko do szafki. Oplotłam ramionami jego kark i przymknęłam oczy, gotowa na pocałunek. Jego wargi najpierw delikatnie musnęły moje usta, po czym wbiły się w nie mocno, jakby od tego miało zależeć jego życie.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać – zaczął Nate, na co Hayden niechętnie przerwał nasz pocałunek, ale nadal nie odsunął się. Cały czas jego oczy prześlizgiwały się po mojej twarzy, a na ustacg tańczył szelmowski uśmiech. – Ale czy to nie twój brat?
                Poczułam, jak krew odpływa z mojej twarzy. Nagły chłód przeszył moje ciało, odepchnęłam Haydena i spojrzałam w kierunku, który wskazywał kolega. Na końcu korytarza stał Tristan, ubrany w czarne dżinsy i granatową koszulę wsuniętą za pasek nie wyróżniał się na tle innych licealistów. Patrzył prosto na mnie, a z jego twarzy nie można było nic wyczytać. Perfekcyjnie opanował nakładanie pustej maski. Jednak widziałam napięte mięśnie przedramion, gdy zacisnął dłonie w pięści. Trwało to tylko kilka sekund, ale wystarczyło, żebym zrozumiała, że widział i, że jest wściekły.
- Faktycznie. Hej, Tristan! – krzyknął Hayden ponad głowami ludzi.
                Sprawiło to, że wiele osób spojrzało w stronę starszego Smitha. Na krótką chwilę na korytarzu zapadła cisza, którą przerwały podekscytowane głosy uczniów, którzy znali Tristana. Chłopak uśmiechał się do nich lekko i odpowiadał na każde powitanie ze zwykłą dla siebie uprzejmością.
- Lepiej pójdę już do klasy – wyszeptałam, gotowa się wycofać. Zacisnęłam dłoń na pasku torby.
- Daj spokój, wiem, że nie macie już dobrego kontaktu – kolejne kłamstwo – ale nie rób scen. To mój brat. – Hayden przytrzymał mnie za nadgarstek. Wbił palce mocno w moją skórę, aż syknęłam. Poluźnił nieco uścisk.
Miałam ochotę westchnąć i przewrócić oczami, by pokazać mu jak bardzo się myli, mówiąc o naszym „słabym kontakcie”.
                Tristan zauważył to i wymownie uniósł brwi.
- Cześć braciszku, czyżby dziewczyna ci się wyrywała? – Jadowity sarkazm zabrzmiał w jego głosie.
                Zmiażdżyłam go spojrzeniem. Nie miałam pojęcia w co gra, ale nie podobała mi się ta rozgrywka. Nie tutaj.
- Odwal się – odparował jego młodszy brat. – Lepiej powiedz, co tutaj robisz? Nie studiujesz przypadkiem w Bostonie?
                Sprawiali wrażenie, że tylko się droczą, tak jak to robią bracia. Jednak znałam ich dużo lepiej i wiedziałam, że to nie zabawa. Haydenowi nie podobało się to, że jego starszy brat naruszył jego terytorium. Zawsze był zazdrosny. Tristan przeniósł spojrzenie z chłopaka na mnie. Na widok jego błękitnych tęczówek poczułam ucisk w żołądku. Nienawidziłam widzieć w nich ból.
- Przypadkiem tak. Muszę zrobić fakultet nauczycielski, a dyrektor był na tyle uprzejmy, że pozwolił mi uzupełnić go jeszcze w czerwcu. Brakuje mi tylko kilku godzin, więc spokojnie, nie zabawię tu długo. Nie będę wam przeszkadzał, widzę, że byliście zajęci. – Zaakcentował ostatnie słowo, znów rzucając mi wymowne spojrzenie. – Do zobaczenia w domu, braciszku. Davina, Nate – skinął nam lekko głową.
                Odwrócił się na pięcie i zniknął w tłumie.
                Dopiero wtedy odetchnęłam z ulgą i oparłam się o szafkę. Hayden nadal obserwował bacznie tłum, jakby bał się, że Tristan tu wróci. Ich kontakty nadal były w opłakanym stanie. Zadrżałam na samą myśl, co by zrobił, gdyby dowiedział się prawdy o mnie i Tristanie.
- Co ci? – Zapytał oschle.
- Nic, idę do klasy. Nie chcę się spóźnić.
                Podniosłam torbę z podłogi i ruszyłam w stronę odpowiedniego pomieszczenia. Czułam na sobie spojrzenia uczniów, ciche głosy, które rozprawiały o spotkaniu Smithów na szkolnym korytarzu. Hayden nie był taki jak brat – nie tak samo inteligentny, nie udzielał się w zespole muzycznym, jedyne, co go interesowało to sport. Tylko w tym był lepszy i to go bolało, chciał być kimś więcej niż bratem Tristana Smitha. Chciał, żeby to o nim pamiętano, nawet trzy lata po zakończeniu liceum.
***
                Dzień wlókł się niemiłosiernie. Dobry humor opuścił mnie na dobre i wałęsałam się smętnie po szkole, starając się unikać i Haydena, i Tristana. Udawało mi się to aż do chemii, gdzie w niewielkim laboratorium spotkałam starszego Smitha.
                Starał się unikać mojego spojrzenia i prowadził swoją lekcję, tak jakby zupełnie nic między nami nie było. W gruncie rzeczy, podziwiałam jego profesjonalizm. Nie umiałabym odciąć swoich emocji i uczuć od rzeczywistości, a on radził sobie z tym idealnie.
                Ukryta za szklanymi probówkami i kolbami obserwowałam chłopaka, stojącego na katedrze. Jego ciemno brązowe włosy były w nieładzie i aż się prosiły, aby je przygłaskać. Błękitne oczy lśniły, gdy opowiadał o mechanizmie substytucji rodnikowej, jakby był to najciekawszy temat na świecie. Klasa słuchała go z żywym zainteresowaniem, ignorując ukryte pod blatami telefony. Tristan poszerzył wiedzę licealną o kilka kwestii omawianych dopiero na studiach, co sprawiło, że jego wykład był jeszcze ciekawszy.
                Dzwonek zadzwonił punktualnie o trzynastej. Po przerwie miałam okienko, więc nie spieszyłam się z wyjściem z klasy. Tristan zniknął na zapleczu, gdzie chował odczynniki, których używał na zajęciach. Poczekałam, aż z pomieszczenia wyjdą ostatnie osoby i wstałam z krzesła. Weszłam za chłopakiem do ciasnego pokoju, zastawionego od podłogi aż po sufit półkami, gdzie za szkłem stały rozmaite butelki, pudełka i sprzęt laboratoryjny.
                Tristan czekał na mnie. Stojąc tyłem do drzwi, opierał się o zagracone biurko. Jego luźna postawa uleciała, a napięte plecy zdradzały zdenerwowanie. W delikatnym świetle promieni słonecznych, jego ciemne włosy mieniły się miedzianymi i złotymi refleksami. Granatowa koszula podkreślała szerokie barki i błękitne oczy, które utkwił w ścianie przed sobą.
- Zamknij drzwi, proszę – powiedział cicho, a w jego głosie znów była aksamitność, którą słyszałam, gdy nocami rozmawialiśmy przez telefon.
                Milcząc, wypełniłam polecenie i oparłam się o chłodne drewno.
- Nie mogę myśleć jasno, Davina – wyszeptał, a jego głos prawie zanikł w ciszy. – Nie mogę, po prostu nie mogę. Nie, gdy wiem, że kilkaset metrów dalej całujesz go. – Zaakcentował i odwrócił się w moją stronę. – Nie mogę znieść, że całujesz go tak samo, jak całujesz mnie. Nie mogę.
                Zadrżałam, gdy zobaczyłam, że jego oczy błyszczą. Miałam ochotę dotknąć jego twarzy i scałować łzy, które odbierały kolor błękitnym tęczówką. Poczułam, że mi także zbiera się na płacz.
- Wiedzieliśmy o tym – przerwałam dłuższą chwilę milczenia. – Zaakceptowałeś ten układ, bo wiesz, że tylko tyle mogę ci dać. To tylko pocałunki. – Syknął. – Nic za tym nie idzie, nie sypiam z nim – powiedziałam otwarcie. Oderwałam się od drzwi i podeszłam do Tristana. Delikatnie położyłam dłonie na jego biodrach. – Myślisz, że mi jest łatwo zachowywać pozory? Prawie codziennie pozwalać mu się dotykać, podczas gdy jedyne ręce, które chciałabym czuć na swoim ciele, są w Bostonie? Albo nie wolno im mnie dotknąć? Że nie mogę na twój widok, podbiec do ciebie i pokazać jak bardzo tęskniłam? To mnie niszczy – wyszeptałam, przesuwając dłonie na jego plecy, jednocześnie stając jeszcze bliżej.
                Pogładził mnie po policzku, najpierw jedną ręką, a potem drugą. Oddech chłopaka muskał moją skórę. Zadrżałam mimowolnie. Oparł się czołem o moją skroń.
- Nawet nie umiem nazwać moich uczuć – wychrypiał. – Tak bardzo mi na tobie zależy, nie chcę już czekać, nie mogę też znieść, że w ogóle cię dotyka.
- Wiem, Tristanie…
- Nie chcę tego już dłużej – wyszeptał i pocałował mnie lekko.
                Wbiłam palce w jego ciało, przyciągając go bliżej, całując mocniej. Wplótł palce w moje włosy, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek. Uderzyliśmy o gablotę, a szkło wydało cichy szczęk. Żadne z nas nie zwróciło na to uwagi. Dłonie chłopaka były wszędzie na moim ciele, drażniąc każde wolne zakończenie nerwowe. Działał na mnie jak narkotyk, gdy tylko go spróbowałam, nie potrafiłam odpuścić. Potrzebowałam go, a on mnie. Byliśmy dla siebie stworzeni.
- Żałuję, że nie poznałem cię pierwszy – powiedział, jakby odczytując moje myśli. – Byłoby to o wiele prostsze.
- Dasz mi to dwanaście dni? Wytrzymasz? – zapytałam, a w moim głosie zabrzmiała błagalna nuta.
                Spojrzał mi głęboko w oczy, gładząc kciukiem linię żuchwy.
- Proszę – wyszeptałam, czując w głębi duszy, że jego odpowiedź nie będzie taka jakbym tego chciała.
                Tristan opuścił głowę, przeczesał palcami ciemne włosy, by ukryć drżenie dłoni.
- Szczerze mówiąc, liczyłem, że przyszłaś tu, powiedzieć coś zupełnie innego.
                Oparłam się o gablotę za mną. Nagle poczułam drażniący zapach chemikaliów, wśród którego unosiła się woń perfum Tristana, które pomogłam mu wybrać podczas naszego pobytu w Bostonie. Wspomnienia związane z nimi jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że popełniłam błąd.
- Nie potrafię – wyszeptałam. Do moich oczu napłynęły łzy, zamrugałam starając się je odgonić.
                Syknął.
                - Nie potrafisz, czy nie chcesz?
                - Muszę mieć powód, muszę go znaleźć. Dzisiaj, nie umiem.
- Jak mam ufać, że za dwanaście dni będziesz umiała? Nigdy nie będzie prościej, Davina.
                Zdjęłam jego ręce ze swoich bioder i odeszłam na drugi koniec laboratorium. Z tej odległości mogłam przyjrzeć się całej jego sylwetce. Zgarbionym plecom, potarganym włosom, ramionom luźno zwieszonym wzdłuż ciała. Oparłam się dłońmi o zagracony stół, by nie widział konsternacji, malującej się na mojej twarzy.
- Jeśli go zostawię teraz, domyśli się, dlaczego – powiedziałam powoli i cicho. Tristan przestąpił z nogi na nogę. – Jeśli poczekam do wakacji, będę mogła go unikać i zanim dowie się, że to dla ciebie się z nim rozstałam, zdąży ochłonąć. Będziemy w Bostonie, a on w Filadelfii – nie będziemy go drażnić.
                Chłopak parsknął.
- Naprawdę na to liczysz? Wierzysz, że tak łatwo jest zrezygnować z takiej dziewczyny jak ty?
- Tobie przychodzi to bardzo łatwo – odpyskowałam natychmiast.
Zamknęłam oczy, gdy tylko zobaczyłam wyraz jego twarzy. Powinnam była ugryźć się w język.
                Tristan podszedł bliżej i objął mnie w talii. Odetchnęłam ciężko, gdy poczułam jego oddech na skórze.  
- Nie przychodzi. Nie rozumiesz, że ja już dłużej nie mogę znieść myśli, że nie mogę być z tobą? Zdajesz sobie sprawę, ile mnie to kosztuje? Jedyne o czym marzę bardziej niż o byciu z tobą, to żeby móc mu przypierdolić za to, że cię dotyka, ale nawet tego nie wolno mi zrobić, bo mnie o to poprosiłaś. Robię to dla ciebie, Davina. Tylko, że już dłużej nie mogę – powtórzył po raz kolejny.
                Po nosie spłynęła mi łza. Tristan otarł delikatnie mój policzek.
- Boję się, że coś złego się staniem, gdy się dowie – wyszeptałam. Chłopak westchnął i mocno mnie przytulił. – Proszę cię tylko o dwanaście dni. Tristanie…
                Pocałował mnie mocno w czoło.
- Nie. Dla dobra nas obojga, nie. Zaczniemy od nowa, gdy się uwolnisz. To był błąd, że nie poczekałem.
                Jego ramiona zniknęły z mojej talii, zapach powoli znikał przytłumiony przez chemikalia, echo kroków pobrzmiewało coraz ciszej, aż w końcu zamilkło. Ciepło jego warg odciśnięte na mojej skórze, powoli znikało. Zostałam sama, otoczona ciszą. Pozwoliłam sobie płakać, bo ból w piersi był jedynym, co mi po nim pozostało.
                Otarłam łzy i wyszłam na pusty korytarz. Zaczęła się już kolejna lekcja więc szkolne korytarze były puste i nie musiałam obawiać się ciekawskich spojrzeń innych uczniów. Szybko wzięłam z szafki kosmetyczkę i poprawiłam makijaż w łazience. Mimo świeżej warstwy korektora i maskary, moje oczy nadal były zaczerwienione od płaczu. Zacisnęłam dłonie mocno na umywalce. Miałam ochotę krzyczeć na idiotkę, która patrzyła na mnie z lustra. Jej różnobarwne tęczówki, stały się symbolem mojego nieszczęścia. Wiecznego rozdarcia i niezdecydowania, które doprowadziło mnie do sytuacji, w której nie potrafiłam zrezygnować z tego, co mnie unieszczęśliwiało na rzecz miłości.

                Pomimo, że Tristan nie powiedział, że to koniec, choć ja właśnie tak się czułam. Jakby jednym ruchem zerwał wszystko, co między nami było. Chciałam móc go obwiniać o ból, który czułam, ale w głębi duszy doskonale zdawałam sobie sprawę, że winna byłam tylko i wyłącznie – ja.





Witajcie!
Powracam po bardzo długiej przerwie spowodowanej moimi maturami. 
Dziękuję wszystkim za trzymane kciuki, mam nadzieję, że czas poświęcony nauce się opłaci i od października pójdę na wymarzone studia.
Co do opowiadania, wiem, że mówiłam o nowej twarzy "Upadku". Jednak krótko po tym powstał ten rozdział (tak, leżał w Wordzie przez kilka miesięcy i dobrze, trochę dojrzał) i coś się we mnie zmieniło.
Wątpliwości zasiane przez  pewną osobę zniknęły.
Popełniał błędy, jestem człowiekiem, mam problemy z interpunkcją, składnią etc, czasem gubię literki i sens zdania, czasem moje wypowiedzi nie mają sensu. Ale mam plan na to opowiadanie, chcę Wam opowiedzieć historię Daviny i Tristana. I zrobię to po mojemu. Bo przecież nie wszystkie opowiadania muszą być takie same.
Wiele osób mówiło, że np. w prologu było mało emocji. Wkrótce (rozdział 17 - niedługo na blogu!) zrozumiecie.

Wiem, znowu piszę bez sensu, ale czasem lubię Wam zostawić swoje myśli, choćby nieskładne.

A teraz Drogi Czytelniku, mam ogromną prośbę. Proszę, abyś pozostawił po sobie komentarz, nie po to, żeby były ładne statystyki. Nie, nie.
Muszę wiedzieć, że ktoś chce czytać tego bloga. Że jest, ktoś kto chce, żebym mu opowiedziała, co złego może się przytrafić z jednego kłamstwa. Bo oto chodzi, ile zła możemy zrobić podejmując jedną decyzję. Ups, chyba spoiler.

Bardzo dziękuję z góry osobą, które powróciły tu po kilku miesięcznej przerwie.
Jesteście najlepsi.

Wasza Raven

4 komentarze:

  1. AZUAKDJBKJSFG... WRÓCIŁAŚ!!!!!! NARESZCIE WRÓCIŁAŚ!!! <3333 Mam najszczerszą nadzieję, że matury poszły Ci bardzo dobrze, i że nic nie stanie Ci na drodze na wymarzone studia!
    Co do rozdziału... Tyle prawdziwych scen... Jestem naprawdę ciekawa jak dalej do się rozwinie i jak prolog ma związek z resztą... Ale teraz można jedynie cierpliwie czekać <3
    Pozdrawiam i trzymaj się cieplutko <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiewiórko kochana, ja tu jestem i wiesz o tym doskonale, ale jak chcesz ten komentarz, to proszę. (co z tego, że w międzyczasie czytania z tobą piszę xD)
    #Trinaforeva
    Haydena wrzucę chętnie do wulkanu.
    I czymże jest mechanizm substytucji rodnikowej? Nie wszyscy są tu biolchemami (mówię zwłaszcza o sobie)
    Czekam na alkoholików and you know what I mean. (chciałam wstawić lenny face ale laptop nie chce współpracować sooo... nie ma)
    Ale będzie mi bez ciebie i Kuby smutno :cc
    Love u,
    Twój matfiz

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że chcę czytać dalej! Z niecierpliwością czekałam na ten rozdział. Już nie mogę się doczekać następnego!:) Chyba nas teraz nie zostawisz na długo w tym oczekiwaniu, co? Dobrze, że wróciłaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć :)
    Rozdział świetny, naprawdę, tylko jeden błąd:
    ''Miałam ochotę dotknąć jego twarzy i scałować łzy, które odbierały kolor błękitnym tęczówką.'' - tęczówkom; zawsze w celowniku jest końcówka 'om' :)
    Powoli denerwuje mnie ten Tristan :D Poczekałby chwilkę, no Jezu.
    A ty Hayden, spadaj do wulkanu.
    Pozdrawiam i życzę weny :D
    BG

    OdpowiedzUsuń