poniedziałek, 27 lipca 2020

Rozdział 27. Tristan


                Otworzyłem drzwi i potknąłem się na progu.
                Przeklinając, złapałem równowagę i przekręciłem klucz w zamku. Spojrzałem w dół, szukając wzrokiem tego, o co zawadziły moje stopy. W półmroku nie zauważyłem nic niezwykłego, więc po raz kolejny przekląłem moje bałaganiarstwo i oparłem futerał z gitarą o ścianę.
                Szybko wziąłem prysznic i ubrany tylko w bokserki poszedłem do kuchni.
                Panował tam większy porządek niż zwykle. Zmęczenie, do którego dołączyły dwa wypite piwa spowodowały, że nie zauważyłem w tym nic zastanawiającego – ot, pewnie miałem rano większą wenę na zmywanie niż normalnie.
                Znalazłem swój telefon, ukryty jak zwykle, pod hałdą papierów rozrzuconych na czymś, co dumnie nazywałem stołem w salonie. Davina dzwoniła ponad dziesięć razy. Kolejny raz przekląłem tego wieczoru.
                W pierwszej chwili chciałem oddzwonić, ale zegar, który wskazywał 3:34 skutecznie mnie od tego odwiódł. Napisałem krótkiego SMSa, wyjaśniającego, co się ze mną działo i wtedy usłyszałem cichy brzdęk w sypialni.
                Zesztywniałem.
                Z  ciarkami wędrującymi wzdłuż kręgosłupa i o stokroć jaśniejszą głową, podszedłem do drzwi sypialni. Starałem się je otworzyć jak najciszej, aby nie spłoszyć intruza.
                Rozejrzałem się po pokoju, mój wzrok powoli przyzwyczajał się do mroku.
                Pozornie wszystko było w porządku.
                Ale wtedy zauważyłem niewielki kształt leżący na łóżku. Ciemność utrudniała rozpoznanie kolorów, ale takiego odcienia rudości nie można było ukryć.
                Odetchnąłem z ulgą i nie bacząc na godzinę, padłem na materac obok. Ramieniem przygarnąłem Davinę do siebie, wtulając twarz w jej włosy i zaciągając się zapachem dziewczyny.
                Jęknęła cicho, nadal śpiąc, ale po chwili przewróciła się na drugi bok i spojrzała na mnie zaspanymi oczami.
                - Która godzina? – zapytała, ziewając.
                Uśmiechnąłem się, pocierając nosem o jej policzek.
                - Dochodzi czwarta nad ranem.
                - Długo zabawiłeś. – Walczyła ze sobą, aby utrzymać oczy otwarte.
                - Co tu robisz? – Odbiłem piłeczkę.
                Potarła oczy i ziewnęła przeciągle.
                - Możemy o tym porozmawiać rano? To długa rozmowa, a ja tak dawno nie spałam tak dobrze…
                Jej głos był coraz cichszy, jakby znów zapadła w sen.
                Pocałowałem ją mocno i otuliłem nas prześcieradłem. Umościła się w moich ramionach, jak kot, znów śpiąc mocno. Pogładziłem jej miękkie włosy, po raz kolejny zaciągając się jej zapachem.
                Moje zmęczenie zniknęło, ale pustka, którą odczuwałam ostatnio stała się mniej nieznośna, właściwie zniknęła zupełnie. Wszystko, czego potrzebowałem mieściło się właśnie w moich ramionach. Pocałowałem ją kolejny raz i zamknąłem oczy.
                Rano będzie czas na wyjaśnienia, teraz mogłem się cieszyć niespodzianką, którą bez wątpienia była Davina w moim życiu.
***
                Poranek obudził mnie nieznośnym blaskiem promieni słońca wpadających przez niezasłonięte żaluzje. Moja głowa pulsowało lekko, nie wiedziałem czy powodem był kac, czy może jednak krótki sen tej nocy. Po położeniu słońca czułem, że nie może być później niż koło dziesiątej.
                Przesunąłem dłonią po materacu i moja ręka natrafiła na leżącą obok Davinę, pogłaskałem ją po plecach, nadal nie otwierając oczu, badając krzywiznę jej kręgosłupa, aż dotarłem do bioder, gdzie się zatrzymałem.
                Otworzyłem powoli oczy, pozwalając by jasne światło poraziło moje nerwy. Zamrugałem, odganiając z powiek resztki snu. Davina leżała na brzuchu z głową odwróconą w drugą stronę,  ręce miała skulone pod poduszką, w pozycji która przypominała tą, jaką przyjmują ludzie opalający się na plaży.
                Delikatnie dotknąłem jej włosów, odgarniając je z policzka dziewczyny. Były niesamowicie miękkie i przelewały mi się przez palce. Zdawało mi się, że są dużo dłuższe niż zapamiętałem. Podparłem się na łokciu, żeby przyjrzeć się twarzy dziewczyny.
                Jej kości policzkowe, nos i podbródek zdawały się nabrać ostrości. Niesamowite, jak kilka tygodni rozłąki pozwala zmienić obraz w głowie, wygładza krawędzie. A może to Davina się naprawdę zmieniła? Sam już nie byłem pewien.
                Dziewczyna mruknęła coś przez sen i przewróciła się gwałtownie na plecy. Jedną rękę zarzuciła sobie za głowę, a druga opadła jej ciężko na brzuch. Przyjrzałem się jej dłoniom, z krótkimi, niepomalowanymi paznokciami, pod jednym z nich pojawił się siniak. Jej skóra była lekko opalona i pokryta piegami, które obsypały jej ramiona, klatkę piersiową, twarz. Właściwie każdy centymetr jej skóry, który znajdował się w moim polu widzenia był nimi pokryty.
                Przeciągnąłem palcem po jej wardze, lekko suchej od morskiej bryzy, która nieustannie wiała w Cape White – wiatr w tym mieście prawie nigdy nie milkł, a jeśli to nie zwiastowało to nic dobrego. Mruknęła coś niezrozumiale, a ja cofnąłem rękę nie chcąc jej budzić. Miałem przeczucie, że to pierwszy raz od dawna, kiedy może się wyspać do oporu.
                Spojrzałem na zegar stojący obok łóżka, miałem racje dopiero dochodziła dziesiąta. Dopiero wtedy poczułem silne pragnienie, a więc definitywnie kac. Delikatnie podniosłem się z łóżka i uświadomiłem sobie, że definitywnie potrzebuje prysznica i kawy.
                Szybko napiłem się wody prosto z kranu w kuchni i poszedłem pod prysznic. Chłodna woda otrzeźwiła mnie i mocno zredukowała ból. Umyłem zęby, pośpiesznie osuszyłem włosy ręcznikiem i owinąłem się nim wokół bioder. Stając się chodzić jak najciszej wróciłem po świeże ubrania do sypialni.
                Davina siedziała na łóżku, a jej twarz zdradzała, że obudziła się dosłownie przed chwilą. Włosy odstawały we wszystkich kierunkach, skręcając się w lekkie fale na wysokości uszu. Spojrzała na mnie, a jej dwubarwne tęczówki przeszyły mnie intensywnym wzrokiem.
                - Dzień dobry, śpiochu – powiedziałem, nachylając się do niej i muskając jej usta wargami.
                Uśmiechnęła się i złapała mnie jedną ręką za szyję, przyciągając do siebie mocniej. Usiadłem obok niej i objąłem ją w talii.
                - Co tu robisz?
                Pogładziła mnie po policzku.
                - Musiałam wyjechać z domu. Mama się uparła, że potrzebuję zmiany otoczenia, że za dużo myślę w Cape White.
                - I kazała ci przyjechać do Bostonu?
                Mimo że Jessica Langdon nigdy nie dała mi tego poczuć w pełni, miałem przeczucie, że nie do końca akceptuje nasz związek, szczególnie to jak się zaczął. Koniec końców, o tym, co wydarzyło się między mną, a Haydenem na imprezie wiedziało całe miasto. Wątpiłem więc, że z czystym sumieniem kazała swojej córce przyjechać do mnie.
                - Nie, kazała mi jechać do dziadków. Ale się nie zgodziłam, skoro miałam wyjechać to na moich warunkach.
                - Czemu mnie to nie dziwi. Kiedykolwiek robisz coś na nie swoich?
                Uśmiechnęła się, kiwając przecząco głową.
                Uśmiech rozjaśnił jej twarz, cienie pod oczami stały się mniej wyraźne, a rysy straciły odrobinę na ostrości. Ostatnio tak rzadko się uśmiechała, że nie byłem już przyzwyczajony jak piękna jest, gdy to robi.
                - Odpowiesz mi szczerze, gdy zapytam jak się trzymasz?
                - Muszę? – westchnęła i uśmiech zgasł.
                Przygryzłem policzek.
                - Wiesz, że nie. Po prostu, możesz mi powiedzieć wszystko. Zawsze cię wysłucham, obiecałem ci, że będę przy tobie. – Ująłem jej dłoń, która spoczywała na moim obojczyku i przycisnąłem do niej usta. – Nie musisz przechodzić przez to sama.
                Uśmiechnęła się ponownie, ale tym razem jej oczy pozostały smutne. Kojarzyły mi się z kocimi oczami, duże i okrągłe – jedno brązowe, a drugie zielone.
                - Jest tyle rzeczy, Tristanie. – Moje imię w jej ustach brzmiało jak pieszczota. Odwróciła się i oparła plecami o mnie. Otuliłem ją ramionami i wtuliłem twarz we włosy dziewczyny. – Boję się, że Allie nigdy nie dostanie sprawiedliwości, na którą zasługuje, że morderca nigdy nie zapłaci za to, co jej zrobił. Boję się, że zapomnę, już teraz wydaje mi się, że nie pamiętam jej twarzy, bo gdy patrzę na jej zdjęcie widzę nowe szczegóły, których wcześniej nie widziałam. A najbardziej przeraża mnie, że to po części moja wina.
                W głębi serca wiedziałem, co czuje, bo sam czułem się podobnie. Czy gdybym nie przyszedł wtedy na klify to czy Allie rozdzieliłaby się z Natem i musiałaby iść go szukać w lesie, gdzie czaił się na nią zabójca? Czy gdybym nie był tak cholernie zazdrosny o Davinę, to to wszystko mogłoby się nie wydarzyć? Czy w końcu, gdybym odpuścił od razu, gdy poczułem coś więcej do Daviny, to Allie byłaby nadal żywa?
                Tak, mnie również zżerało poczucie winy. I to był powód, dla którego nie mogłem wytrzymać w Cape White, bo każde wściekłe spojrzenie, które rzucał mi mój brat, było dowodem na to, że to, co zrobiłem, było świństwem.
                Miałem być jego starszym bratem, opiekować się nim, a nie odbierać mu jedną z najcenniejszych rzeczy.
                - Tristan.
                Davina już nie leżała oparta o mnie plecami, siedziała, patrząc mi prosto w twarz, zaniepokojona moim przedłużającym się milczeniem.
                - Jedyną osobą, która może czuć się winna – zacząłem, mówiąc jedną rzecz, która wydawała mi się odpowiednia i szczera – jest ten, kto ją uderzył. Nasz udział jej nie zabił.
                - Też to czujesz? – Pokiwałem głową. – Chryste. Tristanie, co myśmy zrobili?
                - My nie zrobiliśmy nic złego. – Czy kłamałem? Bardzo chciałem wierzyć w moje własne słowa, ale jeszcze bardziej potrzebowałem, by to ona uwierzyła w nie. Widziałem, jak poczucie winy i żal spala ją od środka, nie mogłem na to patrzeć. – Kocham cię, czy to tak bardzo złe, że nie zdusiłem w sobie tego? Czy powinienem był czekać? Może. Ale do cholery, czy to co jest między nami nie było tego warte?
                Nie odpowiedziała mi, przygryzając paznokieć na kciuku. Skóra wokół niego zrobiła się blada od nacisku jej zębów. Delikatnie złapałem za nadgarstek dziewczyny i odsunąłem rękę od ust. Splotła nasze palce.
                - Naprawdę cię kocham – odezwała się po dłuższej chwili milczenia, które zawisło nad nami. – Naprawdę chciałabym wierzyć, ale czasami mam wątpliwości, czy zrobiliśmy dobrze.
                - Jedyne, co zrobiliśmy źle, to ukrywaliśmy się. – Ale to wiedziałem od samego początku. – Teraz mleko się wylało i już nie naprawimy przeszłości, musimy się postarać, żeby to się nigdy nie powtórzyło.
                Pokiwała głową i spojrzała mi prosto w oczy.
                - Nigdy więcej kłamstw?
                - Nigdy więcej kłamstw.





Hej!
Długo mnie to nie było, ale złożyły się na to dwie rzeczy:
1) Moje studia - nie będę ukrywać, że medycyna jest prosta i łatwa, i że mam czas i siły na wszystko, bo nie mam XD Jest męcząca, pochłaniająca, ale strasznie mnie jara więc pozwalam, żeby zajęła dużą część mojego życia. Co jednocześnie powoduje, że nie mam sił pisać, tak po prostu.
2) Ciężko mi się pisze to opowiadanie, nie wiem, czy już Wam to mówiłam, czy nie, ale tak jest. Strasznie lubię to opowiadanie, siedziało w mojej głowie od lat (dodając fakt, że piszę je ponad 4 to daje około 9 lat), ale brakuje mi lekkości w pisaniu tego, co mnie mocno denerwuje.

Ale dochodzimy do najważniejszej rzeczy, o której osoby obserwujące mojego Facebooka już wiedzą, podjęłam decyzję, że rozdziałów będzie 29 plus epilog, które powinny się pojawiać co tydzień. Postanowiłam wykorzystać tydzień spokoju, który teraz mam i po prostu napisać to, co muszę napisać.
Doskonale wiem jak ta historia ma się zakończyć, po prostu bardzo nie chciałam jej kończyć.

Na dzień dzisiejszy to koniec ogłoszeń!
Mam nadzieję, że się Wam podobało! Koniecznie zostawcie komentarz, nawet króciutki, jestem ciekawa, kto tu jeszcze zajrzał mimo ogromnej nieregularności z jaką dodawałam kolejne rozdziały.

Dziękuję za cierpliwość!
Wasza Raven

2 komentarze:

  1. Nigdy więcej tak długich przerw :D czekam na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na zakończenie tej historii! Zaskoczyła mnie co prawda nagła zmiana narracji, ale nie wyszła na gorsze;D Ciekawa jestem co jeszcze wymyślisz. Trzymam kciuki!👍

    OdpowiedzUsuń