sobota, 16 września 2017

Rozdział 19. Kolejny dzień


                             Delikatne światło poranka wpadało przez niezasłonięte okna. Niebo było czyste i miało piękną błękitną barwę. Przesunęłam dłonią po pustym miejscu obok mnie, mamy już nie było, a prześcieradło było chłodne. Nie wiedziałam, która była godzina. Po położeniu słońca ustaliłam, że musiało dochodzić południe. Nie mogłam uwierzyć, że w ogóle wstało. Dlaczego świat dalej parł do przodu, chociaż mój własny został zdruzgotany?
                Nadal leżałam w łóżku, nie miałam sił, by się podnieść. Cała energia uszła ze mnie wraz ze łzami, które wylałam w nocy. Zanim zasnęłam tata przyniósł mi jakieś tabletki, które połknęłam bez zastanowienia. W połączeniu z alkoholem, który wlałam w siebie poprzedniego wieczoru, zafundowały mi olbrzymiego kaca. Ale ból był dobry. Uniemożliwiał mi myślenie, czucie. Sprawił, że byłam wypruta ze wszelkich emocji.

                Po kilku minutach usłyszałam kroki na klatce schodowej. Mój ojciec wsunął głowę przez uchylone drzwi. Jego oczy były zasmucone, a skóra pod nimi napuchnięta i sina – wyglądał, jakby w ogóle nie spał.
                - Zejdziesz na śniadanie?
                Po raz pierwszy tego dnia uniosłam głowę. Natychmiast zakręciło mi się w głowie i oparłam się o wezgłowie. Przez chwilę miałam zamknięte oczy, czekając, aż ciało przyzwyczai się do nowej pozycji. Tata wszedł do pokoju i podał mi butelkę wody. Po kilku łykach odżyłam, ale w ustach pozostał obrzydliwy posmak.
                Mężczyzna przysiadł na skraju łóżka i pogładził mnie po policzku.
                - Gdybym wiedział, że tyle wypiłaś nie podałbym ci tych leków... Ale płakałaś tak długo, że baliśmy się, że się wykończysz – powiedział cicho, a w jego głosie brzmiał smutek.
                - Spokojnie tato – wychrypiałam. Odkaszlnęłam, próbując pozbyć się suchości z gardła. – Dziękuję. Wiecie coś? Co się wydarzyło, gdy spałam? Gdzie jest mama? – Zasypałam go pytaniami z szybkością karabinu maszynowego.
                Skrzywił się.
                - Zejdź na dół, a opowiem ci wszystko, co wiem.
                Poklepał mnie po ręce i wyszedł z pokoju.
                Powoli wstałam z łóżka, chwilę siedziałam z głową opartą na pięściach. Gdy zawroty ustały, powoli stanęłam na nogach i ostrożnie poszłam do łazienki. Gdy tylko przekroczyłam jej próg, wstrząsnęły mną torsje. Opadłam na toaletę, kaszląc i wypluwając z siebie alkohol. Ulżyło mi. Umyłam zęby i twarz, zmywając z siebie resztki makijażu, który rozmazał mi się po policzkach. Ubrałam szare legginsy i luźną koszulkę.
                Tata zrobił mi kawę i dwie kanapki z białym serem i dżemem. Usiadłam naprzeciw niego, ale nie mogłam się zmusić, by cokolwiek przełknąć, wypiłam tylko łyk gorącego napoju.
                - Spałeś w ogóle?
                - Chyba drzemałem. Nie mogłem zasnąć przed twoim powrotem, a później nie było warunków.
                - Przepraszam... – Czułam się winna, że rodzice musieli się mną opiekować całą noc.
                Tata delikatnie pogładził moją dłoń.
                - To nie twoja wina. Musiałem opatrzyć Tristanowi dłoń. – Uniosłam zdziwiona brwi, nie miałam pojęcia, że coś mu dolegało. – Pękła mu kość w śródręczu.
                Otworzyłam szeroko oczy. Nie zauważyłam, żeby jego ręka spuchła lub bardzo go bolała, co byłoby normalne przy takim urazie. Opuściłam głowę zawstydzona.
                - Zrobiłeś mu prześwietlenie?
                W przychodni taty znajdował się aparat do roentgena, ale nigdy sam go nie używał. Nie był zwolennikiem napromieniowywania ludzi.
                - Wystarczyło przyłożyć głowicę USG. Nie martw się, to złamanie nie wymagało gipsu, jedynie lekkiego usztywnienia. Trzy tygodnie i będzie zdrów. – Ojciec spojrzał na mnie, a w jego spojrzeniu czaiło się coś, czego nie potrafiłam zinterpretować. – Tristan nie chciał mi powiedzieć, skąd ten uraz, ale swoje wiem. Takie rzeczy zdarzają się przy mocnym uderzeniu. – Spuściłam wzrok, wbijając go w talerz. – Co się wczoraj wydarzyło? I dlaczego mam wrażenie, że byłaś w centrum tej burzy?
                - Nie pytaj mnie o to, proszę.
                Tata otworzył usta, ale na moje szczęście do domu wpadły moje siostry i mama. Słyszałam, jak głośno rozbierają buty w korytarzu. Dziewczynki wpadły do kuchni i rzuciły mi się na szyję. Przytuliłam je mocno, zaciągając się ich słodkim, dziecięcym zapachem.
                - Jak było w kościele?
                - Ksiądz zaprosił dzisiaj wszystkie dzieci do przodu – powiedziała Nora.
                - Żebyśmy dokładnie widzieli, co się dzieje na ołtarzu – dopowiedziała Clary.
                W Cape White były dwa kościoły – jeden rzymskokatolicki, a drugi protestancki. Od wieków obie religie żyły zgodzie obok siebie. Byliśmy katolikami, więc co tydzień uczestniczyliśmy w mszy niedzielnej, tutaj też przyjęłam wszystkie sakramenty, a Clary i Nora zostały ochrzczone. Allie urodziła się w rodzinie ewangelickiej, co jednak nie przeszkadzało nam, żeby się przyjaźnić i rozmawiać na przeróżne tematy, w tym o Bogu.
                Wspomnienie przyjaciółki ukłuło. Ukryłam drżące dłonie pod udami.
                Mama pocałowała tatę na powitanie i usiadła obok niego przy stole.
                - Słoneczka, umyjcie ręce, zaraz podam obiad.
                Nawet nie zauważyłam, że zdążyła go już przygotować. Nie mogłam wyjść z podziwu, jak moim rodzicom udaje się zachować pozory normalności. Zaginięcie Allison odcisnęło piętno na ich twarzach. Jessica, mimo że się uśmiechała, była smutna, widziałam to w jej zielonych oczach. Dla nich moja przyjaciółka też była rodziną.
                - Przepraszam mamo, przepraszam tato – wyszeptałam. Obydwoje jednocześnie wyciągnęli w moją stronę ręce. Podałam im swoje drżące dłonie. – Powinnam była uważać bardziej, powinnam była być tym, kim chcieliście, żebym była…
                Puściłam ich ręce i zakryłam twarz. Znowu płakałam. Miałam dość swojej bezradności i bezsilności.
                - Davina. – Moja mama zniżyła głos, bo do salonu wpadły moje siostry. Wszyscy chcieliśmy trzymać je z daleka od tego wszystkiego, najdłużej jak się da. – Na niektóre rzeczy nie ma się wpływu, po prostu się zdarzają.
                - Ale ja mogłam temu zapobiec. – Spojrzałam na tatę, jeszcze pięć minut temu prawda nie chciała mi przejść przez gardło, było mi wstyd przyznać się przed rodzicem do tylu kłamstw. – Tatusiu, przepraszam, że nie powiedziałam ci od razu. Tristan złamał rękę, gdy uderzył Haydena. – Moi rodzice spojrzeli na siebie zaskoczeni, mama aż syknęła. Musiałam to wyrzucić z siebie, prawda miała przynieść ukojenie, prawda? – Hayden wściekł się, gdy zobaczył mnie z Tristanem… - Zrobiłam pauzę, nie potrafiłam rodzicom opowiedzieć wszystkiego. Wstyd zacisnął mi się na gardle. – Tristan stanął w mojej obronie.
                Mama opuściła wzrok.
                - Tak, jak wtedy, gdy dowiedział się o Filadelfii?
                Pokiwałam głową.
                - Zerwałam z nim wcześniej, bo… - Powodów było tyle, że ciężko mi było wybrać jeden. – Bo nie kocham go, nie potrafię z nim być. Tristan pojawił się dużo wcześniej, z nim jest inaczej, ja czuję się inaczej. Nie próbuje mnie zmieniać.
                Rodzice nie patrzyli już na mnie, tylko na siebie. Znałam to spojrzenie, potrafili w ten sposób wymieniać się słowami, mimo że żadne nie padały z ich ust. Dziwnie było ich obserwować w tak intymnej sytuacji. Odwróciłam wzrok, ale czułam, że policzki mi płoną, nie musiałam widzieć się w lustrze, żeby wiedzieć, że rumieniec rozlał mi się od czoła aż po szyję.
                - Pójdę wziąć prysznic, chcę zdążyć na popołudniową mszę.
***
                Niewielki, murowany kościół mieścił się w centrum miasta. Był jednym z najstarszych budynków w mieście. Przez wysokie okna wpadało do środka mnóstwo światła. Na ołtarzu wisiał duży obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, które drobną rączką błogosławiło wchodzących do świątyni.
                Przeżegnałam się, zanurzając wcześniej palce w wodzie święconej. Mój tata także uczynił znak krzyża i ruszył w stronę ławki, którą najczęściej zajmowaliśmy. Automatycznie ruszyłam za nim, trzymając się jego ramienia, ale zatrzymałam się, widząc znajomą sylwetkę po prawej stronie nawy.
                Tristan poczuł na sobie mój wzrok i spojrzał na mnie przez ramię. Nie uśmiechnął się, zniknięcie Allie odcisnęło się także na jego twarzy. Puściłam ramię ojca i przeprosiłam go szeptem. Chłopak przesunął się, robiąc mi miejsce w swojej ławce. Przyklęknęłam i pogrążyłam się w modlitwie. Błagałam Boga o powrót mojej przyjaciółki, byłam gotowa oddać za nią wszystko. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Przycisnęłam dłoń do ust, by stłumić szloch.
                Usiadłam, ale nadal oddychałam ciężko. Spojrzałam na Tristana, jego prawa dłoń owinięta była usztywniającym opatrunkiem. Drugą rękę odwrócił w moją stronę, wsunęłam w nią swoją. Zacisnął palce mocno na moich, ale jednocześnie czule gładził kciukiem moją skórę.
                Oparłam głowę o jego bark, wciągając jego zapach. Po chwili rozbrzmiały kościelne organy i organista zaintonował pieśń. Wierni poderwali się ze swoich miejsc i przyłączyli się do śpiewu. Z zachrystii wyłonił się ksiądz w towarzystwie ministrantów i ucałował ołtarz.
                - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. – Kapłan rozłożył ręce, a wierni odpowiedzieli chórem. – Najmilsi, złączmy się dzisiaj w modlitwie do naszego Pana o odnalezienie Allison Cooper, niech Bóg ma ją w swej opiece. Módlmy się za jej rodzinę i przyjaciół, pogrążonych w smutku.
                Spojrzałam w oczy ojca Conrada, który patrzył prosto na mnie. W jego wzroku było współczucie i żal, skinęłam głową – bezsłownie dziękując mu za wsparcie. Puściłam dłoń Tristana i złożyłam ręce do modlitwy.
                Msza skończyła się odmówieniem różańca w intencji Allie. Gdy wychodziłam, kilka osób zatrzymało się, żeby uścisnąć moje ramię i zapewnić o swoim wsparciu. Tristan stał w pobliżu, ale niezbyt blisko – dbał o moje imię w momencie, gdy dla mnie straciło to jakąkolwiek wartość. Nie dbałam o to, co pomyślą inni, gdy zobaczą mnie z nim, mimo że tydzień temu jego miejsce zajmował Hayden.
                - Jak się czujesz, Tristanie? – Mój ojciec uścisnął ramię chłopaka.
                - Nie boli mnie, jeśli o to pan pyta, panie doktorze. Dziękuję za pomoc.
                - Nie ma za co. Opiekowałeś się moją córką, mam ogromny dług wdzięczności wobec ciebie.
                Tristan skrzywił się lekko, gdy mężczyzna mówił o opiece, ale ojciec udał, że tego nie zauważył. Podeszłam bliżej i splotłam ramiona na piersi.
                - Wrócę piechotą, tato – powiedziałam, stając przy chłopaku. – Nie musisz na mnie czekać.
                Ojciec obrzucił nas spojrzeniem, ale pokiwał głową. Widziałam, że jeszcze nie wszystko rozumie, ale stara się mnie nie oceniać. Byłam mu za to wdzięczna. Pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę samochodu.
                Złapałam Tristana za rękę i poprowadziłam w stronę parku. Rozłożyste drzewa chroniły nas od gorących promieni słońca, szliśmy wąską alejką, która wiła się między krzakami. O tej porze park był dziwnie pusty – nie było rodzin z dziećmi, ani biegaczy. Nic nie było normalne tego dnia.
                - Jak się czujesz? – Tristan powtórzył pytanie mojego ojca.
                Spojrzałam w jego jasne oczy.
                - Jestem przerażona. Nawet nie umiem nazwać tego, co czuję. - Chłopak objął mnie i pocałował we włosy.
                Usiedliśmy pod drzewem, którego pień osłaniał nas przed wzrokiem przechodniów, którzy mogli się pojawić na ścieżce. Oparłam się plecami o pierś Tristana, a on otulił mnie swoimi ramionami.
                - A ty? Co się stało, gdy zniknęłam?
                - Twój tata wypytywał mnie, co się stało. Później zauważył moją rękę – pokręcił usztywnieniem, jakby go świerzbiła skóra – i zawiózł do przychodni.
                - Przepraszam…
                - Davina, to przecież nie twoja wina. Poza tym było warto, Hayden to dupek i zasługiwał na to od pewnego czasu, powinienem było to zrobić wiosną.
                - Widziałeś się z nim?
                - Taa, jakimś cudem dotarł na noc do domu. Nie wygląda zbyt dobrze. – Syknęłam, mimo wszystko nie chciałam, żeby Hayden cierpiał aż tak. – Gdy wychodziłem, chyba zaczynało do niego docierać, co zrobił. Ale nie wiem, czy wie o Allie.
                Przygryzłam paznokieć. Hayden zasługiwał, by wiedzieć o niej – byli przyjaciółmi, znali się od przedszkola. Zanim zostaliśmy parą, ja, Hayden i Allie byliśmy paczką znajomych, którzy razem jeździli na rowerach i spędzali czas na plaży.
                - Muszę cię o coś poprosić. – Tristan wyrwał mnie z zadumy, w którą łatwo wpadałam.
                Uścisnęłam jego rękę, którą obejmował mnie w pasie i przyciskał do swojego torsu.
                - Dla ciebie wszystko.
                - Przestań przepraszać. – Odwróciłam się do chłopaka i spojrzałam na niego zaskoczona. Ujął moją twarz w dłonie i pogładził delikatnie po policzkach. Gips drapała moją skórę. – Zachowujesz się, jakby to wszystko to była twoja wina, przestań. Nie jest, cokolwiek o sobie teraz myślisz, nie zasługujesz na to. Allie by tego nie chciała – dodał.
                Odsunęłam jego ręce.
                - Nie masz pojęcia, czego by chciała. – Mój głos zabrzmiał dużo ostrzej, niż chciałam. Chłopak westchnął ciężko. – Tristanie, ja…
                Zakrył mi usta dłonią.
                - Nie mogę już tego słuchać. Nie chcę, rozumiesz?
                Złapał mnie za szyję i gwałtownie pocałował. Wzięłam głęboki oddech, zaciągając się jego zapachem. Przesunął dłońmi po moich plecach, drażniąc każde zakończenie nerwowe, które rozsyłało dreszcze po ciele. Uklęknęłam, by moje usta znalazły się na jego wysokości. Przesunął wargami po mojej żuchwie, aż dotarł do szyi, gdzie rysował językiem linię, biegnącą wzdłuż mojego rozszalałego pulsu. Jęknęłam cicho, odchylając głowę do tyłu i zapominając o całym bożym świecie.
                Leżeliśmy w trawie, częściowo ukryci przez wysokie źdźbła i rozłożyste krzewy. Oparłam głowę na dłoni i wodziłam palcem po piersi Tristana. Słońce wydobywało z jego włosów różne tony: brązowe, złotawe. Skóra chłopaka była opalona, co podkreślało błękitną barwę tęczówek. Poczuł na sobie mój wzrok i spojrzał na mnie.
                - O czym myślisz?
                Myślałam o wielu rzeczach, ale większość z nich udało mi się zamknąć w głębi umysłu.
                - Dobrze mi z tutaj, z tobą. – Uśmiechnął się. – Mimo wszystko, to co mamy wydaje się być dobre. Ale wiem, że gdy tylko wstanę to wszystko wróci, znowu poczuję. – Wskazałam dłonią na swoje serce, które zdawało się boleć bardziej z każdym uderzeniem.
                Złapał mnie za rękę i pocałował w nadgarstek. Lekko za niego pociągnął, przez co straciłam równowagę i upadłam wprost na usta chłopaka.
                - Zależy mi na tobie, Davina. Bardziej niż możesz to sobie wyobrazić.
                Intensywność jego spojrzenia mówiła mi, że nie do końca to chciał mi powiedzieć. Jednak doskonale rozumieliśmy, że na wszystko przyjdzie czas i pewne słowa nie powinny być wypowiadane zbyt szybko. Pośpiech nigdy nie przyniósł nam nic dobrego – doskonale przekonaliśmy się o tym zeszłej nocy, gdy pozwoliliśmy, by rozsądek przegrał z kretesem z emocjami i pożądaniem.
                Nasz pocałunek został przerwany przez dzwonek mojego telefonu. Zupełnie zapomniałam, że wzięłam go ze sobą. Niechętnie odsunęłam się od Tristana i sięgnęłam po niewielką, czarną torebkę. Chłopak oparł się na przedramionach, obserwując każdy mój ruch.
                - Słucham? – Odebrałam, nie spoglądając nawet na to, kto dzwonił.
                - Powinnaś wrócić do domu.
                Głos mojej matki zmroził mnie do głębi.
                - Mamo – wyjąkałam. – Co się stało?
                - Wracaj, proszę.
                - Mamo! – krzyknęłam, ale połączenie zostało zerwane.
                Tristan nic nie powiedział, wstał i podał mi rękę, którą chętnie ujęłam, po czym postawił mnie na nogi. Znów drżały mi palce i kolana. Znów milczeliśmy, ruszyliśmy jak mogliśmy najszybciej w stronę mojego domu. Prawie biegliśmy przez park, a później ulicami mojego osiedla – na skróty, za płotami posiadłości sąsiadów.
                Puściłam dłoń Tristana, gdy dotarliśmy do tylnej furtki. Pchnęłam ją, a ona zaskrzypiała głośno, od dawna była nieużywana. Czułam oddech chłopaka na swoich plecach, gdy wbiegłam po schodach werandy.
                W salonie siedzieli moi rodzice, a przed nimi na stole stała butelka szkockiej. Ich szklanki były puste. Gdy usłyszeli moje kroki, podnieśli wzrok. Ich oczy były zaczerwienione i pełne łez.
                - Co z nią? – wycharczałam. Jednak gdzieś w głębi znałam odpowiedzieć. Chciałam, żeby zaprzeczyli.
                - Davina… - zaczęła mama, ale jej głos także odmówił jej posłuszeństwa.
                - Znaleźli Allie – powiedział tata wyzutym z emocji głosem. – Córeczko, tak bardzo mi przykro.
                - Nie! – krzyknęłam, a mama skuliła się, jakbym ją uderzyła. – Nie, nie, nie, nie…
                Gdy zabrakło mi tchu, pozostała tylko ciemność.


Cześć!
Wreszcie rozdział, obiecuję, że już nie będę obiecywała szybko rozdziału.
Potrzebuję czasu, by dobrze opisać to, co się teraz dzieję z Daviną i jej otoczeniem.
Strata przyjaciela, tak bliskiego boli. I słowo "boli" wydaje mi się być sporym niedomówieniem. 

Mam nadzieję, że dajecie sobie radę w szkolę, a studenci powoli szykują się do powrotu na uniwerek. W roli studentki medycyny (jak to brzmi...) będę dopiero debiutować, ale na samo wspomnienie tego, że 2 października spełni się moje marzenie czuję przyjemny ucisk w żołądku :).

Koniecznie zostawcie po sobie komentarz, strasznie mnie boli fakt, że aktywność na tym blogu umarła (*) mea culpa, mea cupla, mea maxima culpa.

Wasza Raven

3 komentarze:

  1. Jestem wstanie Ci wybaczyć tak długie przerwy, kiedy dostaję taki rozdział. Dużo się wydarzyło. Podobał mi się bardzo motyw z Kościołem. Sama jestem wierząca, praktykująca i spodobało mi się jak ujęłaś kościelną atmosferę. Śmierć Allie mnie zaskoczyła, nie powiem. Jestem wstrząśnięta i zmieszana. Czekam na następny rozdział!
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobał. Cieszę się, że jesteś wstrząśnięta - taka reakcja to najlepsze, co mogłam przeczytać. Bardzo chciałam poruszyć wątek wiary, bo mam wrażenie, że jest to temat przemilczany w wielu książkach, a ja sama tak jak Ty jestem osobą wierzącą i chciałam, żeby Davinie nie zabrakło żadnej cechy.
      (Nie Jula, to nadal nie jest wątek autobiograficzny, wszystkie podobieństwa są przypadkowe) Wybacz to wtrącenie, ale moja przyjaciółka cały czas uważa, że Davina to moje alter ego XD
      Dziękuję, że tak wytrwale na mnie czekasz <3

      Usuń
  2. Jezu, jak ja nienawidzę, jak jakiś bohater odchodzi. Jest mi tak teraz cholernie smutno. Oby Davina się pozbierała :(
    ''Zanim zasnęłam tata przyniósł mi jakieś tabletki, które połknęłam bez zastanowienia.'' - przecinek po zasnęłam.
    Lecę czytać dalej. Wciągnęłam się.
    I przepraszam za to, że w ogóle nie komentowałam. Tyle rzeczy się działo u mnie od wakacji, nie miałam po prostu czasu. Teraz postaram się bywać tutaj częściej <3

    OdpowiedzUsuń