wtorek, 14 listopada 2017

Rozdział 21. Odwaga, która przyszła za późno

                Wokół stołu, na którym pod niebiesko-zielonym prześcieradłem leżało niezidentyfikowane ciało zebrało się pięć osób. Nikt się nie odzywał i mnie nie pośpieszał. Od kilku minut stałam w bezruchu, nie mogąc się zdecydować, co zrobić. Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę. Czułam oddech Tristana owiewający mój policzek. Odwróciłam lekko głowę w jego stronę, ale nie mogłam dojrzeć jego twarzy.
                Pochylił się i mocniej ścisnął mój bark.
                - Miejmy to już za sobą – wyszeptał. Jego głos był tak cichy, że tylko ja usłyszałam, to co powiedział.
                Lęk zawładnął każdym moim nerwem, spływał od karku przez plecy do każdej kończyny i dalej niżej do palców, które zesztywniały także od zimna. Potarłam wilgotnymi dłońmi o siebie, po czym wyłamałam kostki. Nieprzyjemny dźwięk odbił się od ścian kostnicy.
                Kiedyś Tristan nazwał mnie odważną.
                Złapałam za kraniec prześcieradła i odsłoniłam twarz, leżącą pod nim. Jednak moje powieki były mocno zaciśnięte i jedyne, co zobaczyłam to ciemność. Zmusiłam się, by je lekko uchylić. Ostre, zimne światło wdarło się pod nie, rażąc.
                Drobna głowa otoczona była aureolą z brązowych włosów. Były matowe i zbite w stronki, na których wykrystalizowały drobne kryształki soli. W kilku miejscach kosmyki splątały się z ciemnozielonymi wodorostami. Powiodłam wzrokiem po uszach, które pociemniały nienaturalnie mocno. Dalej skóra policzka – przeraźliwie blada, w kilku miejscach wykwitły różowe pajączki. Jeden z nich sięgał od szczytu kości jarzmowej aż do szczytu skroni. Rzęsy rzucały cień na ciemną przestrzeń pod oczami. Nos był lekko przekrzywiony, chyba złamany. Wargi były lekko rozchylone, pozbawione koloru, w ciemności ust błyszczały zęby, złowieszczo błyskając w świetle ogromnej lampy.
                Nie oddychałam. Zamiast tego usłyszałam cichy jęk Tristana za moimi plecami. Jego uścisk zelżał na chwilę, by później znów zacisnąć się mocniej na mojej skórze. Miałam wrażenie, że stał się cieplejszy niż wcześniej, dotyk chłopaka praktycznie mnie parzył.
                Znowu skupiłam wzrok na doskonale znanej mi twarzy.
                Była taka spokojna, gdyby nie kolor jej uszu i warg pomyślałabym, że śpi, jednak…
                - To Allison Cooper.
                Gdy tylko te słowa odpuściły moje gardło, poczułam nieznośną lekkość. Wielki ciężar opadł z moich ramion i serca, które zabiło szybko. Słyszałam szum krwi, którą ta niewielka pompa, wielkości pięści, tłoczyła do każdej komórki mojego ciała. Dostałam to, o co się modliłam. Tylko nie takiego wyniku oczekiwałam.
                - Jest pani pewna, panno Langdon?
                Spojrzałam gniewnie na prokuratora, marszcząc brwi.
                - Patrzyłam na tę twarz codziennie od ponad piętnastu lat, myśli pan, że nie rozpoznałabym przyjaciółki?
                - To tylko procedura – zainterweniowała Lyanna Renon. Mimo spięcia wymalowanego na twarzy, miała kojący głos. – Musimy mieć stu procentową pewność, Davino.
                - To ją macie – warknęłam. – To Allison Cooper, zadowoleni?
                Nie wiem, skąd wzięła się moja wściekłość. Rozgrzewała każdy nerw, który wcześniej skuty był lękiem. Gorący dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie i zadomowił się w brzuchu, rozpalając moje wnętrzności. Poczułam kroplę potu, która stoczyła się po moim karku. Cofnęłam się i wpadłam prosto na Tristana, który nie zdążył zrobić kroku w tył.
                - Poczekaj – powiedział szybko oficer Blackthorne. – Musisz podpisać papiery.
                Ukryłam, że przewracam oczami. Nie chciałam tu być ani chwili dłużej. Szybko weszłam do gabinetu i bez słowa podpisałam wszystko, co mi podsunęli. Byli już na to przygotowani. Skierowałam się do wyjścia, starając się omijać wzrokiem stół, na którym leżała Allie. Ostatni raz spojrzałam na doktor Renon.
                - Zrób wszystko, by wyjaśnić, co się jej stało. Nie skoczyła, Allie nie skoczyła.
                Lyanna patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i w milczeniu skinęła głową.
                Nie pożegnałam się z nikim i wypadłam na korytarz. Dusiłam się w chłodnej piwnicy, dopadłam do schodów ewakuacyjnych i wbiegłam na parter. Szybko minęłam hall główny, po czym wyszłam na świeże powietrze. Zachodzące słońce wisiało coraz niżej nad horyzontem. Jego ciepłe promienie łaskotały moją twarz, jeszcze bardziej podjudzając ogień w moim wnętrzu.
                Tristan stanął obok mnie, ale nic nie mówił. Jego wysoka postać rzuciła na mnie cień. Podniosłam wzrok i spojrzałam w jego lodowe tęczówki, teraz przepełnione bólem i strachem. Zrozumiałam, że to o mnie się boi. Pogłaskałam go krótko po policzku.
                - Nie mogę wrócić do domu – powiedziałam cicho. Skinął głową. – Zabierz mnie. Gdziekolwiek. Proszę – dodałam, zaciskając dłoń na jego koszuli.
                Pokiwał głową w milczeniu i pocałował mnie w rękę.
                Bez słowa wsiedliśmy do auta, oparłam stopy o deskę rozdzielczą, wciskając sukienkę między uda. Tristan spojrzał przelotnie na moje kolana, po czym delikatnie je pogładził.
                - Byłaś bardzo dzielna. – Odezwał się dopiero, gdy wyjechaliśmy z miasta.
                Zacisnęłam mocno zęby.
                - Nie rozmawiajmy o tym.
                Skinął głową.
                - Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, prawda? – Nie poczekał, aż mu odpowiem. – Już zawsze będę obok.
                Ta obietnica znaczyła dla mnie więcej, niż mógł sobie wyobrazić. Próbowałam się uśmiechnąć, ale na mojej twarzy pojawił się tylko brzydki grymas, który ukryłam, odwracając wzrok w stronę okna. Jechaliśmy coraz bardziej na południowy wschód, teren robił się coraz bardziej pagórkowaty. Minęliśmy granicę hrabstwa, a droga stawała się coraz mniej uczęszczana. Przejechaliśmy przez małe miasteczko, w którym odbiliśmy na wschód w stronę oceanu. Chłopak prowadził sprawnie, mimo że posługiwał się tylko lewą ręką. Na szczęście w moim aucie była automatyczna skrzynia biegów.
                W końcu Tristan zjechał z asfaltu i przejechał kilkaset metrów piaszczystą drogą. Wokół nas rosła sucha, pożółkła trawa i liche krzaki – tylko taka roślinność wytrzymywała na piasku, targana silnym i słonym wiatrem znad Atlantyku.
                - To dom moich dziadków – powiedział Tristan, gdy zatrzymaliśmy się przed niewielkim domkiem, stojącym blisko plaży. – Nikt już z niego nie korzysta, dlatego często tu uciekam.
                Pokiwałam głową.
                - Hayden nigdy nie mówił o tym domku.
                Wspomnienie mojego brata wyrwało mi się bezwiednie, Tristan skrzywił się lekko, słysząc imię brata.
                - Nie lubił tu przyjeżdżać, nie ma tu zasięgu ani żadnych domów w pobliżu. Pewnie dlatego nigdy cię tu nie zabrał.
                Pokiwałam głową i wsunęłam stopy w buty. Wiatr targał moimi włosami, które natychmiast rozsypały się wokół twarzy. Włożyłam część kosmyków za uszy, ale i tak większa część powiewała swobodnie. Tristan poszedł pierwszy i otworzył drzwi kluczem, doczepionym do pęku, który miał zawsze przy sobie. Domyśliłam się, że pozostałe klucze otwierają jego dom w Cape White i mieszkanie w Bostonie.
                W domku unosił się silny zapach morza. Przez zamknięte okiennice wpadało niewiele światła, ale nie przeszkadzało mi to. Większość mebli zakryta była białymi pokrowcami. Tristan szybko ściągnął te z fotela i kanapy, wzburzając w górę tumany kurzu.
                Drobinki unosiły się w powietrzu, tańcząc w wąskich promieniach zachodzącego słońca. Część z nich osiadła na włosach Tristana, który przeszedł do kuchni, gdzie nastawił wodę. Nadal stałam w tym samym miejscu między drzwiami, a niewielkim salonem. Chłopak wyjrzał do mnie.
                - Davina? – Spojrzałam na niego, mrugając szybko. – Wejdź, usiądź.
                Pokiwałam głową i przysiadłam niepewnie na krańcu kanapy. Cała złość i rozgoryczenie, które czułam jeszcze w szpitalu zniknęły. Nie byłam smutna. Nie czułam po prostu nic. Tristan usiadł w fotelu obok i ujął moje dłonie między swoje. Delikatnie pogładził mnie po kłykciach, a jego usztywnienie nieprzyjemnie drapało. Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich dokładnie to wszystko, czego szukałam. Wsparcie, miłość, ciepło, oparcie. Był moją skałą, na której mogłam się skryć podczas sztormu.
                - Nie wiem, co myśleć. Nie wierzę, że Allie skoczyła, tak świetnie bawiła się tamtej nocy. Tak bardzo cieszyła się na myśl o Bostonie. – Zamarłam, bałam się, że znów się rozpłaczę. Ale moje oczy były już całkowicie suche. Tristan pogładził mnie po policzku. – Ale co jeśli nic nie zauważyłam? Jeśli byłam tak zajęta – zawahałam się – nami, że nie zwróciłam na nią uwagi?
                Zauważyłam, że chłopak opuścił wzrok.
                - Nic nie powinno wyglądać, tak jak wyglądało – powiedział cicho. Był zupełnie inny, niż gdy prawie miesiąc temu wybuchnął w laboratorium i mnie zostawił.
                - Pocałuj mnie.
                Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie wiedział, o co go proszę.
                - Pocałuj mnie – powtórzyłam. – Nie chce teraz o tym wszystkim myśleć. Chce być z tobą – dodałam miękko. Potrzebowałam jego dotyku, by zabrał ode mnie cały ból i strach.
                Ukląkł przy mnie i delikatnie ujął moją twarz w dłonie, zupełnie jakby miała się roztrzaskać. Pocałował mnie powoli, ledwie muskając wargami, ale nie tego chciałam. Objęłam go za kark i przyciągnęłam do siebie. Przysunął się bliżej, łapiąc mnie za kolano i oplatając moją nogę wokół swojego biodra. Tęsknota, którą próbowaliśmy ugasić podczas ogniska znów rozpaliła się w nas dzikim ogniem.
                Chciałam zapomnieć o wszystkim, a jego usta skutecznie mi to umożliwiały.
                Przytuliłam go mocniej, gdy wargi Tristana zsunęły się po mojej szczęce i zaczęły pieścić szyję, tam gdzie moje szybkie tętno było najbardziej wyczuwalne. Wplotłam palce w jego miękkie włosy, nie pozwalając mu się odsunąć za daleko. Nawet nie zwróciłam uwagi, że moja sukienka podjechała wysoko, odsłaniając całe uda. Dłonie chłopaka były wszędzie, delikatnie dotykał mojej skóry, a każdy dotyk rozpalał mocniej ogień w mojej piersi.
                Rozpinałam jego koszulę, guzik po guziku, jednocześnie całując jego pierś. Po czym jednym, sprawnym ruchem rzuciłam ją za siebie. Dotykałam jego twardych ramion, szerokiej pieści, delikatnych wgłębień między mięśniami brzucha. Tristan jęknął głośno, gdy przesunęłam paznokciami po jego plecach. Po chwili mój sweter leżał z jego koszuką na podłodze.
                Chłopak dołączył do mnie na kanapie, wciskając mnie w poduszki. Nie hamował się, dawał mi całego siebie, już prawie zapomniałam, jak dużo namiętności było między nami. Przewróciłam go na plecy i usiadłam na jego brzuchu. Ręce Tristana zaczęły wędrówkę wzdłuż moich ud, przez biodra, brzuch, musnął kciukami piersi, aż dotarł do ramiączek sukienki.
                Cały czas jego błękitne oczy były utkwione w mojej twarzy, jakby badał moją reakcję na swój dotyk. Zagryzłam mocno wargę, aż poczułam słonawy smak krwi. Nie czułam już nic poza jego obecnością, nawet drapanie usztywnienia przestało mi przeszkadzać.
                Tristan powoli uwolnił moje ramiona od wąskich ramiączek i zsunął sukienkę aż do bioder. Dotykał każdego centymetra skóry i całował każde drobne znamię lub bliznę. Nie pozostawałam mu dłużna, moje usta wycałowały jego twarz i szyję. Obsypałam pocałunkami jego ramiona i tors.
Po chwili delikatnie ujęłam jego brodę. Pocałowałam go w usta, delikatnie łapiąc zębami za wargę. Jęknął, a jego palce zacisnęły się boleśnie na moich udach, ale to był dobry ból. Ożywczy. Z jednej strony był znajomy – znałam jego usta, jego zapach, dotyk, ale z drugiej strony to wszystko było nowe, odkrywaliśmy się na nowo.
***
Leżeliśmy spleceni na kanapie, wokół nas zapadał już zmrok. Jedynym źródłem światła był promień świecy, stojącej na stoliku do kawy. Znów byliśmy w pełni ubrani, otuleni starym kocem. Opierałam głowę na piersi Tristana, dokładnie słyszałam bicie jego serca. Biło tak głośno i mocno, że mogłam odróżnić wszystkie trzy tony.
Chłopak gładził mnie po włosach jedną ręką, a złamaną opierał na mojej talii.
- Będziemy musieli wrócić – wymruczał, obracając w palcach kosmyk moich włosów.
Zacisnęłam mocno powieki.
- Znowu to robisz.
- Co?
Uniosłam się wyżej i spojrzałam mu prosto w oczy.
- Sprowadzasz mnie brutalnie na ziemię.
Przewrócił oczami.
- Ktoś musi. – Delikatnie przyciągnął moją twarz do siebie.
- Nie wiem, co mam powiedzieć rodzicom i rodzicom Allie.
- Na razie nie musisz nic mówić. Niczemu nie jesteś winna, Davina – powiedział, przekonującym tonem.
Usiadłam, a moje bose stopy dotknęły chłodnej podłogi. Poczułam, że kanapa ugina się pod ciężarem Tristana, kiedy podniósł się do pionu. Oparł usta o moje ramię.
- Cały czas to powtarzasz.
- To zacznij mi wierzyć. Przestanę wtedy grać jak katarynka.
Nie uśmiechnęłam się, nie bawił mnie jego dowcip.
- Póki jesteś obok, jest dobrze – wyszeptałam, gdy chłopak zaczął sprzątać koc. Zatrzymał się w pół kroku, uważnie słuchając. – Trzymam się kupy. Nie wiem, co się stanie, gdy cię zabraknie. Boję się, że się całkiem rozpadnę.
Łza spłynęła mi po policzku, otarłam ją szybko, by jej nie zauważył.
Zauważył, nic nie mogło się ukryć przed jego czujnym wzrokiem. Odłożył koc na fotel i usiadł obok mnie. Splótł nasze palce razem.
- Nie zabraknie, będę stał obok. Zawsze będę.
Pokręciłam głową.
- W końcu wrócisz do Bostonu, widziałam twój kalendarz, wiem, ile koncertów gracie.
Wypuścił ze świstem powietrze.
- Mogę odwołać, moja ręka…
- Gips nie jest problemem, nie możesz tego zrobić. To twoja przyszłość, nie mogę ci pozwolić, żebyś ją zaniedbywał przeze mnie.
Wstał i podszedł do kuchennego blatu. Wiedziałam, że czuje się rozdarty – jednocześnie prosiłam go, by został i odszedł. Poszłam za nim i objęłam chłopaka w pasie, przytulając policzek do jego łopatki.
- To co mam zrobić? – W głosie Tristana zabrzmiała rozpacz.
Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć.
- Bądź ze mną – odpowiedziałam po dłużej chwili milczenia. Odwrócił się w moich ramionach, spoglądał na mnie z góry z zaciętą miną. Widziałam w jego oczach, że nie zrozumiał. – Jako mój chłopak. Przestańmy się ukrywać. Spójrz dokąd nas ta farsa zaprowadziła. – Wykonałam nieokreślony gest dłonią. – Wiem, że sama tego chciałam, ale teraz… Gdy nie ma Allie…
Zmilkłam i opuściłam głowę. Moja dłoń opadła na pierś Tristana, który wpatrywał się we mnie szeroko rozwartymi oczami.
- To o co prosisz… Wiem, że nie liczy się dla ciebie opinia innych, ale jednak – będą gadać. Jesteś pewna, że poradzisz sobie z tym wszystkim. Chcę cię wspierać, ale nie musi to tak wyglądać. Jeśli nie czujesz się gotowa, zrozumiem. Będę obok nawet jeśli mielibyśmy się tylko przyjaźnić.
Pocałowałam go delikatnie. Kochałam go za tą wyrozumiałość.

- Nie chcę się przyjaźnić, chcę być z tobą. 


Cześć!
Dziękuję Wam bardzo za to, że dobrnęliście ze mną do tego punktu. Wiem, że to nie mogło być proste - rozdziały są rzadko, a do tego jestem zua i zabijam bohaterów XD
Ale co zrobię. To cała ja.
Mam dzisiaj chwilkę czasu, bo zdałam pierwsze kolokwium z anatomii :) Ale od jutra znowu nauka, ponieważ rok akademicki nadal trwa, a jedno kolokwium wiosny nie czyni.
Wszystkim Maturzystom i Licealistą życzę sił - matura to bzdura, dużo stresu, ale wyluzujcie, szkoda stracić swoją młodość. Poza tym na studiach też się narobicie XD Nie mówię, że macie odpuścić, mimo że bzdurna matura daje baaardzo dużo.
Także trzymam za Was kciuki.
Trzymajcie też za mnie.
Myśląca o Was ciepło,
Raven

PS. Jeśli ktoś chciałby zadać mi pytania dot. moich studiów, matury czy tego co właśnie robię - to czekam na Was tutaj.

3 komentarze:

  1. To idealne wyczucie kiedy włączasz laptopa i wchodzisz na bloggera, a tam nowy rozdział - minutę temu xDDD
    #Trina się dzieje wreszcie!
    i'm proud of you, mój przyszły doktorze ^^
    Nie mam weny na komentarz xD
    Love u

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli Ona... ona jednak... ah... no nie wierzę. Do końca miałam jednak nadzieję, że nie wiem jakimś cudem przeżyje a tutaj.. ah... rozdział bardzo emocjonalny i dokładny (podziwiam za opis zwłaszcza opis martwego ciała)
    W ogóle gratuluję zdania i trzymam kciuki za dalsze kolokwium!
    Nawet jak rzadko dodajesz rozdziały to i tak za mocno kocham twoje opowiadania by przejść obok nich bez żadnej reakcji.
    Całuję i ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuuuu nie wierzę, że to się stało ): Ta głupia nadzieja jak zwykle zawodzi.
    Ale rozdział super, nie zauważyłam żadnych błędów.
    Życzę powodzenia na studiach i weny!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń