środa, 15 czerwca 2016
Rozdział 5. Rysa.
- A ty co tu robisz? Znów się urwałeś z zajęć?
Tristan opierał się o białą barierkę i uśmiechnął się obezwładniająco na mój widok. Przeszłam górą i przytuliłam przyjaciela – pachniał perfumami i sosnowym zapachem męskiego żelu pod prysznic. Jego dłoń trochę za długo pozostała na mojej talii, a moja na jego karku, ale nie zwróciłam na to uwagi.
- Moja kapela gra koncert w okolicy, więc pomyślałem, że cię odwiedzę.
- Czyli nie masz dzisiaj jazdy? Super. Zostaniesz moim filmowcem.
Uśmiechnął się.
- Jestem cały twój.
Obejrzałam się na dwie dziewczynki, które rozstępowały* konie po jeździe. Po wierzchowcach widziałam, że mogą już iść do stajni. Wydałam komendę, by zsiadły i otworzyłam im bramę. Razem z Tristanem pomogłam im rozsiodłać kuce i wprowadzić do boksu. Moje uczennice podziękowały mi za trening i zniknęły w siodlarni, by pochować sprzęt.
- Weźmiesz szczotki z mojej paki? Wyprowadzę Royala na korytarz.
Ogier patrzył na mnie z okna boksu, gdy się zbliżyłam poruszył przyjaźnie uszami i uniósł głowę, żebym podrapała go po podgardlu. Ucałowałam jego miękki pysk i założyłam skórzany kantar. Przypięłam go do linek na korytarzu, gładząc jego miękką sierść.
- Cześć – powiedział Tristan, wyciągając w jego stronę dłoń, by mógł ją powąchać, ale mój koń natychmiast rozpoczął przeszukanie jego bluzy. – Przykro mi stary, nic nie mam.
- Co u ciebie? – zapytałam, gdy szczotkowaliśmy sierść Royala.
- Koncertuję i próbuję się uczyć. Będę musiał sobie znaleźć miejsce na praktyki, jeśli chcę uzyskać fakultet nauczycielski.
- Zawsze możesz spróbować w Cape White – zaproponowałam pół żartem, pół serio.
Tristan spojrzał na mnie ponad plecami konia. Miał poważną minę.
- Wiesz, to nie taki głupi pomysł. Ale dosyć o mnie. Co u ciebie?
Westchnęłam, po czym nachyliłam się, żeby wyczyścić kopyta Royala i nałożyć ochraniacz. Tristan obszedł konia i odłożył szczotkę, którą trzymał, do skrzynki. Skrzyżował ramiona na piersi, nie przestając na mnie patrzeć.
Uniósł brew.
- Davina, co się stało?
Uśmiechnęłam się krzywo. Miał zdecydowanie zbyt duże umiejętności odczytywania ludzkich nastrojów, a w szczególności moich.
- Pokłóciłam się z Haydenem. O studia – uściśliłam, zanim miał szansę zadać pytanie. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. – Proszę, nie mów nic. Wiem, że schrzaniłam, nie mówiąc mu od razu.
Wyprostowałam się, oparłam dłoń o łopatkę Royala, kreśląc na niej palcami niewielkie kółka. Tristan podszedł do mnie i pogłaskał mnie po ramieniu.
- Nie oceniam cię Davina, po prostu znam mojego brata i wiem, jak mógł zareagować. Nic ci nie zrobił? Tylko szczerze.
Zbladłam, a Tristan musiał to źle odczytać, bo z sykiem wypuścił powietrze. Był drugą osobą, która insynuowała, że Hayden mógłby mi coś zrobić i to mnie przerażało. Przecież mnie kochał, byłam tego pewna, inaczej nie chciałabym ratować tego związku.
- Nie, nic mi nie zrobił. Owszem zareagował impulsywnie, ale taki jest. Nerwus i tyle – wzruszyłam ramionami i nałożyłam siodło na grzbiet Royala. Spojrzałam na Tristana, który miał zagadkową minę. – Tak w ogóle, to kiedy dowiem się jak się nazywa twoja kapela i kiedy weźmiesz mnie na koncert?
Uśmiechnął się i pomógł mi dopiąć popręg.
- The Greyness. Jak odwiedzisz mnie w Bostonie – dodał z podejrzanym uśmiechem.
- Nie będziesz musiał na to długo czekać – uniósł brew. – Jadę na trzydniowe zawody z Davidem i myślę, że będę miała trochę wolnego czasu.
Uśmiechnął się.
- Zagospodaruje ten czas. Musisz poznać to miasto, zanim się wprowadzisz.
Skinęłam głową i poniosłam kask. Zmieniłam kantar Royala na ogłowie i wyszliśmy na plac. Podałam Tristanowi telefon i ustawiłam strzemiona. Wspięłam się na grzbiet ze schodków i ruszyłam luźnym stępem.
- Mogę zadać ci pytanie? – Zapytałam, gdy dwie godziny później kończyliśmy naszą pracę w stajni.
Słońce już zaszło, a nocną ciszę zakłócały wieczorne dźwięki stajenne – konie skubiące siano i układające się w boksach. Skończyłam zamiatać korytarz i oparłam łokieć na trzonku miotły. Tristan opierał się o główne drzwi, bezwiednie głaszcząc pysk Blacka.
Skinął głową.
- Dlaczego mnie o to zapytałeś?
- Nie rozumiem.
Opuściłam wzrok, przygryzając dolną wargę. Nie wiedziałam nawet jak o to zapytać.
- O Haydena – Tristan uniósł spojrzenie, wiedziałam, że zrozumiał, więc zamilkłam w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nic takiego Davina. Po prostu on ma charakter – jest wybuchowy. To mój brat, nie powinienem rozmawiać z tobą o nim – uciął.
- Ale rozmawiasz – drążyłam.
Spojrzał mi prosto w oczy. Jego niebieskie tęczówki przybrały intensywny kolor. Ruszył w moją stronę luźnym krokiem, nie śpiesząc się. Oparłam miotłę o ścianę i uniosłam brodę, by móc spojrzeć mu w twarz. Był sporo wyższy ode mnie, wyższy nawet od Haydena.
Zatrzymał się kilkadziesiąt centymetrów ode mnie. Czułam, że i do niego przyległ zapach stajni, który maskował jego woń – leśną, ciężką, ale przyjemną. Ciemne włosy opadły mu na czoło, kontrastując z jasnymi oczami. Wzięłam głęboki oddech.
- Zależy mi na tobie Davina – zawahał się i dotknął palcem wskazującym linii mojej żuchwy. Przyglądał się uważnie mojej twarzy, jakby chciał się jej nauczyć na pamięć. Czułam się nieswojo, jakbym obnażyła przed nim cała siebie. Jego oczy zdawały się widzieć więcej niż moją twarz.– Bardzo, może za bardzo. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało – wyszeptał tak cicho, że mimo niewielkiej odległości prawie go nie usłyszałam. Odkaszlnął, jego dłoń zniknęła, a on sam odsunął się nieznacznie, tworząc między nami ogromną przestrzeń. – Odwiozę cię do domu.
Złapał miotłę i odniósł ją na miejsce. Przez chwilę stałam w miejscu, zupełnie osłupiała. Potrząsnęłam głową, w której nadal krążyło wspomnienie jego skóry na mojej twarzy. Dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie, stawiając włoski na karku dęba. Zgasiłam światło i wyszłam przed stajnię. Spojrzałam na dom, który stał na wzgórzu dwieście metrów stąd. David i jego żona krzątali się po kuchni, pomachałam im, ale nie byłam pewna, czy mnie widzą.
Tristan siedział już w samochodzie, ale drzwi od strony pasażera były otwarte. Wsiadłam, po czym zapięłam pas. Gdy zamknęłam drzwi ciasna przestrzeń zrobiła się jeszcze mniejsza. Z radia płynęła rockowa ballada, wokalista miał głęboki, zachrypnięty głos. Chłopak spojrzał na mnie przelotnie.
- Chcesz, żebym był twoim luzakiem na zawodach w Bostonie?
Na usta cisnęły mi się jednocześnie dwie odpowiedzi: tak i nie.
- Tak – powiedziałam po dłuższej chwili. – Przyda mi się pomoc. Szczególnie, że David będzie zajęty Crimson, a mnie będzie tylko rozprężał.
- Crimson, to ten siwy wałach? – Pokiwałam głową. – Nie wygląda karmazynowo.
Uśmiechnęłam się. Jego imię to jeden wielki dowcip.
- Teraz nie. Urodził się z biała sierścią, ewenement prawda? – Zgodził się ruchem głowy. – Ale jego biała sierść była czerwona od krwi, więc tak naprawdę urodził się karmazynowy. Świetny koń – dodałam.
- Co nim jedzie?
- Konkurs dla pięciolatków. Ma duże szansę.
Zwolnił, bo znaleźliśmy się na mojej ulicy. Kończyła się ślepo, dochodząc do ściany lasu. Po obu stronach stały domki jednorodzinne w stylu kolonialnym – z zadbanymi ogródkami, dużymi werandami, które okrążały dom, przechodząc z tyłu w taras. Mój dom mieścił się na samym końcu, więc z dwóch stron otaczały go drzewa, które latem chroniły nas przed słońcem, a zimą zatrzymywały zawiewający śnieg. Przed płotem rosły krzaczki lawendy, które były dumną mojej mamy, dalej kilka krzaków i wysoki klon, na którym mój tata zamontował huśtawkę, na której w dzieciństwie bawiłam się ja, a teraz moje siostry.
- Dziękuję. Fajnie, że przyjechałeś – spojrzałam na Tristana, a on uśmiechnął się krzywo.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Pozrywania strun dzisiaj, o której zaczynacie?
- O dwudziestej drugiej. Uważaj na siebie, Davina – powiedział, gdy wysiadałam.
Zarzuciłam torbę na ramię i oparłam się ramieniem o dach samochodu, by zajrzeć do środka.
- Zawsze uważam – odpowiedziałam z uśmiechem.
Pokiwał głową, próbował się uśmiechnąć, ale oczy miał smutne.
- Do zobaczenia.
Po zjedzeniu kolacji w towarzystwie rodziny, wspięłam się na poddasze. Zdjęłam bluzę i oparłam się o okno balkonowe. Znad oceanu nadchodziły ciężkie, ołowiane chmury. Wiedziałam, że niosą ze sobą sztorm. Wzięłam prysznic i usiadłam w miękkim fotelu. Miałam pozornie wolny wieczór – skończyłam naukę, ale nie wiedziałam, co począć z tym czasem. Cały czas myślałam o Tristanie, o tym co powiedział.
- Davina, zejdź na dół – głos matki wyrwał mnie z zamyślenia.
Wciągnęłam szlafrok i zbiegłam na boso po schodach.
Deszcz zacinał wściekle w okna, a wiatr kołysał mocno czubkami drzew. Dziewczynki spały na piętrze w swoich łóżkach, głuche na nawałnice, która uderzała w nasz dom. Rodzice siedzieli w salonie, mama już bez makijażu w dresie, a tata nadal w koszuli, czytał gazetę.
- Co z Bostonem? – Zapytała mama, zdejmując okulary do czytania. – Mam na myśli zawody, poradzisz sobie sama? Nie za bardzo możemy jechać tym razem z tobą – w jej głosie brzmiał smutek.
Usiadłam w fotelu.
- Dam sobie radę, David jedzie tylko z jednym koniem, a poza tym Tristan zaproponował, że będzie moim luzakiem.
Ojciec zainteresował się, słysząc męskie imię.
- Jaki Tristan?
- Smith. Brat Haydena. Przyjaźnimy się.
Mama zamyśliła się.
- To może zaproś go na obiad z okazji twojej osiemnastki. Będzie przecież Allie, dziadkowie, Hayden…
- Ma mecz wtedy – powiedziałam szybko, posłałam jej spojrzenie, które mówiło, żeby nie pytała. – Zapytam go, to dobry pomysł.
Ale nie był dobry. Wiedziałam o tym. Nie powinnam była być blisko niego, tak jak i on nie powinien być blisko mnie, dopóki nie nauczymy się być przyjaciółmi. Przestałam okłamywać siebie, że Tristan mnie nie pociągał. Bo pociągał. Było w nim to, co kochałam w bohaterach książkowych – szarmanckość, przystojna twarz, piękne oczy i sposób bycia. Zupełnie nie przypominał swojego brata, szablonowego dziecka przełomu lat 90. i nowego millenium, mimo że był tylko trzy lata starszy.
Położyłam się do łóżka, cały czas nasłuchując. Mój telefon, co jakiś czas brzęczał cicho na szafce. Hayden napisał do mnie kilkanaście smsów, na które nie odpisałam. Bardzo się stał, żebym mu wybaczyła. Zrobiłam to, gdy tylko mnie przeprosił. Ale musiałam przemyśleć, czego chcę.
____
*rozstępować – cześć treningu polegająca na stępowaniu, by koń złapał oddech i rozluźnił mięśnie. Zapobiega zakwasom i nadwyrężeniom mięśni. Coś jak nasze rozciąganie po ćwiczeniach.
Cześć Misie,
W związku z tym, że rozdział krótki dzisiaj mała prywata pod postem.
Po pierwsze: dziękuję Wam za pierwszy 1000! Mój PR leży na tym blogu - zdaję sobie z tego sprawę, a mimo tego tak wiele osób tutaj wchodzi, czyta i komentuje. Także dziękuję bardzo :)
Pewnie zauważyłyście (bo głównie zaglądają tu Panie, jeśli Was obraziłam Panowie to dajcie znać), że ostatnio zarzuciłam wszystko, a to przez to, że jestem w trakcie robienia prawka (teoria zdana), do dzisiaj musiałam spiąć dupę i dawać z siebie 200% w szkole ze względu na oceny końcowe, a także ze względu na nieuchronnie zbliżającą się moją osiemnastkę, z którą idzie ogrom spraw organizacyjnych. W życiu bym nie powiedziała, że to zajmuje aż tyle czasu!
A teraz cześć druga prywaty.
Pragnę się w niej odnieść do komentarzy pod poprzednim postem, ponieważ uświadomiłam sobie, że Was rozpuściłam. W pewnym sensie.
Od początku "Upadku" (śmiesznie to brzmi) jestem przed Wami kilka rozdziałów - czytacie 5, a ja skończyłam pisać 8. Dlatego też nie ma przestojów na blogu, posty pojawiają się rzadko, ale regularnie. Jednak, gdybym nie była przed Wami te kilka rozdziałów to sytuacja byłaby inna - wątpię, czy rozdziały pojawiałyby się raz na dwa miesiące. Większość z nas jest w gimnazjum/liceum, każdy chce, żeby ten blog był jak najlepszy (stąd to Wasze wytykanie błędów), dlatego szanujmy swój czas - dodawajmy dobre teksty.
Wracając do tematu, bo już uciekłam. Kochana Melete, doskonale rozumiem, że w momencie, gdy masz szkołę plastyczną nie masz czasu pisać. Dlatego też staję w Twojej obronie i uważam, że Twój wybuch nie był egoistyczny, to była obrona własna. I teraz Kasiu, też nie czuj się źle, bo też rozumiem Twój zawód, że rozdziału jeszcze nie ma. Ale ja nie będę nikogo ogarniać, bo to nie o to chodzi. Lepiej dla wszystkich, żeby autor dodał rozdział 3 miesiące później, niż żeby miał to robić regularnie i w końcu by się zniechęcił.
I doszliśmy w ten sposób do trzeciej i ostatniej części mojego monologu.
Nie mam nic przeciwko, żebyście mnie informowały, gdzie robię błędy, ponieważ nie mam bety. Znaczy w sumie mam, ale ona też jest w liceum i nie chcę jej dodawać roboty (buziak Jula). Ale kurcze pieczone, nie wyciągajmy już każdego przecinka na światło dzienne. Każdemu to ucieka, ja rozumiem może mi czasem ucieka i aż boli jak się czyta - wtedy śmiało reaguj, ale jakiś drobnych błędów już nie wyciągajmy, szkoda na to Waszego czasu. I nie będę już wspominała o robieniu błędów podczas poprawiania mnie...
Teraz chcę to podsumować, żeby nie było nieporozumień. Nie mówię, że macie mnie nie krytykować, krytykujcie, ale w granicach krytyki, a nie czepialstwa.
Szanuję Wasz czas, dlatego kończę.
W razie pytań odpowiem na nie w komentarzach, ewentualnie na asku. Jeśli ktoś chce zobaczyć, co porabiam to zapraszam na Instagrama (link do góry) i Facebooka (też do góry).
Kocham Was,
Wasza Raven.
PS. Pochwalę się (a co, to w końcu mój blog!). Spełniłam ostatnio marzenie, byłam na koncercie Counterfeit, dla nie zorientowanych to zespół Jamiego Campbella Bowera. Moi czytelnicy z "Amazonki" pamiętają, że to mój ulubiony aktor, więc możliwość zobaczenia go na żywo to było moje marzenie od lat. Swoją drogą uwielbiam Counterfeit - właśnie słucham ich piosenki "Letter to the lost".
Oczywiście na koncercie spłynęła na mnie wena - spodziewajcie się opisu koncertu "The Greyness".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cały tekst Ci się zaznaczył na kolorowo, to boli w oczy :/
OdpowiedzUsuńZnowu dość nudno, nie mogę tego znieść xD Przydałyby się jakieś zwroty akcji, coś takiego WOW, no naprawdę :/
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz to piszę, ale postanowiłam raz jeszcze przeczytać twoje opowiadanie... i widzę, że zapomniałam komentować. Ale no poza tym, że rozdział był cudny... bardziej chciałam przeprosić za wytykanie błędów. Sama je robię i wgl. Przepraszam. Nie powinnam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ❤