Postawiłam
rower koło wejścia do stajni. Popołudnie nie było już tak ciepłe jak poranek,
ciemne chmury zawisły nisko na niebie. Ostry wiatr niósł ze sobą zapach morza.
Przeszywał mnie do głębi i sprawiał, że drżałam. Przebrałam się w siodlarni w
czarne bryczesy i szarą koszulkę. Po krótkiej chwili ubrałam też polarową
bluzę.
Royal
jak zwykle powitał mnie rżeniem. Podałam mu kawałek jabłka i przytuliłam się do
jego miękkiej sierści. Delikatnie podszczypywał mnie w ucho, tuląc pysk do
mojej szyi. Wyprowadziłam go na korytarz, gdzie mogłam go wyczyścić.
- Cześć Davina!
Laura,
żona Davida weszła do stajni z gniadym wałachem. Rzadko się widywałyśmy, bo
pracowała w Bristol – mieście leżącym na zachód od Cape White. Czasem
jeździłyśmy razem w tereny, ale zazwyczaj w wakacje. Uścisnęłyśmy się szybko.
Uśmiechnęła
się, była ładną kobietą przed trzydziestką o prostych, czarnych włosach i
ciemnych oczach. Jej matka była Indianką, co tłumaczyło jej urodę. Nie była wiele
niższa ode mnie, ale też o bardziej kobiecych kształtach. Rozsiodłała swojego
konia i oparła się o ściankę boksu obok Royala.
- Idzie sztorm, czujesz? –
Pokiwałam głową. Poczułam to w kościach, gdy tylko wyszłam ze szkoły. – Chcesz,
żeby zarezerwować ci pokój w hotelu? Dzisiaj przysiądę i wyślę zgłoszenia.
- Nie, dziękuję. Kolega
zaproponował mi, że mnie przenocuje i oprowadzi w wolnej chwili po Bostonie.
Laura
spojrzała na mnie szeroko rozwartymi brązowymi oczami.
- Dostałaś się – bardziej
stwierdziła, niż zapytała.
Wzruszyłam
tylko ramionami, ale uśmiech sam pojawił się na moich ustach.
- Gratuluję kochana – powiedziała
mi do ucha, tuląc mnie mocno. – Musimy koniecznie to opić!
Roześmiałam
się.
- To możemy na moich urodzinach.
Zapraszam Ciebie i Davida w następną sobotę na przyjęcie.
- Dziękuję. O jejku, ile to czasu
minęło. Jak zaczęłam się spotykać z moim mężem, to miałaś 10 lat. Nawet nie
miałaś swojego konia jeszcze, dopiero zaczynałaś na Kiwi. Kiedy to było…
Skończyłam
siodłać Royala i włożyłam kask na głowę. Wsunęłam rękawiczki za pasek bryczesów
i złapałam wodze.
- Pójdziemy na halę, gdybyście
nas szukali – powiedziałam kierując się w drugą stronę.
Kobieta
skinęła głową i odeszła w stronę domu.
Hala
znajdywała się między stajnią, a padokami. Był to średniej wielkości budynek,
gdzie w środku mogły w spokoju pracować dwa konie. Na ścianach wisiały lustra,
w których można było kontrolować swój trening oraz kotyliony, wśród nich także
kilka moich. Zostawiłam Royala samego i zamknęłam za nami drzwi, w środku nie
słychać było już wycia wiatru. Z pudełka obok radia wyjęłam swojego pendrive’a,
po czym włączyłam urządzenie. Pomieszczenie rozbrzmiało spokojnymi dźwiękami
„Arsonist’s lullaby”. Zamknęłam bandę i wskoczyłam na konia.
Royal
powinien był być tego dnia trochę zmęczony, ale zbliżający się sztorm sprawił,
że stał się elektryczny, pobudzony. Każdy najmniejszy dźwięk był powodem, by
odskoczyć, wyrwać do przodu. Lubiłam go takiego, zupełnie jakbym siedziała na
tykającej bombie. Muzyka się zmieniła, teraz rytm był równy, szybszy. Zebrałam
wodze i zaczęliśmy kłusować, zgodnie z piosenką. Royal opuścił głowę i
rozluźnił się trochę.
Praca
z koniem przy muzyce miała ogromne zalety – wyciszała nas. Nie słyszeliśmy już
wyjącego wiatru, uderzającego w ściany hali, które trzeszczały złowrogo. Kilka
razy zmieniałam kierunek i tempo, ogier wyciągał swój krok lub skracał, nie
tracąc rytmu. Zmiana muzyki i zmiana chodu. W stępie jeszcze bardziej go
zebrałam, w lustrze widziałam, jak podstawia zadnie nogi, a jego szyja jest
wygięta w pełny łuk.
- Dobra robota, złoty chłopcze –
powiedziałam cicho.
Jego
prawe ucho odwróciło się w moją stronę, wiedziałam, że mnie słucha.
- Kocham cię, mały – uśmiechnęłam
się.
Zagalopowałam,
wiatr rozwiewał moje włosy i ciemną grzywę Royala. Galopował powoli, jakby bez
wysiłku. Zmieniłam kierunek, wykonując zmianę nogi w galopie. Kątem oka
spojrzałam w lustro, gniady koń mógłby być ujeżdżeniowcem, gdyby tak nie kochał
skakać. Znów ćwiczyliśmy zmiany tempa, bez zgubienia rytmu. Byłam zupełnie
głucha na to, co działo się na zewnątrz. Hala stała się moim małym światem,
gdzie byłam tylko ja i mój najlepszy koń na świecie.
W
końcu muzyka się skończyła. Zapadła cisza. Przeszłam do stępu i poklepałam
mokrą szyję Royala. Miał być lekki trening, ale nie mogłam, nie wykorzystać
jego energii i chęci. Zrobiło się ciemno i dziwnie chłodno. Mieszkając przez
całe życie na wybrzeżu, nauczyłam się słuchać oceanu. Dla mnie naturalnym było
słyszeć jego gniew podczas sztormu, a także łagodne mruczenie podczas letniego
dnia. Ale dla Royala nie. Kupiliśmy go z hodowli w głębi kraju. Pierwsze dni
były bardzo ciężkie, nie tylko biorąc pod uwagę jego ciężki charakter, ale
także strach. Bał się oceanu.
Gdy
w końcu mi zaufał, przyszedł sztorm, jeden z tych, które mrożą krew nawet
najmniej bojaźliwym. Akurat skończyliśmy trening, gdy przyszedł wiatr. Taki jak
dzisiaj – chłodny i przeszywający. Royal rżał przeraźliwie i rzucał się po
boksie, kopiąc i stając dęba. Próbowałam go uspokoić, ale łypał na mnie szeroko
rozwartymi oczami. Wzięłam go na halę, żeby mógł pobiegać. Ale stanął na środku
i tylko stał. Drżał na całym ciele, a po jego czole płynęły stróżki potu.
Nie
wiem dlaczego, ale włączyłam pierwszą płytę, która mi wpadła w ręce, czyli
Coldplay. Royal zmienił się jakby ktoś dotknął go czarodziejską różdżką. Dla
niego na dworze zapadła cisza, uspokoił się, a po jego szyi przestał spływać
pot. Powoli do niego podeszłam, pożyłam dłonie na jego łopatce, wodziłam nimi
po plecach konia, delikatnie je masując.
Płyta
się skończyło, nagle na hali zapanowała cisza, która natychmiast została
przerwana przez wyjący wiatr. Po zakończeniu treningu, wyłączyłam odtwarzacz i
światła na hali. Royal trzymał się blisko mnie, poklepałam go pokrzepiająco po
szyi.
- Jestem z tobą, Royal –
wyszeptałam, zaciskając mocniej palce na wodzach. – Nie ma się czego bać, to
tylko burza.
Otworzyłam
drzwi i wybiegłam w deszcz. Lodowate krople natychmiast zmoczyły moją koszulkę,
spadły na rozgrzaną skórę, zostawiając na niej czerwone ślady. Ogier kłusował
obok mnie, miał przymknięte powieki próbując zasłonić oczy przed wiatrem. W
stajni zarzuciłam mu kantar na szyję i przypięłam do linki. Musiałam się
cofnąć, by zamknąć drzwi hali.
Wiatr
wył wściekle i uderzał we mnie ze wszystkich stron, utrudniając ruch naprzód.
Pociągnęłam wysokie i ciężkie skrzydło. Musiałam mocno postawić się podmuchom
atlantyckiej wichury, ale w końcu udało mi się je zamknąć. Przestawiłam
dźwignię, która je blokowała i biegiem wróciłam do budynku stajni.
- Pomyślałem, że będziesz
potrzebować podwózki. – Podskoczyłam, jednocześnie uderzając się w drzwiczki mojej paki.
- Hayden, musisz przestać
zachodzić mnie od tyłu…
Mój
chłopak tylko uśmiechnął się szelmowsko i nachylił się, by mnie pocałować.
- Tęskniłem – powiedział, gładząc
mój policzek. – Jesteś gotowa, czy masz coś do zrobienia?
- Muszę natrzeć nogi Royalowi
maścią, nie chcę żeby się przeciążył w końcu za półtora tygodnia mamy zawody.
Pokiwał
tylko głową, po czym odsunął się, żeby przepuścić mnie w drzwiach. Gdy go
mijałam poczułam jego zapach. Znów pod świeżą warstwą perfum wyczułam woń
tytoniu. Zjeżyły mi się włoski na karku, nienawidziłam, gdy palił. Robił to,
gdy spotykał się ze swoimi gburowatymi kumplami, którzy nie grzeszyli rozumem,
ale za to nadrabiali mową. Czasami miałam wrażenie, że zasada z kim przystajesz
takim się stajesz w jego przypadku działała.
Royal
szturchnął mnie nosem w biodro, a jego silne wargi zaczęły zagłębiać się w moją
kieszeń. Delikatnie odsunęłam łeb ogiera, ale on nie miał zamiaru się poddać.
Postawiłam słoiczek z maścią na słomie i wyjęłam z kieszeni kostkę cukru.
- Miałeś być na diecie. – Koń
przegryzał głośno nagrodę. – Jak ja mam z tobą wytrzymać…
Ogier
poruszył szybko uszami. Nabrałam na dłonie chłodny żel i wmasowywałam go w jego
szczupłe nogi. Czułam na sobie wzrok Haydena, który opierał się o boks, gładząc
nos mojego konia.
- O co Ci chodzi?
Chłopak
tylko wzruszył ramionami.
- O co pytasz? – odpowiedział
pytaniem na pytanie. Przewróciłam oczami, nienawidziłam, gdy to robił. – Och,
daj spokój kochanie. Tylko się z tobą droczę…
Pokiwałam
głową, zamknęłam słoiczek i pogładziłam Royala na pożegnanie. Minęłam Haydena,
który złapał mnie w talii i przytulił.
- Wiem, że jesteś zmęczona i
zestresowana – wyszeptał, gładząc moją żuchwę. – Ale nie odtrącaj mnie od
siebie. Chcę jak najlepiej. Kocham cię. – Uśmiechnęłam się, słysząc te
delikatne słowa. – Najmocniej jak się da.
Objęłam
go, próbując nie ubrudzić jego włosów żelem, który nadal pokrywał moje dłonie.
Delikatnie zbliżyłam swoje usta do jego, nasze nosy otarły się lekko o siebie,
zanim poczułam wargi Haydena na swoich. Przyciągnęłam go mocno, nie chcąc się z
nim rozstawać. Nagle zniknęły wszystkie wątpliwości, które miałam w ostatnim
czasie. Fascynacja Tristanem wydała mi się być zwykłą pomyłką. Ja byłam jego, a
on mój i nikt nie mógł zmienić tego co czułam.
- Ja ciebie też kocham, wybacz.
Hayden
uśmiechnął się tak, że zmiękły mi kolana.
- Jak zawsze.
Nagle
przypomniałam sobie o słowach Allie, że nikt z nas nie wie, co się stanie
jutro.
- Hayden, nie chcę się z tobą
kłócić. Nie chcę chodzić spać pokłócona…
- Daj spokój, Davina. Wszystko
będzie dobrze.
Przytulił
mnie, całując w czoło. Ułożyłam głowę zagłębieniu pod jego brodą. Kątem oka
zauważyłam Royala, który wyglądał przez okno swojego boksu na podwórko. Księżyc
posrebrzył jego sierść. Ogier poczuł na sobie mój wzrok, obrócił głowę i
parsknął cicho.
- Musi być – wyszeptałam cicho.
Cześć!
Jak Wam się podoba blog?
"Upadek" od wczoraj ma nowy wygląd, z którego jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona. Autorem jest oczywiście Melete! Wiem, że liczyliście na jakąś miniaturkę od nas, ale nasza współpraca polegała bardziej na wykorzystaniu przeze mnie jej talentu artystycznego.
Jak myślicie, kto jest kim? Jestem ciekawa Waszej interpretacji. (Od razu informuję, że wybierając te postaci kierowałam się bardziej ich filmowymi wcieleniami, niż samym wyglądem.)
Jak myślicie, kto jest kim? Jestem ciekawa Waszej interpretacji. (Od razu informuję, że wybierając te postaci kierowałam się bardziej ich filmowymi wcieleniami, niż samym wyglądem.)
No dobra, a teraz rozdział.
Uwielbiam opisywać dla Was pracę z końmi. Tak jak w przypadku "Ponad czasem" moim konikiem była muzyka, tak tutaj jest to jeździectwo.
Dziękuję za wsparcie w niedziele! Na zawodach poszło świetnie. Gdyby ktoś chciał zobaczyć to zapraszam na mojego Instagrama. W LL jedna zrzutka (bo jestem debilem i za bardzo ścięłam zakręt i Hannibal ratował się skokiem w górę, ale to była szeroka przeszkoda i zrzucił tyłem), ale za to L (wyższy konkurs, w którym debiutowałam) - dla mnie bomba. Na czysto!
No i nie dziwcie się, że pod rozdziałem 5 nie ma komentarzy. Trochę pogrzebałam i się usunął XD Taa, jestem geniuszem technologii, Melete o tym wie najlepiej :D
Zostałam nominowana do LBA i mimo że za bardzo nie jesteście tym zainteresowane to zrobię o tym post, bo są fajne pytania i myślę, że odpowiedzi mogłyby Was zaciekawić :)
Trzymajcie kciukasy we wtorek, bo zdaję prawko - jazda.
Zachęcam Was do komentowania i zajrzenia na bloga Melete "Bo życie to nie baśń"
Wasza Raven
Świetny rozdział ale chyba najkrótszy jak na razie xd Ale przyjemnie się czytało.
OdpowiedzUsuńNiestety jestem na telefonie i nie widzę szablonu. Ale zaraz przerzucać się na kompa, to wtedy sobie pooglądam ☺
BookGirl
Facio po lewej - Hayden, facio po prawej - Tristan
UsuńPani na śrokdu - yyy... Davina? xd
Dziekuje, faktycznie :D bardzo krotki... ale spokojnie ida takie po 3000 slow XD
UsuńZgodze sie do Daviny... a reszte zdradze pozniej ;*
Świetny rozdział i szablon :)
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać, bo nawet nie mam co do napisania :D
Swietnie ze napisalas chociaz to jedno zdanie ;*
UsuńTo i tak wiele znaczy!
Raczej pracowała w Bristolu* :)
OdpowiedzUsuńZ nazwami georaficznymi jest roznie. Mozna odmieniac, mozna nie odmieniac :)
UsuńAle dziekuje za uwage
Z nazwami georaficznymi jest roznie. Mozna odmieniac, mozna nie odmieniac :)
UsuńAle dziekuje za uwage
Jak ja bardzo kocham twoje opowiadania! Są naprawdę piękne. Twój styl, twoje uczucia to wszystko sprawia, że gdy to czytam na mojej twarzy wyskakuję uśmiech i naprawdę przyjemnie mi się to czyta! Co do rozdziału to wspaniały! To jak opisujesz prace z końmi... Ciarki aż przechodzą!
OdpowiedzUsuńNie dziękuj za ten wygląd. TO NIE PRAWDA, że mnie wykorzystałaś. Nigdy tego nie zrobisz :3
Ściskam mocno <3