piątek, 15 lipca 2016

Rozdział 7. Sztorm.

                Postawiłam rower koło wejścia do stajni. Popołudnie nie było już tak ciepłe jak poranek, ciemne chmury zawisły nisko na niebie. Ostry wiatr niósł ze sobą zapach morza. Przeszywał mnie do głębi i sprawiał, że drżałam. Przebrałam się w siodlarni w czarne bryczesy i szarą koszulkę. Po krótkiej chwili ubrałam też polarową bluzę.
                Royal jak zwykle powitał mnie rżeniem. Podałam mu kawałek jabłka i przytuliłam się do jego miękkiej sierści. Delikatnie podszczypywał mnie w ucho, tuląc pysk do mojej szyi. Wyprowadziłam go na korytarz, gdzie mogłam go wyczyścić.
- Cześć Davina!
                Laura, żona Davida weszła do stajni z gniadym wałachem. Rzadko się widywałyśmy, bo pracowała w Bristol – mieście leżącym na zachód od Cape White. Czasem jeździłyśmy razem w tereny, ale zazwyczaj w wakacje. Uścisnęłyśmy się szybko.
- Dobrze cię widzieć – powiedziałam.


                Uśmiechnęła się, była ładną kobietą przed trzydziestką o prostych, czarnych włosach i ciemnych oczach. Jej matka była Indianką, co tłumaczyło jej urodę. Nie była wiele niższa ode mnie, ale też o bardziej kobiecych kształtach. Rozsiodłała swojego konia i oparła się o ściankę boksu obok Royala.
- Idzie sztorm, czujesz? – Pokiwałam głową. Poczułam to w kościach, gdy tylko wyszłam ze szkoły. – Chcesz, żeby zarezerwować ci pokój w hotelu? Dzisiaj przysiądę i wyślę zgłoszenia.
- Nie, dziękuję. Kolega zaproponował mi, że mnie przenocuje i oprowadzi w wolnej chwili po Bostonie.
                Laura spojrzała na mnie szeroko rozwartymi brązowymi oczami.
- Dostałaś się – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
                Wzruszyłam tylko ramionami, ale uśmiech sam pojawił się na moich ustach.
- Gratuluję kochana – powiedziała mi do ucha, tuląc mnie mocno. – Musimy koniecznie to opić!
                Roześmiałam się.
- To możemy na moich urodzinach. Zapraszam Ciebie i Davida w następną sobotę na przyjęcie.
- Dziękuję. O jejku, ile to czasu minęło. Jak zaczęłam się spotykać z moim mężem, to miałaś 10 lat. Nawet nie miałaś swojego konia jeszcze, dopiero zaczynałaś na Kiwi. Kiedy to było…
                Skończyłam siodłać Royala i włożyłam kask na głowę. Wsunęłam rękawiczki za pasek bryczesów i złapałam wodze.
- Pójdziemy na halę, gdybyście nas szukali – powiedziałam kierując się w drugą stronę.
                Kobieta skinęła głową i odeszła w stronę domu.
                Hala znajdywała się między stajnią, a padokami. Był to średniej wielkości budynek, gdzie w środku mogły w spokoju pracować dwa konie. Na ścianach wisiały lustra, w których można było kontrolować swój trening oraz kotyliony, wśród nich także kilka moich. Zostawiłam Royala samego i zamknęłam za nami drzwi, w środku nie słychać było już wycia wiatru. Z pudełka obok radia wyjęłam swojego pendrive’a, po czym włączyłam urządzenie. Pomieszczenie rozbrzmiało spokojnymi dźwiękami „Arsonist’s lullaby”. Zamknęłam bandę i wskoczyłam na konia.
                Royal powinien był być tego dnia trochę zmęczony, ale zbliżający się sztorm sprawił, że stał się elektryczny, pobudzony. Każdy najmniejszy dźwięk był powodem, by odskoczyć, wyrwać do przodu. Lubiłam go takiego, zupełnie jakbym siedziała na tykającej bombie. Muzyka się zmieniła, teraz rytm był równy, szybszy. Zebrałam wodze i zaczęliśmy kłusować, zgodnie z piosenką. Royal opuścił głowę i rozluźnił się trochę.
                Praca z koniem przy muzyce miała ogromne zalety – wyciszała nas. Nie słyszeliśmy już wyjącego wiatru, uderzającego w ściany hali, które trzeszczały złowrogo. Kilka razy zmieniałam kierunek i tempo, ogier wyciągał swój krok lub skracał, nie tracąc rytmu. Zmiana muzyki i zmiana chodu. W stępie jeszcze bardziej go zebrałam, w lustrze widziałam, jak podstawia zadnie nogi, a jego szyja jest wygięta w pełny łuk.
- Dobra robota, złoty chłopcze – powiedziałam cicho.
                Jego prawe ucho odwróciło się w moją stronę, wiedziałam, że mnie słucha.
- Kocham cię, mały – uśmiechnęłam się.
                Zagalopowałam, wiatr rozwiewał moje włosy i ciemną grzywę Royala. Galopował powoli, jakby bez wysiłku. Zmieniłam kierunek, wykonując zmianę nogi w galopie. Kątem oka spojrzałam w lustro, gniady koń mógłby być ujeżdżeniowcem, gdyby tak nie kochał skakać. Znów ćwiczyliśmy zmiany tempa, bez zgubienia rytmu. Byłam zupełnie głucha na to, co działo się na zewnątrz. Hala stała się moim małym światem, gdzie byłam tylko ja i mój najlepszy koń na świecie.
                W końcu muzyka się skończyła. Zapadła cisza. Przeszłam do stępu i poklepałam mokrą szyję Royala. Miał być lekki trening, ale nie mogłam, nie wykorzystać jego energii i chęci. Zrobiło się ciemno i dziwnie chłodno. Mieszkając przez całe życie na wybrzeżu, nauczyłam się słuchać oceanu. Dla mnie naturalnym było słyszeć jego gniew podczas sztormu, a także łagodne mruczenie podczas letniego dnia. Ale dla Royala nie. Kupiliśmy go z hodowli w głębi kraju. Pierwsze dni były bardzo ciężkie, nie tylko biorąc pod uwagę jego ciężki charakter, ale także strach. Bał się oceanu.
                Gdy w końcu mi zaufał, przyszedł sztorm, jeden z tych, które mrożą krew nawet najmniej bojaźliwym. Akurat skończyliśmy trening, gdy przyszedł wiatr. Taki jak dzisiaj – chłodny i przeszywający. Royal rżał przeraźliwie i rzucał się po boksie, kopiąc i stając dęba. Próbowałam go uspokoić, ale łypał na mnie szeroko rozwartymi oczami. Wzięłam go na halę, żeby mógł pobiegać. Ale stanął na środku i tylko stał. Drżał na całym ciele, a po jego czole płynęły stróżki potu.
                Nie wiem dlaczego, ale włączyłam pierwszą płytę, która mi wpadła w ręce, czyli Coldplay. Royal zmienił się jakby ktoś dotknął go czarodziejską różdżką. Dla niego na dworze zapadła cisza, uspokoił się, a po jego szyi przestał spływać pot. Powoli do niego podeszłam, pożyłam dłonie na jego łopatce, wodziłam nimi po plecach konia, delikatnie je masując.
                Płyta się skończyło, nagle na hali zapanowała cisza, która natychmiast została przerwana przez wyjący wiatr. Po zakończeniu treningu, wyłączyłam odtwarzacz i światła na hali. Royal trzymał się blisko mnie, poklepałam go pokrzepiająco po szyi.
- Jestem z tobą, Royal – wyszeptałam, zaciskając mocniej palce na wodzach. – Nie ma się czego bać, to tylko burza.
                Otworzyłam drzwi i wybiegłam w deszcz. Lodowate krople natychmiast zmoczyły moją koszulkę, spadły na rozgrzaną skórę, zostawiając na niej czerwone ślady. Ogier kłusował obok mnie, miał przymknięte powieki próbując zasłonić oczy przed wiatrem. W stajni zarzuciłam mu kantar na szyję i przypięłam do linki. Musiałam się cofnąć, by zamknąć drzwi hali.
                Wiatr wył wściekle i uderzał we mnie ze wszystkich stron, utrudniając ruch naprzód. Pociągnęłam wysokie i ciężkie skrzydło. Musiałam mocno postawić się podmuchom atlantyckiej wichury, ale w końcu udało mi się je zamknąć. Przestawiłam dźwignię, która je blokowała i biegiem wróciłam do budynku stajni.
- Pomyślałem, że będziesz potrzebować podwózki. – Podskoczyłam,  jednocześnie uderzając się w drzwiczki mojej paki.
- Hayden, musisz przestać zachodzić mnie od tyłu…
                Mój chłopak tylko uśmiechnął się szelmowsko i nachylił się, by mnie pocałować.
- Tęskniłem – powiedział, gładząc mój policzek. – Jesteś gotowa, czy masz coś do zrobienia?
- Muszę natrzeć nogi Royalowi maścią, nie chcę żeby się przeciążył w końcu za półtora tygodnia mamy zawody.
                Pokiwał tylko głową, po czym odsunął się, żeby przepuścić mnie w drzwiach. Gdy go mijałam poczułam jego zapach. Znów pod świeżą warstwą perfum wyczułam woń tytoniu. Zjeżyły mi się włoski na karku, nienawidziłam, gdy palił. Robił to, gdy spotykał się ze swoimi gburowatymi kumplami, którzy nie grzeszyli rozumem, ale za to nadrabiali mową. Czasami miałam wrażenie, że zasada z kim przystajesz takim się stajesz w jego przypadku działała.
                Royal szturchnął mnie nosem w biodro, a jego silne wargi zaczęły zagłębiać się w moją kieszeń. Delikatnie odsunęłam łeb ogiera, ale on nie miał zamiaru się poddać. Postawiłam słoiczek z maścią na słomie i wyjęłam z kieszeni kostkę cukru.
- Miałeś być na diecie. – Koń przegryzał głośno nagrodę. – Jak ja mam z tobą wytrzymać…
                Ogier poruszył szybko uszami. Nabrałam na dłonie chłodny żel i wmasowywałam go w jego szczupłe nogi. Czułam na sobie wzrok Haydena, który opierał się o boks, gładząc nos mojego konia.
- O co Ci chodzi?
                Chłopak tylko wzruszył ramionami.
- O co pytasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Przewróciłam oczami, nienawidziłam, gdy to robił. – Och, daj spokój kochanie. Tylko się z tobą droczę…
                Pokiwałam głową, zamknęłam słoiczek i pogładziłam Royala na pożegnanie. Minęłam Haydena, który złapał mnie w talii i przytulił.
- Wiem, że jesteś zmęczona i zestresowana – wyszeptał, gładząc moją żuchwę. – Ale nie odtrącaj mnie od siebie. Chcę jak najlepiej. Kocham cię. – Uśmiechnęłam się, słysząc te delikatne słowa. – Najmocniej jak się da.
                Objęłam go, próbując nie ubrudzić jego włosów żelem, który nadal pokrywał moje dłonie. Delikatnie zbliżyłam swoje usta do jego, nasze nosy otarły się lekko o siebie, zanim poczułam wargi Haydena na swoich. Przyciągnęłam go mocno, nie chcąc się z nim rozstawać. Nagle zniknęły wszystkie wątpliwości, które miałam w ostatnim czasie. Fascynacja Tristanem wydała mi się być zwykłą pomyłką. Ja byłam jego, a on mój i nikt nie mógł zmienić tego co czułam.
- Ja ciebie też kocham, wybacz.
                Hayden uśmiechnął się tak, że zmiękły mi kolana.
- Jak zawsze.
                Nagle przypomniałam sobie o słowach Allie, że nikt z nas nie wie, co się stanie jutro.
- Hayden, nie chcę się z tobą kłócić. Nie chcę chodzić spać pokłócona…
- Daj spokój, Davina. Wszystko będzie dobrze.
                Przytulił mnie, całując w czoło. Ułożyłam głowę zagłębieniu pod jego brodą. Kątem oka zauważyłam Royala, który wyglądał przez okno swojego boksu na podwórko. Księżyc posrebrzył jego sierść. Ogier poczuł na sobie mój wzrok, obrócił głowę i parsknął cicho.

- Musi być – wyszeptałam cicho.


Cześć!
Jak Wam się podoba blog?
"Upadek" od wczoraj ma nowy wygląd, z którego jestem bardzo, ale to bardzo zadowolona. Autorem jest oczywiście Melete! Wiem, że liczyliście na jakąś miniaturkę od nas, ale nasza współpraca polegała bardziej na wykorzystaniu przeze mnie jej talentu artystycznego.
Jak myślicie, kto jest kim? Jestem ciekawa Waszej interpretacji. (Od razu informuję, że wybierając te postaci kierowałam się bardziej ich filmowymi wcieleniami, niż samym wyglądem.)
No dobra, a teraz rozdział.
Uwielbiam opisywać dla Was pracę z końmi. Tak jak w przypadku "Ponad czasem" moim konikiem była muzyka, tak tutaj jest to jeździectwo.
Dziękuję za wsparcie w niedziele! Na zawodach poszło świetnie. Gdyby ktoś chciał zobaczyć to zapraszam na mojego Instagrama. W LL jedna zrzutka (bo jestem debilem i za bardzo ścięłam zakręt i Hannibal ratował się skokiem w górę, ale to była szeroka przeszkoda i zrzucił tyłem), ale za to L (wyższy konkurs, w którym debiutowałam) - dla mnie bomba. Na czysto!
No i nie dziwcie się, że pod rozdziałem 5 nie ma komentarzy. Trochę pogrzebałam i się usunął XD Taa, jestem geniuszem technologii, Melete o tym wie najlepiej :D
Zostałam nominowana do LBA i mimo że za bardzo nie jesteście tym zainteresowane to zrobię o tym post, bo są fajne pytania i myślę, że odpowiedzi mogłyby Was zaciekawić :)
Trzymajcie kciukasy we wtorek, bo zdaję prawko - jazda.
Zachęcam Was do komentowania i zajrzenia na bloga Melete "Bo życie to nie baśń"

Wasza Raven

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ale chyba najkrótszy jak na razie xd Ale przyjemnie się czytało.
    Niestety jestem na telefonie i nie widzę szablonu. Ale zaraz przerzucać się na kompa, to wtedy sobie pooglądam ☺
    BookGirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Facio po lewej - Hayden, facio po prawej - Tristan
      Pani na śrokdu - yyy... Davina? xd

      Usuń
    2. Dziekuje, faktycznie :D bardzo krotki... ale spokojnie ida takie po 3000 slow XD
      Zgodze sie do Daviny... a reszte zdradze pozniej ;*

      Usuń
  2. Świetny rozdział i szablon :)
    Nie będę się rozpisywać, bo nawet nie mam co do napisania :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swietnie ze napisalas chociaz to jedno zdanie ;*
      To i tak wiele znaczy!

      Usuń
  3. Raczej pracowała w Bristolu* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z nazwami georaficznymi jest roznie. Mozna odmieniac, mozna nie odmieniac :)
      Ale dziekuje za uwage

      Usuń
    2. Z nazwami georaficznymi jest roznie. Mozna odmieniac, mozna nie odmieniac :)
      Ale dziekuje za uwage

      Usuń
  4. Jak ja bardzo kocham twoje opowiadania! Są naprawdę piękne. Twój styl, twoje uczucia to wszystko sprawia, że gdy to czytam na mojej twarzy wyskakuję uśmiech i naprawdę przyjemnie mi się to czyta! Co do rozdziału to wspaniały! To jak opisujesz prace z końmi... Ciarki aż przechodzą!
    Nie dziękuj za ten wygląd. TO NIE PRAWDA, że mnie wykorzystałaś. Nigdy tego nie zrobisz :3
    Ściskam mocno <3

    OdpowiedzUsuń