Dni
mijały nadzwyczaj szybko, starałam się jednocześnie poświęcić czas wszystkim.
Miałam trochę obowiązków w domu, ponieważ dziewczynki też nie chodziły do
szkoły i ktoś musiał się nimi zająć zanim tata lub mama wrócili z pracy,
później pędziłam do stajni, a potem spotykałam się z Allie lub Haydenem. Gdy
wracałam do domu zazwyczaj zbliżała się północ i nie miałam już sił kompletnie
na nic.
W
czwartek obudziłam się z ciężką głową i suchym gardłem. Sięgnęłam po butelkę
wody i wychyliłam ją kilkoma łykami. Pulsowało mi w skroniach. Z wysiłkiem
podniosłam się z łóżka i weszłam do łazienki. Opryskałam twarz wodą i oparłam
dłonie o umywalkę. Moje ciało musiało powoli wrócić do stanu równowagi po
wczorajszej imprezie. Połknęłam tabletkę przeciwbólową i wymyłam dokładnie
zęby, by chociaż trochę poprawić swoje samopoczucie.
Z
lustra patrzyła na mnie owalna twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi, średnim
nosem pokrytym piegami i ogromnymi sińcami pod oczami. Moje włosy, które
zrudziały do końca pod wpływem słońca, były rozczochrane. Delikatnymi ruchami
szczotki przywróciłam im gładkość.
Po
szybkim prysznicu i ubraniu się w czarne dżinsy i szarą koszulkę z krótkim
rękawem zbiegłam po schodach na parter. Moje siostry bawiły się w salonie.
Zajrzałam do nich i pocałowałam każdą w policzek.
- Jesteście głodne? – Zapytałam,
wchodząc do kuchni i przygotowując sobie późne śniadanie.
- Trochę – odpowiedziała Clary,
nie podnosząc wzroku znad kolorowanki.
Wrzuciłam
dwa kawałki chleba do tostera.
- Macie na coś ochotę?
- Na coś słodkiego – powiedziała
Nora, stanęła obok mnie i przyglądała mi się jak robię kawę.
Wzięłam
ją na ręce i podeszłam do miski z owocami.
- Mamy jabłka, brzoskwinie,
banany… Co można z tego zrobić?
Siostra
nawinęła na palec kosmyk moich wilgotnych włosów.
- Sałatkę! – Krzyknęła z salonu
Clary.
Po
kilku minutach siedziałyśmy w trójkę przy kuchennym stole. Dziewczynki zajadały
sałatkę owocową z jogurtem, a ja jadłam tosty z twarożkiem i dżemem. Clary
przeciągnęła paluszkiem po kanapce i zlizała z niego konfiturę.
- Dobra? – Zapytałam, przesuwając
w jej stronę cały słoik.
Dziewczynka
pokiwała głową z uśmiechem i nabrała na palec kolejną porcję smakołyku.
Po
śniadaniu wyszłyśmy do ogrodu. Moje siostry natychmiast odżyły. Biegały i
śmiały się głośno. Tymczasem usiadłam na huśtawce powieszonej na konarze
rozłożystej lipy, otworzyłam książkę i pogrążyłam się w lekturze. Promienie
słońca przedzierały się przez gęstą sieć liści, głaszcząc mnie ciepłem po
twarzy. Ptaki ćwierkały ponad moją
głową, a lekki wiatr niósł zapach morza wymieszany z słodką wonią kwiatów.
Po
godzinie dziewczynki znudziły się zabawą. Położyły się na środku trawnika i
patrzyły w niebo, wymieniając się spostrzeżeniami, dotyczącymi kształtów
leniwie przesuwających się obłoków. Rozciągnęłam się obok nich. Zamknęłam oczy,
wsłuchując się w ich głosy. Nasze głowy się stykały, a włosy wymieszały się
między źdźbłami trawy.
Nagle
rozległ się odgłos kół na podjeździe. Dziewczynki zerwały się i nasłuchiwały.
- Tata?
- Czy mama?
Spojrzały
na siebie i roześmiały się. Skoczyły na równe nogi i pobiegły przed dom.
Zazdrościłam
im więzi, którą miały. Były ze sobą od samego początku, tata zawsze powtarzał,
że gdy się rodziły, trzymały się za ręce. Wierzyłam w to, bo były nierozłączne.
Razem stanowiły całość, silną, niepowtarzalną. Zawsze mogły na siebie liczyć, oprócz więzów krwi, łączyła je
silna przyjaźń. Życzyłam im z całego serca, by to się nigdy nie zmieniło.
Powoli
wstałam, zabierając ze sobą książkę. Dom znów był pełen głosów. Dziewczynki
biegały z kuchni do spiżarni, rozpakowując zakupy. Przy blacie zastałam tatę, który
podawał im rzeczy z koszyka. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Cześć, Dove. Poczekasz na
obiad? Robię spaghetti.
Oparłam
się łokciami o blat, a na dłoniach wsparłam brodę.
- Chciałam przed jazdą ruszyć
Royala, ale w takim razie zrobię to później.
- Jak było na imprezie? – Zapytał
tata, krojąc pomidory.
Spojrzałam
na dziewczynki, które zniknęły na piętrze, a o ich obecności świadczyły tylko
wesołe głosy.
- Fajnie, wszyscy się stawili.
Kilka dramatów, ale wiesz jak zawsze.
- Wróciłaś po cichu – powiedział,
a na jego ustach zatańczył uśmiech.
- Jezu, tak strasznie
przepraszam. Zupełnie zapomniałam, że zamykacie na noc bramkę.
- Nic ci się nie stało? – w
tamtym momencie mój ojciec uśmiechał się szeroko i nie próbował już ukryć
rozbawienia.
Westchnęłam.
- Ucierpiała tylko moja duma. No
i mam sinika na biodrze – dodałam także z uśmiechem. – Mama się obudziła?
Jessica
Langdon nie była tak wyrozumiała jak jej małżonek. Nie ukarałaby mnie
szlabanem, ale jej spojrzenie potępiające mój późny powrót w wątpliwym stanie,
byłoby gorszą karą niż uziemienie do końca liceum.
- Spała jak zabita. Nie musisz
się martwić.
- Dzięki tato – ulżyło mi. –
Zawieziesz mnie do stajni?
Rzucił
mi kluczyki.
- Weź moje auto i jedź sama.
Tylko uważaj! Proszę cię bardzo.
Przekrzywiłam
głowę i oparłam dłonie na biodrach.
- Czy ja kiedykolwiek zawiodłam
cię w tej kwestii?
Pokręcił
przecząco głową.
- I lepiej niech tak zostanie –
pogroził mi palcem. – W tej pozie wyglądasz jak twoja matka.
Puściłam
mu oko i pobiegłam na piętro, by się przebrać w rzeczy do stajni. Z komody
wyciągnęłam bryczesy w szaro-niebieską kratkę i włożyłam koszulkę za pas.
Ubrałam wyższe skarpetki i związałam włosy w warkocz. Wzięłam z krzesła krótką
bluzę wciąganą przez głowę, żeby nie zmarznąć w drodze powrotnej.
Po
godzinie zatrzymałam samochód przy stajni. Zabrałam swoje rzeczy i poszłam do
siodlarni, gdzie miałam swoją szafkę. Do pierwszej jazdy miałam jeszcze
półgodziny, więc postanowiłam wyczyścić Royala. Wzięłam szczotki i jabłko,
które przywiozłam ze sobą. Ogier stał w ostatnim boksie przy wyjściu na padoki
z dala od klaczy, które ku mojemu zadowoleniu starał się ignorować, ale nie
można było powiedzieć, że był ignorowany. Nie dziwiło mnie to zbyt, był wysokim
ramowym koniem o długich nogach, umięśnionej szyi i o pięknych chodach, pełnych
gracji. Idealny.
Royal
wyjrzał z swojego boksu i przywitał mnie rżeniem. Uśmiechnęłam się i
pogłaskałam go po białej latarni na czole. Trącił mnie nosem w poszukiwaniu
smakołyków.
- Chyba cię trochę rozpuściłam,
co? – Zapytałam, gdy z radością w oczach pałaszował jabłko.
Weszłam
do boksu, gdzie natychmiast znalazł się obok mnie, domagając się pieszczot.
Podrapałam go za uszami, po klatce i kłębie. Royal opuścił głowę, wyprężając
plecy i parsknął cicho. Poklepałam go po zadzie. Podczas czyszczenia stał
spokojnie, jednocześnie podstawiając cały czas coś do podrapania. Zaczęłam
czyścić mu kopyta, gdy poczułam jak wyciąga mi koszulkę ze spodni.
- Royal – mruknęłam ostrzegawczo.
Parsknął z niezadowolenia.
Gdy
wyszłam na korytarz zobaczyłam Tristana, który zaczął już przygotowywać do
jazdy Blacka. Pogłaskałam karego wałacha po łopatce.
- Cześć – chłopak wzdrygnął się,
udało mi się go wystraszyć. Uśmiechnęłam się triumfująco. – Ładny mamy dzień,
co?
- Davina – jego niebieskie oczy
patrzyły na mnie przenikliwie. – Bardzo ładny, idealny na teren.
Oparłam
się o łopatkę Blacka, który spojrzał na mnie jednym okiem i wypuścił głośno
powietrze. Podrapałam go po klatce.
- To w sumie dobry pomysł –
uniósł brwi. – Żeby jechać w teren. Jesteś za?
Uśmiechnął
się.
- Jasne, że tak.
- No dobrze, to w takim razie za
półgodziny na koniu.
Nie
czekałam na odpowiedź, tylko poszłam do siodlarni po siodło i ogłowie. Royal
wiercił się lekko, gdy podpinałam mu popręg, ale przynajmniej nie próbował mnie
kopnąć, jak na początku. Rodzice kupili mi go na szesnaste urodziny, miałam
wybór: koń lub samochód. Dla mnie decyzja była oczywista. Royal był chudym
sześciolatkiem, który chodził pod siodłem, skakał. Pod jeźdźcem w swojej
macierzystej stajni zrobił na nas ogromne wrażenie. Wysoki, lekko szpakowaty,
ale z sercem do skoków i treningów. Był tylko jeden problem, o którym
przekonałam się pierwszego dnia po jego przyjeździe. Był nie do ogarnięcia w
stajni.
Rzucał
się na mnie, próbował gryźć, straszył. Istny diabeł. Rzucił mi wyzwanie tamtego
dnia, przysięgłam, że chociażby miał mnie poturbować nie pozwolę mu wygrać. Każdego
dnia byłam w stajni, stałam pozornie bezpieczna po drugiej stronie drzwi i
mówiłam do niego, opowiadałam mu o sobie, o domu, w którym mieszkał, czytałam
książki. Po kilku tygodniach przestał mnie atakować, gdy pojawiałam się w
promieniu wzroku, z każdym dniem pozwalał mi na więcej, zaczął się domagać
mojego dotyku. Pewnego zimowego dnia nie wstał, gdy weszłam do boksu. W
pierwszej chwili bałam się, że jest chory, ale w następnej zarżał cicho i
wyciągnął swój wielki łeb w moją stronę.
- Niezłe było z ciebie ziółko, co
mały? – Zapytałam, zapinając ochraniacze. Pocałowałam go w miękkie chrapy. –
Poczekaj, idę po kask.
W
siodlarni spotkałam Tristana, który ubierał właśnie buty i rękawiczki. Wyjęłam
swoje sztyblety i czapsy, które sprawnie ubrałam. Wcisnęłam na głowę kask i
wsunęłam za pasek rękawiczki. Po chwili wyprowadziłam Royala z stajni i
wskoczyłam mu na grzbiet. Ostatni raz poprawiłam popręg i byłam gotowa do
jazdy. Nie zdążyłam nawet ubrać rękawiczek, gdy obok mnie pojawił się Black.
Z
nie małym podziwem przyglądałam się delikatnym ruchom chłopaka, gdy szykował
sobie strzemiona i podciągał popręg. Z gracją wsiadł na konia, nie korzystając
ze stopni, co nie wszystkim się udawało zrobić z takim wdziękiem, ponieważ kary
wałach także nie należał do niskich wierzchowców.
- Macie tu dużo terenów do jazdy,
co? – Zapytał mój towarzysz, gdy wyjechaliśmy na ścieżkę do lasu.
Konie
szły żwawo do przodu, parskając co jakiś czas. Royal miał postawione do przodu
uszy i rozglądał się wokół siebie.
- Sporo, lubię jeździć w tereny.
Odpręża mnie to. Jeździsz w Bostonie?
- Staram się regularnie, ale to
nie to samo. W bostońskich stajniach są nastawieni bardziej na grupowe
treningi, gdzie jeździ dziesięciu jeźdźców, wszyscy na ogonach i raczej nie ma
mowy o indywidualnym podejściu do ucznia. Spędzę teraz trochę czasu w Cape
White, więc postanowiłem przyłożyć się do jeździectwa.
- Obserwowałam twój trening z
Davidem, nie wyglądasz jak typowy rekreant.
Zauważyłam,
że uśmiechnął się nieśmiało.
- Kiedyś jeździłem bardziej
sportowo, ale to dawne dzieje.
Zapadło
milczenie, miałam wrażenie, że nie chce więcej mówić. Zebrałam wodze i
popędziłam Royala do kłusu. Ogier wyrywał mi się lekko do przodu, dając do
zrozumienia, że chce iść szybciej. Przytrzymałam go, aż odpuścił i złapał równy
rytm. Las wokół nas rozbrzmiewał koncertem ptasich głosów, które przelatywały
między gałęziami ponad naszymi głowami. Między młodymi liśćmi przebijały się
promienie słońca. Drzewa rosły coraz rzadziej, aż w końcu ustąpiły miejsca
rozległym łąką, które ciągnęły się aż do klifów na wschodzie i po zabudowę
miasta na zachodzie.
Zwolniłam
do stępa i poklepałam Royala po szyi. Po chwili dołączyli do nas Black i
Tristan.
- Sporo nam uciekłaś – powiedział
z uśmiechem, błądzącym po wargach.
- Możemy jechać nad morze lub na
klify, gdzie wolisz?
- Nad morze – odpowiedział,
zgodnie z moimi oczekiwaniami. – Uwielbiam galopować po plaży.
Skręciliśmy
w drogę, która w miarę łagodnie schodziła na dziką plażę. Royal, przyzwyczajony
już do stromizn szedł pierwszy, lekko jakby nie sprawiało mu to wysiłku.
Odwróciłam się, żeby sprawdzić jak sobie radzą chłopcy za mną. Black szedł
ostrożnie, ale nie zatrzymywał się. Po dłuższej chwili kopyta koni zagłębiły
się w piasku. Poczułam jak ogier tężeje między moimi nogami. Zagwizdałam, żeby
go uspokoić, ale Royal skupiony był bardziej na wzburzonej wodzie.
Wołał
go ocean, który tutaj wydawał się dużo mniej spokojny niż z klifów. Białe
bałwany uderzały w jasny piasek z hukiem. Słony wiatr niósł ze sobą ostry
zapach morza. Ruszyliśmy stępem po plaży, ale mój wierzchowiec drobił kłusem
prawie w miejscu – był gotowy do biegu. Wiedziałam, że wystarczyłby lekki
sygnał z mojej strony, a on rzuciłby się przed siebie, gnając ile sił.
- Czujesz go? – Zapytałam, kątem
oka spoglądając na Blacka, który zachowywał się podobnie. – One już wiedzą, po
co tu są. Musisz się mocno trzymać, nie pozwól mu wejść zbyt głęboko do wody,
zresztą wiesz sam, że mogą być tu dziury. Będą się ścigać to na pewno, nie łap
go za pysk. Nie pomoże. Pozwól mu iść, lekko go kontroluj – na twarzy Tristana
pojawił się dziwny cień podobny do strachu. – Będzie fajnie, zobaczysz –
dodałam z uśmiechem, którym chciałam dodać mu otuchy.
Popatrzył
na mnie przez chwilę. Nie mogłam przywyknąć, że w twarzy tak bardzo podobnej do
Haydena błyszczą błękitne oczy Tristana. Gdyby Michał Anioł miał dać Dawidowi
oczy to byłyby to oczy Tristana.
Potrząsnęłam
głową. Nie wolno mi było myśleć w ten sposób, ale musiałam przyznać, że było w
nim coś, co mnie niesamowicie pociągało.
- Ruszajmy – powiedział, a w jego
głosie, zabrzmiała silna nuta. – Chce to poczuć.
Uśmiechnęłam
się szeroko, skracając wodzę. Royal przestał się wiercić, tańczył unosząc
wysoko przednie nogi i ugniatając piach. Ścisnęłam go łydkami. Ogier wyrwał do
przodu, wiatr uderzył mnie w pierś i pokrył moje przedramiona gęsią skórką oraz
solą. Wisiałam nisko nad siodłem, pochylona do przodu, a ogier brnął brzegiem
morza. Spod jego kopyt wyrywały się krople wody, które osiadały także na mojej
twarzy. Spojrzałam przez ramię, gdzie coraz bliżej był Tristan.
Roześmiałam
się i zrobiłam mu miejsce po stronie plaży. Dogalopowaliśmy do miejsca, gdzie zaczynały
się białe skały. Brązową sierść Royala pokryła biała piana, ale wiedziałam, że
gdybym poprosiła to przebiegłby ten dystans jeszcze dziesięć raz z uśmiechem w
oku. Poklepałam go obiema rękami po szyi.
- Przeżyłeś – uśmiechnęłam się do
mojego towarzysza, gdy nasze konie chodziły po brzegu, tupiąc mocno i
rozchlapując wszędzie wodę.
- Było to nawet przyjemne. Bardzo
przyjemne. No i jak dostałaś już list z odpowiedzią co do stypendium?
Spojrzałam
na niego ze zdziwieniem.
- Pracowałem przez semestr letni
w sekretariacie jako wolontariusz i zaadresowałem ich sporo. Hayden mówił, że
aplikowałaś na weterynarię w Filadelfii.
Zaplotłam
na palec kosmyk krzywy Royala i bawiłam się jego włosami. Ogier parsknął cicho.
Po chwili ruszyłam kłusem, pozwalając mojemu koniowi na swobodne wyciągnięcie
szyi. Tristan dogonił mnie galopem i zwolnił, gdy wałach zrównał się głową z
gniadoszem.
- Jeszcze się z nikim nie
dzieliłam tą informacją – powiedziałam, nie patrząc na niego.
- Rozumiem. Nie powiedziałaś
jeszcze Haydenowi.
Spojrzałam
na niego ostro. Odpowiedział mi twardym spojrzeniem. Zadziwiał mnie ten chłopak
– czytał ze mnie jak z otwartej księgi. Wydawało mi się, że odczytuje moje
intencje lepiej niż ktokolwiek inny.
- Na ile mogę ufać, że to o czym
mówimy pozostanie między nami?
Położył
prawą rękę na sercu.
- Przysięgam, że nikomu nic nie
powiem. Polubiłem cię Davino – dodał, gdy milczałam przez dłuższą chwilę. –
Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
Roześmiałam
się. Zabrzmiało to staromodnie, ale było strasznie słodkie.
- To zostańmy – powiedziałam, a
na moich wargach pojawił się uśmiech. – No dobrze. Podobno przyjaźń scala
sekret. Więc ja opowiem ci jeden i ty mi jeden, zgoda?
Pokiwał
głową.
- Umowa stoi. Black i Royal są
świadkami zawarcia tej umowy – uśmiechnął się.
Coś
było w uśmiechu Smithów, co rozbrajało. Nie znałam dziewczyny, której serce nie
zabiłoby mocniej na widok roześmianej twarzy Haydena, a Tristan miał w sobie
coś, co sprawiało, że miękły kolana. To chyba przez te oczy.
- Dostałam stypendium sportowe na
kierunku weterynarii.
- Gratulacje! To duże
osiągnięcie.
- Dziękuję, tylko że dostałam się
do Bostonu.
Tristan
milczał. Przez chwilę słyszałam tylko głuchy tętent kopyt, rytmicznie
uderzających w suchy piasek. Słońce ogrzewało moją skórę, a mimo to w środku
było mi zimno.
- Dlaczego mu nie powiedziałaś?
- Powiem ci mój drugi sekret
Tristanie, jestem okropnym tchórzem. Nie jestem dobra w konfrontacjach. Boję
się mu to powiedzieć, a w sumie bardziej boje się tego jak zareaguje.
Przeszliśmy
do stępa, bo wyjechaliśmy na ścieżkę, która prowadziła w górę. Lekko stanęłam w
strzemionach i uniosłam się z siodła, dzięki czemu Royal z łatwością wspiął się
na klif. Do góry wiało, część moich włosów uwolniła się z upięcia i powiewała
wokół mojej twarzy. Poczekałam na Tristana i ruszyliśmy łąką w stronę stajni.
Trawa sięgała tu do połowy nóg koni i falowała jak morze.
- Im dłużej będziesz zwlekać, tym
gorzej to przyjmie – pokiwałam głową, na znak że jestem tego świadoma. – Jeśli
cię kocha, a wiem, że tak jest, to przyjmie to na klatę. Poradzicie sobie. Moi
rodzice na przykład są parą od liceum, a mama studiowała w Europie – na
Sorbonie. A wy będziecie w tym samym stanie.
Uśmiechnęłam się. Hayden nigdy mi o tym nie
mówił, wiedziałam, że jego mama mówi płynnie po francusku, a nawet myśli w tym
języku. Mało mówił o swoim życiu, miałam wrażenie, że wie o mnie wszystko, a ja
po półtorej roku znam mały wycinek.
- Dziękuję – powiedziałam. – Masz
rację, że damy radę – zacisnęłam mocniej dłonie na wodzach. – W końcu go kocham
– dodałam ciszej, jakby upewniając samą siebie, że tak jest.
Tristan
uśmiechnął się lekko.
- Pogalopujmy jeszcze –
zaproponował i ścisnął Blacka łydkami.
Cześć :)
Mam nadzieję, że podobał się Wam rozdział 2. Tak jak obiecałam sporo koni.
Mam nadzieję, że podobał się Wam rozdział 2. Tak jak obiecałam sporo koni.
Dziękuję Wam bardzo za aktywność pod rozdziałem 1 i prologiem. Nie macie pojęcia ile to dla mnie znaczy.
Czekam na Wasze wrażenia i komentarze.
Raven
PS. Do góry wisi ankieta - udzielcie proszę odpowiedzi :)
Dziękuję za cudowny wątek w końmi <3 Bardzo jestem Ci wdzięczna!
OdpowiedzUsuńPróbuję, próbuję i próbuję przewidzieć albo chociaż skapnąć o czym będzie to opowiadanie. I nic mi nie przychodzi do głowy...
Rozdział cudowny, naprawdę <3 Kocham główną bohaterkę. Jest cudowna! Dziękuję za szybkie dodanie rozdziału!
Trzymaj się kochana <3
Opowiadanie będzie o życiu, tylko bardziej prawdziwym niż "Ponad czasem".
UsuńObiecuję, że akcja się zawiąże już w następnym rozdziale i będzie coraz ciekawiej. Napisałam już 7 rozdział, pracuję nad 8, a historia powoli zbliża się do tego ważnego momentu zwanego punktem kulminacyjnym, a co dalej to już będziesz musiała się sama przekonać :)
Bardziej prawdziwym? Czyli o nadnaturalnych rzeczach nie tym razem? Dobrze zrozumiałam? :) I dziękuję, ach nie mogę się doczekać!
UsuńTaki jest plan! :D
UsuńDziękuję za jasną odpowiedź... Wow... Jeśli tak to będzie to coś niezwykłego.
UsuńŚwietny post. :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziekuje bardzo :)
UsuńZapraszam czesciej :)
Jeju, świetny rozdział! Bardzo fajnie i ciekawie piszesz. W paru miejscach zabrakło przecinków, ale to nic. Każdemu się zdarza :) Bardzo podobają mi się wątki z końmi, te wszystkie nazwy, czynności, ogólnie wszystko z tymi zwierzętami naprawdę mi imponuje. Widać, że znasz się na tym jak mało kto ;) Fajnie jest wplatać w opowiadania swoje własnie przeżycia i doświadczenia, wtedy tekst jest jak najbardziej realny, jak jest w twoim przypadku! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny! :)
http://konieckropka-bookgirl.blogspot.com/
Dziekuje bardzo :D wiedzi nadal mi brakuje, ale staram sie.
UsuńDziekuje za link do Ciebie :)
Raven
Śliczny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńZawsze, gdy czytam twoje teksty, jakoś tak robi mi się ciepło w środku. Posiadają w sobie pewnego rodzaju urok i czar, przez które nie mogę oderwać się ani na chwilę *.* Gdy przypominam sobie Amazonkę, widzę jak bardzo poprawiłaś swoje umiejętności. Opisy są zdecydowanie ładniej skonstruowane, a i dialogi wydają się naturalniejsze. Obserwowanie, jak ktoś rozwoja się wraz ze swoim opowiadaniem, jest niesamowite. Zwłaszcza, jeśli jego teksty zawierają wątki przeżyć danej osoby lub sposobu patrzenia na świat przez nią. Dzięki uważnemu czytaniu, można znaleźć wiele cech charakterystycznych dla danego autora/autorki. Każdy z nas jest przecież niepowtarzalny.
Coś mi się na filozofowanie wzięło. Nie martw się, jeśli nie rozumiesz, co miałam na myśli. Trochę za późna godzina. Ale wiedziałam, że jeżeli teraz nie napiszę tego komentarza, to później będzie to zdecydowanie bardziej wątpliwe. So I am here.
Było parę drobnych literówek, gdzieś miało być ę zamiast e, gdzieś zabrakło przecinka, ale i tak czytało się bardzo przyjemnie.
Mam nadzieję, że niedługo wejdziemy na właściwe tory i akcja przybierze określony kierunek.
Pozdrawiam cieplutko
Kate <3
Rozumumiem doskonale. W szczegolnosci, ze wczoraj piszac rozdzial musialam sie przypilnowac, zeby nie zaczac kolejego od tych samych slow. Ciesze sie, ze ktos wylapuje moj styl i mnie rozpoznaje. To wiele mowi o Tobie, czyli z jaka dokladnoscia czytasz moje rozdzialy, a takze o mnie - bo dobrze miec swoj styl. Liczy sie dla mnie, ze widzisz tez progres. Az sie glupio szczerze do telefonu z radosci XD
UsuńCo do bledow -to bardzo sie staram, zeby ich nie bylo, ale niestety chyba zawsze sie jakies schowaja.
Trzymaj sie ;*
Raven
Czytam i uwielbiam, czekam na kolejne rozdziały kochana <3
OdpowiedzUsuńDzieki Misia ♡♡♡
UsuńHejka! Trafiłam tu dzięki grupie na fejsie, w której też jestem :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się sposób w jaki piszesz - robisz to bardzo lekko, co niesamowicie ułatwia czytanie, i sprawia, że jest to sama przyjemność ;)
Poza tym sama jestem koniarą, więc to opowiadanie jak najbardziej do mnie przemawia :)
Pozdrawiam i do następnego!
stay-with-me-if-you-remember.blogspot.com
Mam nadzieję, że zajrzysz i wyrazisz swoją opinię :)
Potrzebuję więcej akcji i czegoś wyjątkowego XD Na razie prowadzisz zwyczajne opowiadanie dla nastolatków o dziewczynie, której pasją są konie. I czy tylko tak będzie to wyglądało? Podejrzewam i chciałabym, żeby nie. Trzeba by tu dodać nieco własnych emocji, przelanych na konto bohatera. Jakoś ciężko się wciągnąć i wczuć w fabułę.
OdpowiedzUsuń